Do takiego wniosku doszedł Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w wyroku z 10 lipca 2008 r. (C-54/07) po przeanalizowaniu dyrektywy 2000/43/WE z 29 czerwca 2000 r. wprowadzającej w życie zasadę równego traktowania bez względu na pochodzenie rasowe lub etniczne.
Trybunał Sprawiedliwości musiał odpowiedzieć na pytanie, czy publiczne oświadczenia pracodawcy, że nie zatrudnia osób o określonym pochodzeniu etnicznym lub rasowym, mogą stanowić bezpośrednią dyskryminację w zatrudnieniu, jeśli nie można zidentyfikować osoby pokrzywdzonej.
W czym problem
Belgijska firma poszukiwała monterów, którzy mieliby instalować drzwi u klientów w ich domach. Ogłoszenie o wolnych stanowiskach firma umieściła na dużym plakacie przy autostradzie. Kilka miesięcy później w prasie i w telewizji ukazał się wywiad z jednym z dyrektorów firmy. Stwierdził w nim, że niektórzy klienci firmy boją się wpuszczać do mieszkań cudzoziemców i spółka musi dostosować się do tych życzeń, aby móc dobrze funkcjonować.
Belgijskie Centrum Równości i Szans oraz Zwalczania Rasizmu uznało, że poprzez takie oświadczenie firma naruszyła przepisy o równym traktowaniu w zatrudnieniu, prowadząc dyskryminacyjną politykę etatową. Centrum wystąpiło do sądu.
Co orzekły sądy
Sąd belgijski w pierwszej instancji uznał, że skarga Centrum jest niezasadna, gdyż nie ma jakiegokolwiek dowodu na to, że ktokolwiek starał się o zatrudnienie w belgijskiej spółce i nie został zaangażowany z powodu swojego pochodzenia rasowego. Na skutek odwołania od tego wyroku sąd drugiej instancji zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości z prośbą o wyjaśnienie, w jakim zakresie przepisy o bezpośredniej dyskryminacji odnoszą się do publicznych oświadczeń pracodawcy. Czy jeżeli nie ma osoby pokrzywdzonej, to w ogóle można mówić o dyskryminacji w zatrudnieniu?