Mieli być dodatkowym paliwem dla polskiej gospodarki, wypełnić lukę po milionach Polaków, którzy wybrali emigrację zarobkową, oraz ratunkiem dla demografii. Plany te może pokrzyżować nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia, nad którą pracuje rząd.
Według pracodawców blisko 550 tys. pracowników ściąganych każdego roku głównie z Ukrainy było atrakcyjnych, bo obniżali koszty pracy. Są zatrudniani w branży budowlanej, transportowej, rolnictwie czy gastronomii. Zmiany, które przygotowuje rząd, mogą to zmienić. Zgodnie z nowymi przepisami pracujący sezonowo cudzoziemcy mają zarabiać tyle co inni pracownicy w danej branży. Pracodawcy zmiany odczują więc w kieszeniach.
– Obecnie nie ma takich wymogów. Należy zagwarantować co najmniej minimalne wynagrodzenie – mówi Robert Lisicki z Konfederacji Lewiatan.
To nie koniec utrudnień. Przepisy, które mają obowiązywać już od 2017 r., wprowadzają dodatkowe typy zezwoleń: ośmiomiesięczne na pracę sezonową i sześciomiesięczne na krótkoterminową. Wydawać je będzie starosta. Cała procedura więc się wydłuży i skomplikuje. Teraz pracodawca składa tylko w powiatowym urzędzie pracy oświadczenie o chęci zatrudnienia obcokrajowca. Obywatele Białorusi, Gruzji, Mołdowy, Rosji, Armenii i Ukrainy mogą do pół roku legalnie pracować w Polsce bez obowiązku uzyskiwania na nią zezwolenia.
W ubiegłym roku zarejestrowano 782 tys. oświadczeń pracodawców, a w pierwszym kwartale tego roku już 318 tys. Po wprowadzeniu zezwoleń liczba pracowników zza wschodniej granicy może się zmniejszyć.