Kierownik oddziału ogólnopolskiej hurtowni elektroniki wydawał, wbrew wewnętrznym przepisom obowiązującym w spółce, jednemu z dotychczasowych najlepszych klientów towary pomimo wyczerpania kwoty 600 tys. zł kredytu kupieckiego.
Przez pół roku kierownik ukrywał ten fakt przed władzami spółki, mając nadzieję, że zadłużony kontrahent wyjdzie z dołka i spłaci wszystkie zaległości. Tak się jednak nie stało. Ponadto po przeprowadzeniu w hurtowni audytu i inwentaryzacji okazało się, że poza kredytem kupieckim kontrahent ma do zapłaty kolejne prawie 500 tys. zł za towary wydane mu poza oficjalnymi rejestrami.
Spółka wystąpiła do sądu pracy z żądaniem pokrycia manka przez kierownika. Kwotę roszczenia pomniejszyła o ok. 150 tys. zł, jakie udało się odzyskać od kontrahenta w towarach. Sąd okręgowy, do którego trafiła sprawa, stwierdził, że nie można przypisać pracownikowi winy umyślnej za powstałe straty. Sędziowie ograniczyli więc odpowiedzialność pozwanego do 26 tys. zł odpowiadających trzykrotności jego pensji. Podobnego zdania był sąd apelacyjny, który oddalił odwołanie spółki i samego kierownika. Ten kwestionował nawet obowiązek zapłaty 26 tys. zł.
Obie strony złożyły skargi kasacyjne do Sądu Najwyższego. Kierownik podnosił, że spółka nie może żądać od niego pieniędzy, bo nie próbowała najpierw ściągnąć ich od kontrahenta. Z kolei spółka podważała ograniczenie odpowiedzialności pracownika do winy nieumyślnej. Jej zdaniem powinien ponieść pełną odpowiedzialność finansową za spowodowane straty.
Sąd Najwyższy w wyroku z 1 lutego 2017 r. uwzględnił zarzuty spółki i zwrócił sprawę do ponownego rozpoznania.