Dowcipni, skłonni do żartowania współpracownicy mogą być nieocenionym źródłem dobrej atmosfery w pracy. Niestety bywają sytuacje, że nie wszystkim udziela się owa wesołość, w szczególności tym, którzy stają się obiektem żartów. Z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w jednej z firm budowlanych.
Członkowie pewnej brygady bardzo lubili dowcipy. Często zdarzały się takie psikusy jak wiązanie sznurówek, wrzucanie spodni roboczych na dach itp. Jeden z członków tej brygady nie podzielał jednak ogólnej wesołości, głównie z tego względu, że to zwykle on był obiektem żartów i dowcipów. A to ciągłe nawiązywanie do jego wzrostu („oj malutki, malutki" albo że „nie ma butów zimowych roboczych, bo jeszcze do nich nie dorósł"), a to bardziej kłopotliwe dla ofiary psikusy, jak np. umieszczenie jego roweru na dachu budy na terenie budowy. Słowem – boki zrywać.
Przełożeni, świadomi całej sytuacji, nie reagowali na skargi pracownika, a jeżeli już, to kierowali go do innych zajęć, do których często nie miał żadnego przygotowania, wymaganych badań czy przeszkolenia.
Skutki zdrowotne...
Wkrótce po incydencie z rowerem zaczęły się kłopoty zdrowotne ofiary. Pracownik zgłosił się do poradni zdrowia psychicznego, gdzie rozpoznano u niego zaburzenia adaptacyjne. Wprawdzie te zaburzenia nie były u niego niczym nowym, ale ich objawy znacznie się nasiliły.
Po powrocie z długotrwałego zwolnienia chorobowego doszło do ciągu zdarzeń, w efekcie których pracownik rozwiązał umowę o pracę bez wypowiedzenia z uwagi na ciężkie naruszenie przez pracodawcę podstawowych obowiązków. Wszczęto sprawy sądowe (z powództwa pracownika i pracodawcy – o odszkodowanie).