Maksymilian Habsburg, cesarz mimo woli

Gdy 28 maja 1864 r. Maksymilian Habsburg z żoną Marią Charlottą Koburg wylądowali w meksykańskim porcie Veracruz, aby koronować się na cesarza i cesarzową tego kraju, sądzili, że spełniło się ich największe marzenie. Przyszłość okazała się jednak zupełnie inna.

Aktualizacja: 01.01.2018 11:16 Publikacja: 30.12.2017 23:01

Maksymilian Habsburg, cesarz mimo woli

Foto: Wikipedia

Gdy Maksymilian opuszczał swój ukochany zamek Miramare pod Triestem, by wsiąść na pokład statku „Novara", który miał go zabrać do Meksyku, wciąż targały nim wątpliwości. Decyzję o wyprawie do dawnej kolonii imperium Habsburgów, założonej w czasach panowania jego pradziada Karola V, podjął w zasadzie pod przymusem. Nie był osobą o silnym charakterze i zdecydowanej woli. Gdyby to zależało tylko od niego, raczej pozostałby w swoim ukochanym zamku, pędząc tam nieco próżniaczy żywot drugiego w kolejności następcy tronu Austro-Węgier. Zewsząd był jednak naciskany. Nachodzili go przebywający w Europie przedstawiciele meksykańskich konserwatystów, na podjęcie pozytywnej decyzji nalegał pomysłodawca restytucji cesarstwa w Meksyku – cesarz Francuzów Napoleon III, pomysł ten spodobał się także spragnionej realnej władzy żonie Charlotcie. Determinacja małżonki w połączeniu z wynikami plebiscytu, który – jak twierdził Napoleon III – przeprowadzono w Meksyku, a który przyniósł zdecydowane zwycięstwo monarchistów, sprawiły, że Maksymilian ostatecznie zgodził się przyjąć propozycję francuskiego monarchy i zostać cesarzem Meksyku. Arcyksiążę nigdy się nie dowiedział, że referendum zostało sfałszowane, a jego wynik był zgoła inny.

Pierwsze zetknięcie z Meksykiem nie było dla cesarskiej pary przyjemne. Przedstawiciele meksykańskiej delegacji nieustannie zapewniali, że ich rodacy czekają na książęcą parę z utęsknieniem, tymczasem w porcie w Veracruz zjawiła się jedynie garstka miejscowych, którzy dodatkowo dość apatycznie wiwatowali na widok „błękitnokrwistych" przybyszów zza wielkiej wody. W trakcie podróży do stolicy w mieście Orizaba przywitały ich ulotki z napisem „Niech żyje republika". Maksymilian przypomniał sobie wtedy o niemiłym incydencie sprzed kilku tygodni – kiedy „Novara" zawinęła do portu w Gibraltarze, otrzymał tajemniczy list, w którym anonimowy autor złorzeczył Napoleonowi III jako twórcy imperium meksykańskiego, zaś Maksymiliana nazwał uzurpatorem i groził, że gdy ten postawi stopę na ziemi meksykańskiej, zostanie zastrzelony. Wszystko to uświadamiało Maksymilianowi przykrą prawdę, że tron meksykański został oparty na bardzo kruchych fundamentach. Nastrój arcyksięcia i jego żony poprawił się dopiero po przybyciu do stolicy. Tutejsi konserwatyści postarali się dużo bardziej niż ich koledzy na prowincji i zgotowali parze cesarskiej huczne powitanie. Maksymilianowi bardzo przypadł do gustu zamek Chapultepec, który miał być jego siedzibą, a który nieco przypominał ukochany Miramare. Z położonej na wzgórzu twierdzy roztaczał się wspaniały widok na Ciudad Mexico. Maksymilian i Charlotta najchętniej spędzali czas na wielkim tarasie, snując plany modernizacji kraju, który los oddał w ich ręce. Pomysły mieli ambitne, ale niemożliwe do zrealizowania, bo choć Maksymilian szybko zakochał się w swojej nowej ojczyźnie, to większość jej mieszkańców nigdy nie zaakceptowała narzuconego siłą monarchy.

Ale Meksyk!

