Warto zejść z głównego szlaku. Turystyczne hity Polski z innej strony

Na urlopie zajrzyjmy do przewodników, które ukazują turystyczne hity z innej perspektywy. Regionalne wydawnictwa i gminy przygotowały fachowe podpowiedzi, bo – jak wiadomo – nie każdy skok w bok się opłaca.

Publikacja: 11.07.2018 13:30

Foto: AdobeStock

Trójmiasto, Kraków, Podlasie, Bieszczady. Wszyscy powiedzą: Znamy. Ale czy na pewno? Pojawiły się przewodniki – papierowe i elektroniczne – które prowadzą turystę poza główny szlak, pokazują, że nawet popularne miejsca wciąż kryją niespodzianki. Warto oddalić się od rynku, zejść z plaży, skoczyć w bok.

Podpowiedzi warto szukać lokalnie – w końcu miasta i regiony wiedzą najlepiej, czym się chwalić.

Dla znudzonych plażą

Dobry pomysł dla tych, którzy zejdą z plaży, ma Gdynia. Spacer szlakiem architektury modernizmu przypomina, że kiedy w 1922 r. Sejm RP zdecydował o budowie polskiego portu morskiego, europejska architektura wchodziła w nową epokę. Stawiało się na funkcjonalność budynków, dopiero z niej miała wynikać forma. Budowano więc prosto, bez ornamentów, z użyciem nowych wtedy materiałów – żeliwa, stali i dużej ilości szkła. Modernizm rozprzestrzeniał się po świecie, więc musiał trafić też nad Bałtyk. Przewodnik (do ściągnięcia ze strony miasta – Gdynia.pl) powiedzie turystę szlakiem opływowych kamienic wzorowanych na kształtach okrętu i asymetrycznych, prostopadłościennych willi zrywających z tradycją spadzistego dachu. Wszędzie dużo bieli, która miała przydawać miastu słonecznego blasku. Wizyta w centrum miasta – które przetrwało wojnę bez szwanku – jest niczym rejs w lata 30.

Gdynia była polską odpowiedzią na niepewny wówczas (w sensie geopolitycznym) Gdańsk. Jeśli tam mówi się o mieście młodym, tu można się zanurzyć w tradycji – nie tylko polskiej.

Miasto, po którym grasują duchy przeszłości, jest dobrym tworzywem literackim, dlatego miejscowy urząd miejski przygotował kilka przewodników, które poprowadzą gościa pisarskim śladem. Szczególny jest jeden, bo związany z lokalnym noblistą. Günter Grass przyszedł na świat we Freie Stadt Danzig, wychowywał się przy ulicy Labesweg w dzielnicy Langfuhr. Teraz dzielnica nazywa się Wrzeszcz, a ulica, przy której stoi dom rodzinny pisarza – Lelewela.

„Gdańsk według Güntera Grassa" (na stronie Gdansk.pl) wiedzie trasą, którą poruszał się zarówno autor, jak i jego bohaterowie, bo obie marszruty często się pokrywają. I tak Oskar Matzerath, bohater „Blaszanego bębenka", zasiał spustoszenie w tej samej szkole, w której uczył się jego późniejszy twórca. Kto wie, może młody Günter marzył na lekcjach, żeby przenikliwym krzykiem wytłuc szyby i szkła w okularach nauczycieli.

W tych samych dekoracjach rozgrywają się też pozostałe odsłony gdańskiej trylogii – na którą składają się jeszcze powieści „Kot i mysz" oraz „Psie lata". Miasto gości na kartach i innych utworów Grassa, zatem jest gdzie spacerować. Można nawet spotkać autora, który wraz ze swoim najsłynniejszym bohaterem siedzi na placu Wybickiego. Obie rzeźby – chłopca z blaszanym bębenkiem i starszego pana z fajką i książką – wykonano w tym samym 2002 r. Pisarz nie zgodził się jednak na wystawianie pomników za życia. Dlatego dołączył do Oskara dopiero kilka miesięcy po śmierci.

