Zabójczy przyjaciel Rosjan

Wbrew stereotypowi wódka nie była autorskim pomysłem Rosjan na narodowy napój, a jednak skłonność do trunków przybrała w tym kraju rozmiar plagi społecznej.

Aktualizacja: 30.12.2017 19:33 Publikacja: 29.12.2017 23:01

W XIX-wiecznej Rosji podstawową jednostką obrotu alkoholem było wiadro, czyli ok. 16,5 litra.

W XIX-wiecznej Rosji podstawową jednostką obrotu alkoholem było wiadro, czyli ok. 16,5 litra.

Foto: AFP

Już w dawnej Rosji pijaństwo było tak masowe, że zyskało ludową nazwę „zmieja" – jadowitego gada nałogu. Tymczasem carowie liczyli najpierw zasoby własnej kiesy, w związku z czym zdrowie poddanych schodziło na daleki plan.

W 2009 r. prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew ogłosił stan narodowej klęski. Zgodnie z ówczesną statystyką alkoholizm jest w tym kraju przyczyną ok. 400 tys. zgonów rocznie. Śmierć zbiera szczególnie obfite żniwo wśród mężczyzn, bo alkohol zabija co piątego z nich. Męska średnia wieku spadła z 65 lat w czasach radzieckich do 58 lat współcześnie. Inaczej być nie może, skoro statystyczny Rosjanin, wliczając niemowlęta, wypija 14,5 litra alkoholu w spirytusowym ekwiwalencie. Jest to ilość przerażająca, ale wcale nie ostateczna, gdyż nie uwzględnia równie masowego spożycia samogonu i podróbek. Tymczasem, według Światowej Organizacji Zdrowia, próg 8 litrów czystego alkoholu w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest równoznaczny z narodowym samobójstwem i wymieraniem populacji.

Alkoholowe problemy demograficzne to jeden z głównych przyczynków krachu gospodarczego Rosji i załamania systemów opieki socjalnej oraz edukacji. Kreml ma się więc nad czym zastanawiać, choć zaczął od podniesienia cen wódki. Popełnia tym samym błąd poprzednich władz, niezależnie od tego, czy mamy na myśli carów, czy włodarzy ZSRR. Rządzący liczą się najpierw z potrzebami budżetu, dla którego wpływy ze sprzedaży alkoholu są ważnym źródłem finansowym. Następnie organizują doraźne kampanie antyalkoholowe w miejsce profilaktyki i systematycznego leczenia. Bo alkoholizm jest nieuleczalną chorobą, taką samą, jak złośliwy nowotwór czy cukrzyca. Podsumowując przerażające dane współczesnej śmiertelności, można więc śmiało stwierdzić, że stereotyp Rosjanina alkoholika lub, inaczej rzecz ujmując, notorycznego pijaka ma mocne podstawy. Ale spoglądając w odległą przeszłość, odpowiedź nie jest tak jednoznaczna.

Słowiańska ułomność

Zacząć należy od informacji, że wschodni Słowianie gustowali w raczej słabych trunkach, takich jak piwo i miód. Źródła historyczne dowodzą, że od V w. znali technologię produkcji piwa słodowego, a chmiel uprawiali od X w. Co nie znaczy, że robili to z obrzydzeniem. Wręcz przeciwnie: gdy w 986 r. książę kijowski Włodzimierz o przydomku Czerwone Słoneczko wybierał jedną z wielkich religii monoteizmu, z góry odrzucił islam. Odmowę motywował zakazem spożywania alkoholu w muzułmańskich kanonach wiary. Z kolei o tym, że konsumpcja trunków była powszechnym zwyczajem w XV w., świadczy ewangelia prawosławnego patriarchy Fotija zabraniająca mieszkańcom Księstwa Moskiewskiego picia napojów wyskokowych do codziennych posiłków.

Nieco inaczej było z mocnymi wynalazkami. W połowie XIV stulecia genueńscy kupcy przywieźli do Moskowii wysokoprocentowy alkohol otrzymywany drogą destylacji wina. Ówczesna brandy nie zyskała ponoć uznania księcia Dmitrija Dońskiego, a zatem nie trafiła pod strzechy. Ten rodzaj alkoholu jeszcze długo miał przeznaczenie wyłącznie medyczne, czego dowodzą średniowieczne receptury ziołowych nalewek leczniczych. Technologiczna innowacja zbiegła się jednak z dużo ważniejszym wydarzeniem. Panujący dostrzegli w trunkach źródło napełniania skarbca. W 1474 r. książę moskiewski Iwan III Rurykowicz ustanowił własny monopol winny obejmujący produkcję i handel każdym alkoholem. W ten sposób nie pominięto piwa i miodu, bo domowe warzenie tych napojów ograniczono do czterech dni w roku. Dla tych, którzy chcieli się delektować alkoholem częściej, książęcy monopol zorganizował specjalne miejsca wyszynku.

Tu w historii rosyjskiego pijaństwa napotykamy wątek polski. I Rzeczpospolita była dla ówczesnej Moskowii wzorcem europejskości, ale zapożyczenia nie ograniczały się tylko do kultury wysokiej. W ruskich obyczajach XVI w. pojawiła się więc swojska karczma, tyle że nie była to prywatna inicjatywa. Wprawdzie carskimi karczmami administrowali wojewodowie, ale gros zysków trafiało do Moskwy. Wkrótce jednak wódka stała się najbardziej atrakcyjnym źródłem dochodów, a Moskowia z importera stała się wielkim eksporterem tego trunku. Ówczesna technologia pozwalała otrzymywać napój najwyżej 20-procentowy, bazą pozostawała fermentacja owoców, a centrami wytwarzania były prawosławne klasztory lub carskie warzelnie. Rosjanie jeszcze długo nazywali wódkę „mocnym winem" lub „winem warzonym".

XVI w. rozpoczął się również permanentny konflikt polsko-moskiewski i władze carskie przemianowały karczmy na kabaki, tym razem zaczerpnąwszy słowo z języka tatarskiego. Iwan IV Groźny położył ogromne zasługi w upowszechnieniu kabaków, nakazując ich zakładanie nie tylko w każdym mieście, ale także we wsiach. Potraktował zyski z upijania poddanych jako główne źródło finansowania licznych wojen z sąsiadami. Tym samym wpisał w rosyjski słownik ekonomiczny pojęcie „pijanych dochodów" lub „pijanych rubli". Aby zwiększyć dochody, car nakazywał wręcz przyciąganie klientów atrakcyjnym programem rozrywkowym. Z drugiej strony straż zabraniała alkoholowych wypraw poza mury Moskwy, aby poddani spożywali trunki wyłącznie w miejskich kabakach. A w nich jedynym punktem regulaminu porządkowego był nakaz, by goście pod groźbą wybatożenia nie doprowadzali się do nieprzytomności. Iwan Groźny sporadycznie naruszał monopol, oddawał bowiem kabaki w dzierżawę zasłużonym oprycznikom i dworzanom. Była to zatem specyficzna forma nagrody państwowej.

Po okresie smuty, czyli zaburzeń wewnętrznych przełomu XVI i XVII w., nowa dynastia Romanowów zainicjowała dwoistą politykę alkoholową. Państwo, kierując się filozofią merkantylizmu, popierało, a wręcz propagowało spożycie, czego dowodem był ukaz cara Michaiła Fiodorowicza zezwalający, aby klienci kabaków pili dopóty, dopóki nie zastawiali własnego ubrania. Ten sam ukaz nakazywał „gonienie precz" zaniepokojonych żon i matek stałych klientów. Z drugiej strony jego syn, car Aleksiej Michaiłowicz, przemianował kabaki w „krużecznyje domy", ograniczając spożycie do jednej miarki dziennie (tzw. krużki), czyli ok. 150 gramów mocnego trunku na głowę. Podniósł także znacząco ceny alkoholu oraz ograniczył ilość punktów wyszynku. Po czym szybko wycofał się z pomysłu, gdy w 1648 r. przez Moskowię przetoczyła się fala tzw. buntów kabackich. Doszło do tego, że w 1652 r. car musiał zwołać specjalny sobór ziemski, który potwierdził państwowy monopol alkoholowy i prohibicyjne kroki władcy. Również nie na długo, bo postanowienia tego ciała przedstawicielskiego, który wszedł do historii jako Sobór Kabakowy, obowiązywały tylko dwa lata. Gdy w 1654 r. wybuchła kolejna wojna z Rzeczpospolitą, potrzeby budżetowe przeważyły i wszystko wróciło do normy. Swoją drogą, nic tak jak ludowe bunty alkoholowe nie świadczyło dobitniej o postępującym uzależnieniu społeczeństwa od wyskokowej rozrywki.

Era oświecenia

Kolejną fazę upowszechnienia nałogu historycy wiążą z carem Piotrem I, który, zapożyczając europejskie obyczaje, wprowadził modę na wódkę. Car sam nie wylewał za kołnierz, a podczas zagranicznych wojaży partnerem wspólnych pijatyk był inny znany opój epoki, polski monarcha August II Mocny. W Rosji Piotr założył Zakon Bachusa, zmuszając dworskich gości do spełniania toastu Pucharem Wielkiego Orła o pojemności... 1,5 litra. Za to dla prostych poddanych Piotr bywał surowy, wymyślając oryginalną karę za plebejskie pijaństwo. Ustanowił mianowicie Order Wielkiego Pijaka, którym był żelazny krąg o wadze 7,5 kg. Każdy obywatel przyłapany na publicznym zgorszeniu, czyli nietrzeźwości, musiał nosić takie odznaczenie przez tydzień. Następczyni Piotra, Anna Joannowna, której mąż – elektor kurlandzki – zapił się na śmierć, miała z tego powodu awersję do alkoholu. Zorganizowała więc specjalną policję miejską, wpisując do jej obowiązków walkę z prostytucją, żebractwem i ulicznym pijaństwem. Regulamin służby nakazywał nie tylko zatrzymywanie pijanych, ale również ich przetrzymywanie w twierdzy, aż do wytrzeźwienia. Co interesujące, caryca zatroszczyła się w dokumencie o zwrot aresztantowi wszystkich wartościowych rzeczy i pieniędzy, jakie posiadał.

Dla odmiany Katarzyna II dostrzegła polityczne korzyści z nałogu, twierdząc, że pijaną Rosją po prostu łatwiej rządzić. Natomiast kolejni carowie coraz szerzej korzystali z funduszy przepijanych przez obywateli. Na przykład w 1810 r., gdy gros finansów imperium wykorzystano na modernizację armii i przygotowanie kolejnej wojny z Napoleonem Bonaparte, tzw. pijane ruble, czyli wpływy z monopolu alkoholowego, stanowiły aż jedną trzecią budżetu państwa. Wydajny zbiór środków był możliwy dzięki finansowej innowacji: akcyzowaniu dochodów winnych. Każdy dzierżawca państwowej manufaktury alkoholowej lub punktu sprzedaży uzyskiwał w Ministerstwie Finansów odpłatne zezwolenie na takową działalność. Był to zatem nowy rodzaj podatku, którego wielkość została uzależniona od procentowej mocy trunku. Wprowadzono także stały system miar i aż do 1895 r. podstawową jednostką obrotu alkoholem było wiadro, czyli ok. 16,5 litra. Przy tym ceny wódki były bardzo wygórowane. W połowie XIX w., zależnie od jakości i marki wysokoprocentowego napoju, jedno wiadro kosztowało od 50 kopiejek do 1,5 rubla, podczas gdy miesięczny dochód moskiewskiego rzemieślnika nie przekraczał 60 kopiejek.

Wiek pary

Nie bez przyczyny o XIX w. mówi się, że był stuleciem rewolucji technicznej. Około 1850 r. w Rosji upowszechniły się kolumny rektyfikacyjne umożliwiające masową produkcję spirytusu. A dokładniej: proces rektyfikacji był znany wcześniej, ale ze względu na koszty wytworzenia zbożowego spirytusu pozostawał raczej elitarną rozrywką. Dopiero na początku XIX w. rosyjska wódka otrzymywana poprzez zmieszanie spirytusu z wodą zyskała światową renomę, stając się zarazem fundamentem stereotypu wiecznie zapitego Rosjanina. Ale takim trunkiem, z racji jego wysokiej ceny, raczyła się wyłącznie europejska arystokracja i burżuazja. Sami Rosjanie wskazują, że nie są autorami słowa wódka, bo nazwa pochodzi z języka polskiego. Syberyjscy chłopi jeszcze na początku XX w. nazywali ten rodzaj alkoholu „winem chlebowym".

Jednak kluczowym rozsadnikiem epidemii rosyjskiego alkoholizmu nie był wcale aparat rektyfikacyjny, tylko wprowadzenie do masowej uprawy ziemniaków oraz buraków cukrowych, które w połowie XIX w. umożliwiły dochodową, czyli tanią, produkcję spirytusu. Od tej chwili ceny wódki poszły ostro w dół, a to wywołało protesty społeczne. W latach 1856–1858, czyli za panowania cara Aleksandra II, wiejskie społeczności praktycznie wszystkich rdzennie rosyjskich guberni ogarnął tzw. ruch trezwienników – ruch trzeźwościowy. Jak chcą złośliwi historycy, u jego podstaw stał wprawdzie protest przeciwko podwyżce podatku akcyzowego, wpływającego na cenę wódki. W każdym razie protest antyalkoholowy stał się udziałem setek tysięcy Rosjan i ze względu na swoją masowość szybko przeszedł od słów do czynów. Przez dwa lata rozgromiono ponad 3 tys. miejsc wyszynku i handlu alkoholem, a to wywołało zdecydowaną reakcję carskiego dworu. Ruch trezwienników został zdelegalizowany, a przywódcy skazani na zesłanie. Przyczyna surowej rozprawy tkwiła oczywiście w obawach przed rewolucją. Jednak o wiele ważniejszy był podtekst gospodarczy. Otóż powstające masowo gorzelnie były własnością rosyjskiej szlachty, która tym sposobem ratowała swoją pozycję ekonomiczną i socjalną, podupadającą na rzecz kupiectwa. Ponadto ówczesna Rosja była areną licznych buntów chłopów pańszczyźnianych domagających się wolności osobistej. Aby wspomóc szlachtę, car ograniczył państwowy monopol alkoholowy do sfery obrotu, oddając produkcję w ręce grupy społecznej stanowiącej podporę tronu. Zyski gorzelniane nabrały znaczenia szczególnej rekompensaty finansowej po uwłaszczeniu chłopów, które nastąpiło w 1864 r.

Niestety, wymarzona przez wieki wolność osobista nie przyniosła rosyjskim chłopom upragnionego dostatku. Reforma Aleksandra II uwłaszczyła wprawdzie wieś, ale bez nadania własności ziemskiej. Liczni chłopi zostali skazali na marną wegetację, inni pozbawieni gruntów masowo emigrowali do miast, tworząc klasę robotniczą. I jedni, i drudzy topili rozgoryczenie oraz złą sytuację materialną w alkoholu, dlatego skala nałogu gwałtownie wzrosła. Z tego powodu, pomimo carskich zakazów w kolejnych latach, ruch abstynencki nabierał obrotów. Oddolną inicjatywę wsparła rosyjska inteligencja na czele z takimi postaciami, jak Lew Tołstoj czy Fiodor Dostojewski. Tym razem ruch trezwienników nie przybrał formy spontanicznych wystąpień, ale przystąpił do pracy organicznej w poszczególnych guberniach. Powstawały także organizacje antyalkoholowe narodów szczególnie zagrożonych postępami choroby, np. na Ukrainie i Wlk. Ks. Finlandii.

Ogrom wieloaspektowych strat, jakie niósł ze sobą masowy nałóg, wymusił w końcu na podejrzliwych władzach legalizację stowarzyszeń obywatelskich. Pod baczną kuratelą dworu powołano nawet rządowy komitet antyalkoholowy, a na prowincji do walki o trzeźwość włączono samorządy ziemskie i Cerkiew prawosławną. Dzięki temu w 1892 r. stworzono pierwszy kompleksowy program walki z uzależnieniem. W jego ramach za szczególny priorytet uznano ochronę młodzieży, a pracę koordynował zespół naukowy z udziałem autorytetów medycznych i pedagogicznych. Pora była najwyższa, bo spożycie zbliżało się do 5,5 litra czystego alkoholu w przeliczeniu na statystycznego mieszkańca.

XX-wieczna walka z wiatrakami

Jakby na przekór staraniom, w tym samym czasie sławny rosyjski chemik Dmitrij Mendelejew dokonał odkrycia kanonicznych proporcji, w jakich należało mieszać spirytus z wodą, aby otrzymać tzw. russkij standard, czyli wódkę o mocy 40 proc. Zdobytą wiedzą uczony natychmiast podzielił się ze społeczeństwem w swojej dysertacji doktorskiej. Natomiast rządową receptą na całe zło miała się stać reforma przemysłu spirytusowego podjęta w 1895 r. przez długoletniego ministra finansów Siergieja Witte. Państwo przywracało własny monopol produkcji alkoholu oraz likwidowało dotychczasowy system miar handlowych. Od tej pory podstawowymi jednostkami handlowymi stały się pojemności 0,25, 0,5 i 0,75 l. Zezwolono na sprzedaż wyłącznie butelkowanego i opieczętowanego alkoholu, co miało przenieść jego spożycie do domów prywatnych i stworzyć kulturalną atmosferę konsumpcji. Oczywiście skutek takiego pomysłu okazał się odwrotny od zamierzonego. Witte, kierujący się względami ekonomicznymi, nie zamierzał wcale nacjonalizować prywatnych gorzelni. Państwo kupowało jedynie obowiązkowo całą produkcję alkoholu i przekazywało w ręce prywatnego handlu.

Wszystko razem zwiększało skalę problemu. Powstała nawet kolejna gałąź drobnej przedsiębiorczości, a mianowicie profesja stakanszczyków. Byli to ludzie, którzy, dyżurując pod sklepami z alkoholem, za drobną opłatą udostępniali stakany (szklanki) wszystkim spragnionym natychmiastowej degustacji. Aby naczynia nie tłukły się zbyt łatwo, przemysł odpowiedział produkcją tzw. graniastych stakanów, które do dziś są w Rosji kanonicznymi naczyniami alkoholowych biesiad. Pomysł przeniesienia picia w prywatne zacisze zapoczątkował z kolei wzrost przemocy domowej i alkoholowy rozpad rodzin. Na całej linii wygrało natomiast państwo. Środki pochodzące ze zwiększonego podatku akcyzowego, obok złotego rubla i inwestycji kolejowych, stały się najważniejszym motorem napędowym gwałtownego wzrostu gospodarczego przełomu XIX i XX w. Na przykład w 1913 r. w budżecie państwa, wynoszącym 3 mld rubli, jeden miliard pochodził z „pijanych wpływów". Dla porównania, identyczną proporcję finansową udało się uzyskać w ZSRR, gdy sekretarzem partii był Leonid Breżniew, a więc w latach 70. XX w.

Wracając do czasów przedbolszewickich: wszystko, co dobre, szybko się kończy, dlatego z chwilą wybuchu I wojny światowej car Mikołaj II wydał manifest prohibicyjny. Dokument zakazywał produkcji i handlu spirytusem, z wyłączeniem celów medycznych. Car, który osobiście nie przepadał za alkoholem, kierował się tyleż potrzebami zdrowotnymi społeczeństwa, co wymogami wojennymi. Już w 1905 r. burdy pijanych rekrutów były przyczyną częściowego zerwania mobilizacji na wojnę z Japonią. Ale Rosjanie to naród innowacyjny, dlatego kraj ogarnęła fala wyskokowych wynalazków. O ile prosty lud skoncentrował się na udoskonalaniu produkcji samogonu, o tyle warstwy wyższe eksperymentowały udanie nad mieszankami eteru lub kokainy z szampanem. Mimo to prohibicja obowiązywała aż do carskiej abdykacji, a nawet przetrwała bolszewicki zamach stanu. Co ciekawe, tak naprawdę w listopadzie 1917 r. odbyły się aż dwa szturmy na Pałac Zimowy. Pierwszy został rozpowszechniony przez radziecką propagandę w formie założycielskiego mitu komunizmu. Ten drugi był skrzętnie skrywany. Otóż w kilka dni po przejęciu władzy spragniona tłuszcza petersburskiego lumpenproletariatu i żołnierzy wdarła się ponownie do carskiej rezydencji, aby degustować tworzoną przez stulecia monarszą kolekcję win i alkoholi z całego świata. W efekcie, jak wspominał Lew Trocki, wino lało się pałacowymi korytarzami do Newy, a pijany tłum chłeptał trunki wprost z ulicy. Ale alkoholowa polityka ZSRR to już inna historia, wymagająca osobnego omówienia.

Już w dawnej Rosji pijaństwo było tak masowe, że zyskało ludową nazwę „zmieja" – jadowitego gada nałogu. Tymczasem carowie liczyli najpierw zasoby własnej kiesy, w związku z czym zdrowie poddanych schodziło na daleki plan.

W 2009 r. prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew ogłosił stan narodowej klęski. Zgodnie z ówczesną statystyką alkoholizm jest w tym kraju przyczyną ok. 400 tys. zgonów rocznie. Śmierć zbiera szczególnie obfite żniwo wśród mężczyzn, bo alkohol zabija co piątego z nich. Męska średnia wieku spadła z 65 lat w czasach radzieckich do 58 lat współcześnie. Inaczej być nie może, skoro statystyczny Rosjanin, wliczając niemowlęta, wypija 14,5 litra alkoholu w spirytusowym ekwiwalencie. Jest to ilość przerażająca, ale wcale nie ostateczna, gdyż nie uwzględnia równie masowego spożycia samogonu i podróbek. Tymczasem, według Światowej Organizacji Zdrowia, próg 8 litrów czystego alkoholu w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest równoznaczny z narodowym samobójstwem i wymieraniem populacji.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL