Od początku tego roku przeszło milion osób prowadzących działalność gospodarczą ma obowiązek prowadzić ewidencję swojego czasu pracy. Ewidencja ma służyć Państwowej Inspekcji Pracy do sprawdzenia, że samozatrudniony czy zleceniobiorca zarabia nie mniej niż 13 zł za godzinę.
Okazuje się, że nowe przepisy są bardzo ogólnie sformułowane. Z art. 1 pkt 1b lit. a ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę wynika, że z obowiązku prowadzenia ewidencji czasu pracy zwalniają samozatrudnionych, którzy zatrudniają pracowników na etatach lub zawierają umowy zlecenia.
W ten sposób zwolniona z prowadzenia ewidencji czasu pracy może być osoba, która zleca prowadzenie swoich spraw podatkowych księgowej czy zamawia sprzątaczkę do biura. Nowe przepisy nie przewidują bowiem, w jakim zakresie ma odbywać się to zatrudnianie na zleceniu.
Zbędny obowiązek
– Dla wielu osób to bardzo dobra informacja, bo prowadzenie ewidencji czasu pracy to absurdalny i szkodliwy obowiązek. Dotyczy bowiem nie tylko osób z najniższymi zarobkami, ale także menedżerów i specjalistów otrzymujących wynagrodzenia kilkakrotnie wyższe niż minimalna pensja – tłumaczy Witold Polkowski, ekspert Pracodawców RP. – Nowe przepisy przewidują wysokie kary za nieprawidłowości przy prowadzeniu tej ewidencji. To spowoduje, że duże korporacje na wszelki wypadek zrezygnują ze współpracy z osobami, które muszą raportować swój czas pracy. Tylko po to, aby uniknąć ryzyka wynikającego z nowych przepisów. Jednocześnie, jeśli taki specjalista jest wynagradzany ryczałtowo, obowiązek przedstawienia ewidencji jego czasu pracy może prowokować do obniżenia mu wynagrodzenia.
Dlatego Pracodawcy RP jeszcze w czasie prac legislacyjnych nad nowymi przepisami postulowali wprowadzenie limitu wynagrodzenia, powyżej którego nie trzeba prowadzić tej ewidencji.