Sąd Najwyższy wytknął ustawodawcy poważną lukę w przepisach o zatrudnianiu pracowników tymczasowych. Przewidują one, że taka praca na rzecz jednej firmy może wynosić maksymalnie 18 miesięcy w okresie kolejnych trzech lat. Okazuje się, że przekroczenie tego limitu nie wiąże się z praktycznie żadnymi konsekwencjami ani dla firmy, która z takiej pracy korzysta, ani dla agencji pracy tymczasowej, która zatrudnienie organizuje, zarabiając przy tym niemałe pieniądze.
Bez przedłużenia umowy do porodu
Proces zaczął się po rozstaniu się przez agencję pracy tymczasowej z jedną z pracownic, która zaszła w ciążę. Spółka nie podpisała z nią umowy na kolejny okres. Kobieta w ciąży wystąpiła do sądu z pozwem przeciwko agencji o ustalenie, że mają do niej zastosowanie ogólne przepisy kodeksu pracy, gwarantujące przedłużenie jej umowy do dnia porodu (art. 177 §3 k.p.). Argumentem za tym było to, że przepracowała już ponad 19 miesięcy na rzecz jednego pracodawcy użytkownika, czyli z przekroczeniem limitu określonego w art. 20 ustawy o zatrudnieniu pracowników tymczasowych.
Kontrola przeprowadzona przez Państwową Inspekcję Pracy wskazała, że poza nią z przekroczeniem limitu pracowały cztery inne osoby.
Zarówno sąd rejonowy, jak i okręgowy, które zajmowały się sprawą, stwierdziły, że pracownicy tymczasowej w ciąży, zatrudnionej z przekroczeniem prawa, należy się ochrona wynikająca z art. 177 kodeksu pracy.
Agencja pracy tymczasowej złożyła jednak skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, w której dowodziła, że ustawa o zatrudnieniu pracowników tymczasowych nie przewiduje takich sankcji za przekroczenie ograniczeń zawartych w przepisach. Jak się okazało, słusznie. Sąd Najwyższy w wyroku z 1 kwietnia 2015 r., który zapadł na posiedzeniu niejawnym i właśnie został opublikowany, przyznał jej rację.