Szlakiem kół zębatych

Noblistami chwali się też Kraków. Przewodnik „Śladami Wisławy Szymborskiej" (Krakow.pl) nie ma formy wydawniczej – to interaktywna mapa, na której oznaczono i opisano miejsca związane z jej życiem i twórczością. Dobrze spełnia swoją rolę na ekranach urządzeń mobilnych.

Szlak prowadzi m.in. na wystawę „Szuflada Szymborskiej" w kamienicy Szołayskich, gdzie wśród pamiątek po poetce znajduje się minikomoda podarowana przez Czesława Miłosza. Tu można płynnie przejść do wspomnień o kolejnym laureacie literackiego Nobla, jednak pozostańmy przy konkluzji, że literackich tras w Krakowie można wytyczać sporo – Lem, Mrożek, Wyspiański... Poruszanie się w gmatwaninie wątków ułatwia Krakowskie Biuro Festiwalowe, które od kilku lat organizuje literackie spacery z przewodnikiem – w tym roku zaplanowano trzynaście, sześć jeszcze przed nami.

– Wśród nowości są spacery szlakami Młodej Polski oraz Tadeusza Boya-Żeleńskiego – wylicza Aleksandra Śpiewak z Krakowskiego Biura Festiwalowego.

Obok literackiego Kraków proponuje podejście industrialne. To spojrzenie na miasto z odmiennej perspektywy. Krakowski Szlak Techniki łączy kilkanaście obiektów przemysłowych z przełomu XIX i XX w. To był pierwszy tego typu szlak w Polsce – chwalą się w magistracie. Stąd przewodnik (umieszczony na Krakow.pl), który prowadzi turystę pomiędzy budowlami oznaczonymi plakietkami w postaci dwóch zębatych kół.

Wśród przystanków na tej trasie znajdują się miejsca tak znamienne jak Fabryka Wyborów Emaliowanych przy Lipowej. Założona w 1937 r. przez Izraela Kohna, Wolfa Luzera Glajtmana i Michała Gutmana (jako Pierwsza Małopolska Fabryka Naczyń Emaliowanych i Wyrobów Blaszanych „Rekord") po dwóch latach została przejęta przez sudeckiego Niemca, współpracownika Abwehry Oskara Schindlera i przemianowana na Deutsche Emailwarenfabrik. Resztę tej historii znamy – setki Żydów uratowanych dzięki zatrudnieniu w fabryce, powieść Thomasa Keneally'ego „Arka Schindlera", ekranizacja Stevena Spielberga.

Industrialny Kraków może stanowić przygrywkę do dłuższej podróży, bo można tak zwiedzić kraj jak długi i szeroki. O czym przekonuje wydany w czerwcu przewodnik „Polska industrialna" (wyd. Pascal), zbierający opisy 365 takich obiektów. Mnogość pamiątek kultury technicznej zaskakuje, tym bardziej że książka obejmuje nie tylko Śląsk i Centralny Okręg Przemysłowy, ale też lokalizacje mniej oczywiste, jak Ciechocinek (słynne tężnie solankowe to również zabytek techniki) czy Włocławek.

W miejskich dekoracjach

Przemysłowa wędrówka nie może ominąć Łodzi – tam, wśród pamiątek włókienniczej świetności, stoi Księży Młyn, czyli osiedle stworzone przy dawnej przędzalni Karola Scheiblera – jednego z łódzkich „królów bawełny", który mógł być wzorem dla reymontowskiego Hermana Bucholca z kart „Ziemi obiecanej".

