Dziś tylko pracodawcy z sektora opieki nad dziećmi i oświaty posiadają prawo wglądu do rejestru kar za przestępstwa i podejrzeń o ich popełnienie. Tymczasem prawo zwyczajowe kreuje rynek pracy.
Minister rynku pracy Yla Johansson mówi, że chce zastopować proces, w którym pracodawcy ze złego przyzwyczajenia żądają zaświadczeń z poufną informacją o pracowniku. Informacja, która nie jest wcale – w opinii minister – relewantna dla wykonywanej pracy. Według przygotowanego przez rząd projektu pracodawca będzie mógł wymagać przedstawiania wyciągu z rejestru, tylko jeżeli przewidują to zapisy prawne. W innych wypadkach będzie to zabronione. Jednocześnie socjaldemokratyczna minister chce, by żądanie kopii z rejestru rozszerzyć na więcej zawodów, niż jest to dzisiaj możliwe ze względu na charakter pracy.
Czy przez to liczba wydawanych dokumentów z poufnymi danymi by się zmniejszyła? Nie wiadomo. Może wręcz odwrotnie.
O tym, że liczba wniosków o kopie z rejestru karnego stale rośnie, świadczy statystyka. W 2014 r. Krajowa Policja wydała 230 tys. zaświadczeń. Przez jedenaście miesięcy ubiegłego roku władze dostarczyły ich już niemal 740 tys. O 10 tys. więcej niż poprzedniego roku. Ponad połowa wniosków pochodzi z sektora oświaty i opieki nad dziećmi, gdy obsadzane są wakaty.
O jedną trzecią wyciągów z rejestru występują jednak osoby prywatne. Wniosek można bowiem złożyć jako osoba prywatna, by samemu móc skorygować zawartą w nich informację, jeżeli zawiera błędy. Pracodawcy spoza sektora szkół i przedszkoli, nie mając prawa do uzyskania poufnej informacji od policji, żądają od osób szukających pracy, by zdobyły dokument na własną rękę. I co gorsza, traktują zaświadczenie o niekaralności za niezbędny do przyjęcia pracownika do swojej firmy. Na ogół też sami chcą otworzyć kopertę z kopią z rejestru, gdy przesłana zostanie do osoby zainteresowanej pracą w firmie. Gdy ta z kolei nie zgodzi się na zdobycie dokumentu lub przekazanie go w nienaruszonej kopercie, pracodawca może wyłączyć go z procesu rekrutacji.