Zarzuty związkowców z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych sprowadzają się do trzech spraw.
– Sądy wyznaczają rozprawy co kilka miesięcy, więc proces może trwać nawet dwa–trzy lata, poza tym pracownicy są nierówno traktowani – mówi Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ. – Gdy pracodawca przegra proces, to koszty postępowania przerzuca na firmę. Gdy to pracownik przegrywa, to wszystko płaci z własnej kieszeni. Nie powinno tak być.
OPZZ kwestionuje także zasady liczenia opłat sądowych w przypadku roszczenia o przywrócenie do pracy. Wówczas jako wartość przedmiotu sporu jest brana fikcyjna kwota – równowartość rocznych zarobków pracownika. Nawet osoba z zarobkami rzędu 3 tys. zł miesięcznie (4,2 tys. zł brutto) przekracza limit 50 tys. zł wartości roszczenia, powyżej której pracownik płaci 5 proc. wpisu sądowego od takiego pozwu, czyli co najmniej 2,5 tys. zł.
– Obecne przepisy tworzą bariery w dostępie do sądów pracy, które powodują, że coraz mniej osób decyduje się na złożenie pozwu przeciwko pracodawcy – dodaje Radzikowski.
Prawnicy za zmianami
Postulaty związkowców popiera znany warszawski adwokat, który od lat specjalizuje się w procesach pracowniczych i często reprezentuje przed sądem osoby zwolnione z pracy.