W latach 60. XIX w. w Meksyku wrzało. Początek dekady był jednak obiecujący. W styczniu 1861 r. do stolicy wkroczyły owacyjnie witane wojska liberałów, kończąc tym samym wyniszczającą trzyletnią wojnę domową, zwaną wojną o reformę. Był to jeden z najbardziej krwawych konfliktów wewnętrznych w historii niepodległego Meksyku. Przeciwko sobie stanęli konserwatyści wspierani przez Kościół katolicki i zwolennicy liberałów, którym przewodził Benito Juárez. Maksymilian miał pecha, że w dramacie, którego sceną był Meksyk połowy lat 60. XIX w., a w którym on sam grał jedną z głównych ról, jego adwersarzem był właśnie Juárez. To jeden z największych bohaterów narodowych Meksyku – symbol ruchu liberalnego i walki z obcym najeźdźcą, a dla ludności indiańskiej dodatkowo symbol emancypacji i wyzwolenia społecznego.

Była to z pewnością postać nietuzinkowa. Pochodził z indiańskiego plemienia Zapoteków, którzy zamieszkiwali góry okalające miasto Oaxaca (dziś pasmo to nosi nazwę Sierra Juárez). W wieku trzech lat stracił rodziców i dorastał pod opieką wuja. Pracował jako pasterz i pomagał przy zbiorach kukurydzy. Był analfabetą i nie znał nawet hiszpańskiego. Zaczynał więc z pułapu najniższego z możliwych. Benito był jednak uparty i zdeterminowany. W wieku 12 lat porzucił swoje dotychczasowe życie i udał się do miasta Oaxaca, aby tam poszukać szansy na lepsze życie. Miał szczęście, bo szybko trafił na franciszkanina Antonio Salanueve, który dostrzegł potencjał drzemiący w chłopcu i wysłał go na naukę do seminarium. Po ukończeniu szkoły w 1827 r. Benito rozpoczął studia prawnicze, po których pracował jako adwokat i sędzia, by w końcu włączyć się w politykę i w 1847 r. zostać gubernatorem stanu Oaxaca. Ponieważ krytykował skorumpowaną dyktaturę nieudolnego generała Santa Anny, został skazany na banicję i musiał się udać na emigrację do Nowego Orleanu, gdzie pracował w fabryce cygar. Tam poznał Melchora Ocampo, jednego z najwybitniejszych przywódców meksykańskich liberałów. Pod jego wpływem Juárez zaczął się utożsamiać z tą ideologią, a kiedy liberałowie na chwilę przejęli władzę, wszedł do rządu prezydenta Comonforta i przygotował jedną z najważniejszych ustaw okresu reformy, tzw. lex Juárez, silnie ograniczającą władzę trybunałów kościelnych i wojskowych. Kiedy konserwatyści przeprowadzili zamach stanu, trafił do więzienia. Udało mu się jednak uciec i w Veracruz stanął na czele rządu liberałów, którzy ostatecznie po trzech latach wojny domowej odnieśli zwycięstwo.

W lutym 1961 r. Juárez w wolnych wyborach został wybrany na prezydenta Meksyku. Przystąpił do zakrojonych na wielką skalę reform. Przede wszystkim odebrał ogromny majątek Kościołowi katolickiemu, który w Meksyku był właścicielem niemal połowy ziemi. Zlikwidował zakony i opodatkował kler. Powołał świeckie urzędy wydające świadectwa urodzenia, ślubu oraz pogrzebu i ogłosił całkowitą wolność wyznania.

Sytuacja gospodarcza Meksyku była jednak tragiczna. Trzy lata wojny domowej doprowadziły kraj do ruiny. Skarb państwa świecił pustkami i nie był go w stanie zapełnić nawet majątek systematycznie odbierany Kościołowi (proces ten przebiegał zresztą bardzo opornie). Zagrożony Kościół jeszcze silniej zaangażował się w poparcie dla stronnictwa konserwatywnego, które mimo klęski w wojnie nie zostało całkowicie rozbite. W wielu rejonach kraju działały konserwatywne oddziały partyzanckie, a przedstawiciele tego obozu podróżowali po świecie, szukając pomocy dla swoich planów odzyskania władzy.

Jedna z takich grup, której przewodził obrotny arystokrata Jose Manuel Hidalgo, trafiła na dwór cesarza Francuzów Napoleona III, który od pewnego czasu prowadził bardzo aktywną politykę zagraniczną, pragnąc odbudować osłabione w wyniku przegranych wojen imperium kolonialne Francji. Dlatego Hidalgo dość łatwo przekonał go do interwencji w targanym potężnym kryzysem wewnętrznym Meksyku. Do zaangażowania w tym rejonie skłaniało go także zamieszanie w USA, które pogrążyły się w wojnie domowej i nie były w stanie zareagować na obecność obcych wojsk u swoich granic. Meksyk znalazł się więc na celowniku, potrzebny był jedynie pretekst do ataku. Dostarczył go sam Juárez, który ze względu na dramatyczną sytuację finansów państwa wstrzymał spłaty zadłużenia zagranicznego. W rezultacie trzy mocarstwa europejskie – Hiszpania, Wielka Brytania i Francja – zdecydowały się na okupację meksykańskiego portu Veracruz, która rozpoczęła się w grudniu 1961 r. Dwa pierwsze państwa dość szybko dogadały się z Juárezem i wycofały swoje korpusy ekspedycyjne, natomiast Francja od początku przyjęła postawę agresywną i z każdym dniem zwiększała swój kontyngent wojskowy. 5 marca 1862 r. do Veracruz przybył generał Carlos Fernando de la Trille z posiłkami i oświadczeniem, że Napoleon III zdecydował się na interwencję w Meksyku i przywrócenie w tym państwie monarchii konstytucyjnej. Korpus francuski ruszył w głąb kraju. Początkowo jednak to Meksykanie byli górą. 5 maja pod Pueblą pobili wojska francuskie (rocznica tego zwycięstwa jest dziś jednym z najważniejszych świąt narodowych w Meksyku). Francuzi nie dali jednak za wygraną. Przysłali dodatkowe 25 tys. żołnierzy i nowego dowódcę. Drugi atak był skuteczniejszy. Po dwóch miesiącach oblężenia Puebla się poddała i droga do stolicy Meksyku stanęła otworem. Benito Juárez wraz z wiernymi żołnierzami wycofał się na północ. 7 czerwca 1863 r. do Ciudad Mexico wkroczyły oddziały francuskie. Okupanci powołali tymczasową radę składającą się niemal wyłącznie z meksykańskich konserwatystów, a potem równie zachowawcze Zgromadzenie Narodowe, które w lipcu 1863 r. postanowiło, że Meksyk będzie katolickim cesarstwem. Tron ofiarowano kandydatowi wskazanemu przez Napoleona III. Był nim Maksymilian, młodszy brat cesarza Austro-Węgier Franciszka Józefa.

Żądza władzy

Maksymilian w zasadzie nigdy nie panował samodzielnie. I nie mam tu na myśli protekcji francuskiej, ale decydujący wpływ jego żony Charlotty na podejmowane przez niego decyzje polityczne. Tworzyli dobraną parę, choć z nieznanych do dziś powodów nie współżyli ze sobą. Maksymilian miał wiele kochanek, także podczas pobytu w Meksyku, co z trudem tolerowała jego żona, ale z prowadzonej przez nich korespondencji wynika, że darzyli się silnym platonicznym uczuciem i wielkim szacunkiem. Być może nie bez znaczenia był fakt, że ich małżeństwo nie zostało zaaranżowane, lecz było ich świadomym wyborem. Oboje mieli świetne pochodzenie (Charlotta była córką króla Belgii Leopolda I, wnuczką króla Francji Ludwika Filipa i kuzynką królowej Wiktorii), byli doskonale wykształceni (znali kilka języków obcych, interesowali się sztuką, literaturą, Maksymilian dodatkowo botaniką), ambitni (choć pod tym względem Charlotta zdecydowanie przerastała męża) i doskonale przygotowani do rządzenia. Pech jednak chciał, że nie bardzo mieli czym rządzić. Wielu badaczy uważa, że Maksymilian był bystrzejszy i inteligentniejszy od swojego brata Franciszka Józefa, ale niestety urodził się później i był drugi w kolejce do tronu cesarskiego. Tymczasowo musiał zadowolić się tytułem wicekróla Królestwa Lombardzko-Weneckiego, łaskawie przyznanym mu przez brata.

Maksymilian z pewnością nigdy nie chciał być malowanym władcą, ale brak korony nie doskwierał mu tak bardzo jak Charlotcie. Ambitna małżonka cierpiała z powodu braku realnej władzy, zazdrościła cesarzowej Sisi, żonie Franciszka Józefa, cesarzowej Eugenii, żonie Napoleona III, czy brytyjskiej królowej Wiktorii. Ciężko zniosła odebranie Maksymilianowi wicekrólestwa i przeprowadzkę pod Triest, gdzie jej małżonek oddawał się swoim ulubionym zajęciom – budowie zamku Miramare, czytaniu książek, pisaniu wierszy i nadzorowaniu pracy ogrodników. Charlotta była coraz bardziej sfrustrowana. W liście do swojej babki Marii Amalii napisała nawet szczerze, że nie chce już być żoną człowieka pozbawionego władzy, który wobec nikłych widoków na koronę w Europie nadal będzie się zajmował podróżami, ogrodami i okrętami. Kiedy więc latem 1861 r. do Miramare dotarła nieoficjalna wiadomość o planie Napoleona III, zakładającym obalenie w Meksyku republiki i utworzenie tam cesarstwa z Maksymilianem na czele, jej życie odzyskało sens. „Cesarzowa Meksyku brzmiało równie dumnie jak cesarzowa Austrii, Francji czy królowa Wielkiej Brytanii i cesarzowa Indii. Dlatego nie ustawała w staraniach, aby rozwiać obawy i wątpliwości niezdecydowanego męża, który z jednej strony chciał się wyrwać spod kurateli brata i miał ambicje władcze, a z drugiej lękał się ryzykownych przedsięwzięć i myśl o opuszczeniu Europy napawała go niepokojem" – pisze Barbara Obtułowicz w eseju „Maksymilian i Karolina – małżonkowie połączeni miłością czy żądzą władzy".

Gdy Maksymilian otrzymał pozytywne informacje o referendum w Meksyku, przychylił się w końcu do próśb małżonki i przyjął koronę cesarską od delegacji meksykańskich monarchistów. Od razu wykorzystał to jego brat, zmuszając go do zrzeczenia się praw do sukcesji w Austro-Węgrzech pod pretekstem, że cesarz Meksyku nie może być jednocześnie cesarzem Austrii. Było to olbrzymie upokorzenie, ale sprawy zabrnęły za daleko i Maksymilian nie mógł się już wycofać. Tym bardziej że Charlotta marzyła o wyjeździe i koronacji na cesarzową Meksyku, o czym codziennie mu przypominała.

Kiedy Maksymilian i Charlotta w maju 1864 r. stanęli na meksykańskiej ziemi, kraj ten był już niemal w całości opanowany przez wojska francuskie. Z 24 stanów tworzących meksykańską federację 18 znajdowało się w rękach europejskich najeźdźców. Pod koniec roku tylko 7 proc. terytorium Meksyku było kontrolowanych przez wojska wierne Juárezowi.

Co ciekawe, wśród żołnierzy francuskich wysłanych do Meksyku znalazło się wielu Polaków, którzy musieli uciekać z ojczyzny po upadku powstania styczniowego. Nie mogąc odnaleźć się w krajach Europy Zachodniej, kiedy tylko nadarzyła się okazja, postanowili poszukać szczęścia za oceanem. Polscy ochotnicy stanowili także sporą część świty Maksymiliana, która przybyła z nim do Meksyku. Niektóre źródła mówią też o Polakach walczących po drugiej stronie barykady – w oddziałach republikańskich.

Samotny reformator

Po przybyciu do Meksyku Maksymilian nie chciał być wyłącznie marionetką Napoleona III i jego dowódców wojskowych. Jednak musiał pogodzić się z faktem, że o najistotniejszych kwestiach politycznych i wojskowych w okupowanym kraju decydowali Francuzi, dlatego postanowił działać przede wszystkim na polu społecznym. Chciał tym zyskać poparcie szerokich mas społeczeństwa, bo wydaje się, że szybko polubił swoją nową ojczyznę i w głębi duszy zaczął czuć się Meksykaninem. Cesarz zaczął więc aktywnie reformować kraj, ale kierunek tych reform był zgoła inny, niż spodziewali się ludzie, którzy wynieśli go na tron. Napoleonowi III było obojętne, co robi jego protegowany, o ile nie szkodziło to francuskim interesom, ale meksykańscy konserwatyści liczyli na odzyskanie pozycji odebranych im w czasie reform rządu Juáreza, a następnie zabetonowanie systemu społeczno-politycznego, który wywodził się jeszcze z czasów kolonialnych. Tymczasem Maksymilian okazał się liberałem i w tym duchu zaczął zmieniać Meksyk, w zasadzie kontynuując reformy swoich obalonych poprzedników. „Najgorsze, co zastałem w tym kraju, to ludzie tworzący trzy grupy: urzędnicy wymiaru sprawiedliwości, wojskowi i większa część kleru. (...) Ludzie w sutannach są źli i słabi, a większość kraju jest liberalna i domaga się postępu w najpełniejszym znaczeniu tego słowa" – twierdził cesarz.

Para cesarska była zaszokowana przepaścią, jaka dzieliła bogatych właścicieli hacjend i najniższe warstwy społeczeństwa. Cesarzowa zaczęła więc organizować zbiórki dla ubogich, a jednym z pierwszych aktów wydanych przez Maksymiliana było ograniczenie czasu pracy i zakaz pracy dzieci. Zabronił także stosowania kar cielesnych i anulował wszystkie długi chłopów powyżej 10 peso. „Najlepsi są Indianie; zarządziłem powstanie specjalnej rady, której zadaniem będzie udzielanie im pomocy, rozpatrywanie ich życzeń, skarg i potrzeb" – zanotował Maksymilian.

W rządzeniu aktywnie wspierała go małżonka. Razem zainicjowali wiele reform, m.in. darmową edukację. Rozbudowali linie kolejowe i system dróg, dbali o bezpieczeństwo i porządkowali zaniedbane miasta. Maksymilian starał się jak najczęściej wizytować różne regiony kraju. W tym czasie w stolicy zastępowała go Charlotta, która rządziła w sposób stanowczy i profesjonalny. Uderzyła w przekupnych urzędników państwowych, na posiedzeniach rady ministrów zawsze skutecznie forsowała własne pomysły, zdobyła sobie posłuch i szacunek wśród współpracowników. Władzę nad krajem przejmowała także podczas częstych chorób męża. „Można zaryzykować stwierdzenie, że lepiej by było, aby to ona została cesarzem, a nie z natury chwiejny i słabowity Maksymilian" – pisze Barbara Obtułowicz.

Zapewne to za jej poduszczeniem Maksymilian wysłał za granicę czołowych generałów z obozu konserwatystów – Miramóna i Marqueza – i ogłosił amnestię dla liberałów. Namawiał nawet samego Juáreza, aby ten przyłączył się do niego w reformowaniu kraju. Warunkiem było jednak uznanie monarchii, na co Juárez nie mógł i nie chciał się zgodzić. Uparcie trwał w partyzanckich szańcach, zapowiadając wypędzenie Francuzów, Maksymiliana i odzyskanie niepodległości. Susana Osorio-Mrożek w książce „Meksyk od kuchni" przytacza znamienną opinię pewnego francuskiego wojskowego: „Cesarz był głównie zaabsorbowany tym, by u jego boku znaleźli się liberalni dysydenci, najlepiej sam Juárez, gdyby tylko było to możliwe. Żyjąc złudzeniami, miał nadzieję, że plan ten uda się zrealizować. Zbliżał się coraz bardziej do partii, która została pobita dzięki francuskiej interwencji, a oddalał się od swych pierwszych, najwierniejszych stronników". Czara goryczy konserwatystów i hierarchów Kościoła katolickiego w Meksyku przelała się, kiedy Maksymilian znacjonalizował ziemie należące do Kościoła.

Cesarz popełniał także koszmarne błędy propagandowe i wizerunkowe. Pod wpływem doniesień o mordach dokonywanych na jego zwolennikach przez wojska Juáreza dał się namówić na wydanie aktu, który potocznie nazywano „czarnym dekretem". Na jego podstawie wszyscy przeciwnicy monarchii, którzy walczyli z nią zbrojnie i dostali się do niewoli, mieli być natychmiast rozstrzeliwani. Historycy szacują, że „czarny dekret" uśmiercił około 11 tys. zwolenników Juáreza. Z propagandowego punktu widzenia było to posunięcie fatalne – opór nie tylko nie został złamany, ale jeszcze się wzmógł.

Mimo postępowych reform Maksymilian nie przekonał do siebie również zwykłych obywateli. Zawsze był dla nich kimś obcym, symbolem europejskiej okupacji, a jeśli chodzi o liberalne reformy, to i tak zawsze przelicytowywał go Juárez. W rezultacie Maksymilian i Charlotta byli coraz bardziej osamotnieni. Stracili niemal całe poparcie konserwatystów, a nie zdobyli nowych zwolenników. Ich władza opierała się wyłącznie na francuskich garnizonach rozsianych po całym kraju. Te jednak niebawem miały zniknąć.

Czy rozstrzelanie boli?

Na początku 1866 r. na pałac Chapultepec i jego cesarskich lokatorów jak grom z jasnego nieba spadła wieść, że Napoleon III postanowił wycofać wszystkie wojska z Meksyku. Był to rezultat zmieniającej się sytuacji politycznej na świecie. Przede wszystkim w 1865 r. w USA zakończyła się wojna secesyjna i najpotężniejsze państwo Ameryki Północnej postanowiło wrócić do doktryny Monroe'a, która wykluczała obecność armii europejskich na kontynencie. Amerykanie zaczęli naciskać na Francję, aby wycofała swoje korpusy interwencyjne, zwiększyli poparcie dla Juáreza i ostentacyjnie koncentrowali coraz liczniejsze odziały przy granicy z Meksykiem. Napoleon III wobec rosnącego zagrożenia ze strony Prus nie zastanawiał się zbyt długo. Francuzi systematycznie opuszczali kolejne meksykańskie twierdze, a osamotniona armia cesarska nie była w stanie obronić ich przed rosnącymi w siłę republikanami. Decyzja Napoleona III była złamaniem umowy, jaką zawarł z Maksymilianem. Cesarz przeżył załamanie nerwowe i postanowił wrócić do Europy. Wtedy jednak natrafił na zdecydowany sprzeciw Charlotty, która w ataku furii podarła tekst abdykacji sporządzony przez męża, a następnie napisała do niego, że „władza to najświętsze dobro ludzkie" i zrezygnować z niej mogą wyłącznie starcy i chorzy psychicznie, a nie będący w pełni sił władca, w dodatku Habsburg. Potem wsiadła na statek i popłynęła do Europy, aby tam zabiegać o pomoc dla cesarza Meksyku.

Zrugany przez żonę Maksymilian zebrał się w sobie i podjął dalszą walkę. Z każdym dniem jego siły topniały, a wojska Juáreza odnosiły kolejne zwycięstwa, odzyskując stopniowo kontrolę nad Meksykiem. Cesarstwo chyliło się ku upadkowi. Ostatni akt dramatu rozegrał się w mieście Querétaro, do którego na początku lutego 1867 r. wycofał się Maksymilian z resztkami swojej armii. Tam postanowiono czekać na armię republikanów i podjąć ostatnią, pełną desperacji walkę. W marcu rozpoczęło się oblężenie, które trwało ponad 70 dni. 15 maja cesarz wraz ze swoimi współpracownikami i dowódcami dostał się do niewoli, a następnie razem z generałami Miramónem i Mejíą został postawiony przed sądem i skazany na śmierć. Nie pomogły prośby o ułaskawienie Maksymiliana kierowane do rządu Juáreza przez liczne koronowane głowy z Europy. W jego obronie wystąpili także pisarz Wiktor Hugo i Giuseppe Garibaldi. Juárez pozostał jednak nieugięty i postanowił trzymać się litery meksykańskiego prawa, przewidującego karę śmierci dla tych, którzy zagrażają niepodległości Meksyku.

