30-letni zakopiańczyk po zdobyciu szczytu rozpoczął swój zjazd. Nie obyło się bez komplikacji - po osiągnięciu 8000 m został zmuszony do około godzinnego postoju. Dalszą jazdę uniemożliwiały wtedy chmury, które niemal do zera ograniczyły widoczność. To oczywiście stanowiło śmiertelne niebezpieczeństwo - pisze Onet.pl.

Po wznowieniu zjazdu Bargiel osiągnął 7000 m. Na tej wysokości znajdował się obóz trzeci. Po pokonaniu piekielnie trudnego Trawersu Messnera, dotarł do grani na drodze Kukuczka-Piotrowski. Następnie czekały go pola śnieżne pełne szczelin. Polak podołał jednak wyzwaniu i spełnił swoje wielkie marzenie, dokonując niewiarygodnego wyczynu.

Była to druga próba Bargiela po tym, jak nie udało mu się zrealizować planu w zeszłym roku. - Wtedy zdecydowanie zawiodła pogoda. Chociaż mogłem wejść na szczyt, to zjazd ze względu na bezpieczeństwo był wykluczony - przypomniał pochodzący z Łętowni Bargiel.

Wcześniej jednak już dokonywał niemożliwego na innych górach. W październiku 2013, po 30 godzinach wspinaczki na nartach skitourowych, stanął na szczycie Sziszapangmy skąd zjechał do obozu drugiego, a po odpoczynku do bazy. 25 września 2014 ustanowił czasowy rekord wejścia z bazy na szczyt Manaslu w czasie 14 godzin 5 minut oraz czasowy rekord baza - szczyt Manaslu - baza – 21 godzin 14 minut.

Niespełna rok później, 25 lipca 2015, jako jeden z dwóch himalaistów w tym roku, zdobywa główny wierzchołek Broad Peak i dokonuje pierwszego w historii zjazdu na nartach z tego ośmiotysięcznika. Zjazd do bazy zajął mu w sumie trzy godziny.