Odnowione budynki XIX-wiecznego imperium Scheiblera są miejscem wydarzeń kulturalnych i siedzibą firm z tzw. branż kreatywnych. Działa tu m.in. wydawnictwo Księży Młyn, kochające – jak samo pisze – ciekawostki związane z polskimi miastami, historią, architekturą i komunikacją. W serii „Sekrety" opisano już kilkadziesiąt miejsc – ostatnio m.in. Łomżę i Ostrołękę, które nie są oczywistym celem wakacyjnych wojaży – a może szkoda. W ofercie, rzecz jasna, również tematyka łódzka. Wydawnictwo prezentuje przejażdżkę przez miejscowe stacje kolejowe („Koleją przez Łódź") – to podróż od czasów dawnych po współczesność reprezentowaną przez imponująco przebudowany dworzec Fabryczna.

Magistrat w Poznaniu postawił na audioprzewodniki. W wielkopolskiej ofercie również znalazł się spacer szlakiem modernizmu – tu jednak, inaczej niż w Gdyni, do obejrzenia mamy realizacje powojenne – przykładem dawny dom towarowy Okrąglak. Start przy rondzie Kaponiera, meta na Starym Rynku, w pobliżu Arsenału.

Wędrowiec, który woli podróże w odleglejsze czasy, może skorzystać ze ścieżki „Poznań XIX-wieczny" łączącej ślady z czasów zaboru pruskiego, czyli lat 1793–1914. Spacer rozpoczyna się na placu Wolności (z budynkami Arkadii, Biblioteki Raczyńskich, Muzeum Narodowego i hotelu Bazar), a kończy w sąsiedztwie Zamku Cesarskiego.

Wśród pozostałych tras audio do wyboru m.in. secesja, fortyfikacje oraz najstarszy Poznań.

Niespiesznie

Po tylu miejskich atrakcjach wypada odetchnąć. Poszukiwania miejsc, w których czas płynie trochę wolniej, często kończą się na wschodzie. Podlaska Regionalna Organizacja Turystyczna spieszy (choć to akurat złe słowo) z pomocą, publikując serię mikroprzewodników w formie elektronicznej (www.podlaskieit.pl). Uwagę zwraca zwłaszcza ten zatytułowany „W kulturowym tyglu", wiodący przez dzieje licznych narodów, języków i wyznań obecnych od wieków w regionie. Przewodnik prowadzi m.in. Szlakiem Tatarskim z meczetami i mizarami (muzułmańskimi cmentarzami), białostockim Szlakiem Dziedzictwa Żydowskiego, opowiada o licznych wpływach kulturowych na ziemi sejneńskiej. Efekty tej mieszanki widać między innymi w regionalnej kuchni – o czym autorzy przewodnika nie zapomnieli. I słusznie, bo chęć popróbowania soczewiaków lub pierekaczewnika może stanowić silny magnes.

Pozostając na wschodzie kraju i nie oddalając się od stołu, skierujmy się na południe. Bieszczady to nie tylko ziemia obiecana dla poszukiwaczy nieskażonej przyrody i tanich noclegów, to także jeden z krajowych regionów uprawy winorośli. A wiadomo, że wraz z produkcją wina rozwija się zwykle sfera turystyczno-degustacyjna. Naprzeciw tym oczekiwaniom wyszło m.in. wydawnictwo Bosz z Leska, publikując przewodnik „Od Bieszczadów do Tokaju – szlakiem wina białego", który poprowadzi przez Jasło i Krosno, by ostatecznie zawieść aż na północny wschód Węgier. Przy czym – uprzedźmy – nie jest to podróż po winnicach, wino jest tu raczej kluczem do bram kilkudziesięciu miejscowości w Polsce, Słowacji i na Węgrzech. Co nie znaczy, że nie warto po drodze odwiedzić miejscowych producentów.

Trójmiasto, Kraków, Podlasie, Bieszczady. Wszyscy powiedzą: Znamy. Ale czy na pewno? Pojawiły się przewodniki – papierowe i elektroniczne – które prowadzą turystę poza główny szlak, pokazują, że nawet popularne miejsca wciąż kryją niespodzianki. Warto oddalić się od rynku, zejść z plaży, skoczyć w bok.

Podpowiedzi warto szukać lokalnie – w końcu miasta i regiony wiedzą najlepiej, czym się chwalić.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego