Pośpiech, oszczędności i brak zabezpieczeń w czasie pracy, gdy odbywa się ona na wysokości, może niejednego pracodawcę słono kosztować.
Sto tysięcy zdarzeń
Ten przypadek dotyczy firmy budowlanej, ale powinien być przestrogą dla wszystkich firm produkcyjnych, budowlanych czy działających w przetwórstwie.
Co roku w Polsce dochodzi do około 100 tys. wypadków przy pracy. W znaczącej części zatrudniony, który ucierpiał, może dochodzić wysokiego zadośćuczynienia, a czasem nawet dożywotniej renty, płatnej przez przedsiębiorcę. Renta ma wyrównać utracone w wyniku wypadku możliwości zarobkowania.
Ostatnio przekonał się o tym podkrakowski przedsiębiorca budowlany, którego pracownik spadł z drabiny podczas montażu balustrady balkonu. Sądy powszechne, przyznając mu 50 tys. zł zadośćuczynienia i zwrot kosztów leczenia powypadkowego, nie miały wątpliwości, że pracodawca ponosi winę za utratę zdrowia przez pracownika. Praca bez zabezpieczeń odbywała się bowiem na wysokości przekraczającej dwa metry. Uraz stawu skokowego, jakiego doznał pracownik w wyniku wypadku, okazał się na tyle poważny, że ZUS przyznał mu rentę z tytułu niezdolności do pracy. Ten zażądał jednak od pracodawcy dodatkowo 850 zł renty wyrównawczej, jako różnicy między wypłacanym przez ZUS świadczeniem a obowiązującym w tym czasie minimalnym wynagrodzeniem.
W czwartek sprawą zajął się Sąd Najwyższy, do którego trafiła skarga kasacyjna pracownika, złożona od wyroku Sądu Apelacyjnego w Krakowie. Sędziowie uznali w nim, że renta się nie należy, bo pracownik zdrowie utracił tylko częściowo. Zachował więc częściową zdolność do pracy i może zatrudnić się jako portier czy dozorca.