Maksymilian do końca zachowywał się godnie. Podobno tuż przed egzekucją zdobył się nawet na żart, pytając jednego ze skazanych wraz z nim generałów: „Czy to rozstrzeliwanie bardzo boli?". Ten odpowiedział w podobnym tonie: „Nie wiem, Wasza Wysokość. Dotąd nie byłem rozstrzeliwany". Cesarz zapłacił żołnierzom z plutonu egzekucyjnego, aby nie strzelali w twarz. Chciał, by mogły go rozpoznać matka i żona – dwie kobiety, które naprawdę liczyły się w jego życiu. Wyrok wykonano rankiem 19 czerwca 1867 r. na Cerro de las Campanas, wzgórzu w pobliżu Querétaro. Ponoć tuż przed oddaniem śmiertelnej salwy cesarz wykrzyknął: „Niech moja rozlana krew położy kres nieszczęściom mojej nowej ojczyzny. Niech żyje Meksyk! Niech żyje niepodległość!".

Charlotta dowiedziała się o straceniu męża z półtorarocznym opóźnieniem, kiedy jego zwłoki przewieziono najpierw do Miramare, a potem do Wiednia. Od momentu opuszczenia Meksyku cały czas tułała się po europejskich dworach, żebrząc o pomoc. Odmówili jej wszyscy, łącznie z papieżem Piusem IX. Wyczerpało ją to psychicznie, a wiadomość o tragicznym końcu Maksymiliana ostatecznie ją załamała. Była cesarzowa Meksyku popadła w obłęd i resztę długiego życia (zmarła w 1927 r.) spędziła w odosobnieniu w zamkach należących do jej rodziny. Nigdy nie pogodziła się z utratą cesarskiej korony i męża. Wmawiała sobie, że wciąż żyje, wkrótce do niej wróci i będą panować długo i szczęśliwie w słonecznym Meksyku. Przez cały czas pielęgnowała szmacianą lalkę, którą nazywała Max.

W Meksyku, który odzyskał pełną niepodległość, do władzy powrócił niezłomny Benito Juárez, który przez następne lata kontynuował liberalne reformy, starając się zmienić zacofany kraj w nowoczesne państwo. Za jego plecami czaił się już jednak żądny władzy generał Porfirio Diaz, jeden z bohaterów wojny z Francją i Maksymilianem.

Gdy Maksymilian opuszczał swój ukochany zamek Miramare pod Triestem, by wsiąść na pokład statku „Novara", który miał go zabrać do Meksyku, wciąż targały nim wątpliwości. Decyzję o wyprawie do dawnej kolonii imperium Habsburgów, założonej w czasach panowania jego pradziada Karola V, podjął w zasadzie pod przymusem. Nie był osobą o silnym charakterze i zdecydowanej woli. Gdyby to zależało tylko od niego, raczej pozostałby w swoim ukochanym zamku, pędząc tam nieco próżniaczy żywot drugiego w kolejności następcy tronu Austro-Węgier. Zewsząd był jednak naciskany. Nachodzili go przebywający w Europie przedstawiciele meksykańskich konserwatystów, na podjęcie pozytywnej decyzji nalegał pomysłodawca restytucji cesarstwa w Meksyku – cesarz Francuzów Napoleon III, pomysł ten spodobał się także spragnionej realnej władzy żonie Charlotcie. Determinacja małżonki w połączeniu z wynikami plebiscytu, który – jak twierdził Napoleon III – przeprowadzono w Meksyku, a który przyniósł zdecydowane zwycięstwo monarchistów, sprawiły, że Maksymilian ostatecznie zgodził się przyjąć propozycję francuskiego monarchy i zostać cesarzem Meksyku. Arcyksiążę nigdy się nie dowiedział, że referendum zostało sfałszowane, a jego wynik był zgoła inny.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Historia
Tortury i ludobójstwo. Okrutne zbrodnie Pol Pota w Kambodży
Historia
Kobieta, która została królem Polski. Jaka była Jadwiga Andegaweńska?
Historia
Wiceprezydent, który został prezydentem. Harry Truman, część II
Historia
Fale radiowe. Tajemnice eteru, którego nie ma
Historia
Jak Churchill i Patton olali Niemcy