Dwaj I sekretarze KC PZPR, wspólny cel i dwie koncepcje działania. Tak najkrócej można scharakteryzować Stanisława Kanię i Wojciecha Jaruzelskiego.
Stanisław Kania co prawda w latach 1980–1981, a przynajmniej od września 1980 r. do października 1981 r., kiedy to był I sekretarzem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, ściśle współpracował z Wojciechem Jaruzelskim. Łączył ich wspólny cel, nakreślony zresztą przez ich poprzednika na czele partii Edwarda Gierka, czyli odzyskanie utraconych w sierpniu 1980 r. pozycji. „Może trzeba wybierać mniejsze zło, a potem starać się z tego wybrnąć" – mówił on o zgodzie na istnienie niezależnych od władz związków zawodowych.
Jednak koncepcje rozwiązania „polskiego kryzysu" Kani i Jaruzelskiego były odmienne. Ten pierwszy nie był zwolennikiem sowieckiej interwencji. Mało tego, był również przeciwnikiem siłowej rozprawy z Solidarnością, czyli stanu wojennego. Kiedy stanął na czele partii, a de facto państwa, postawił na rozwiązanie „polityczne" (czyli przejęcie kontroli nad Solidarnością, wkomponowanie jej w system), a nie siłowe. Znalazło to również potwierdzenie w wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie w procesie autorów stanu wojennego – Stanisław Kania został w nim, zresztą całkiem słusznie, uniewinniony.
Wszystkim zainteresowanym „wojną polsko-jaruzelską" można zresztą śmiało polecić jego zeznania i wyjaśnienia składane podczas tego procesu. Przybliżają one nie tylko jego ówczesne stanowisko, ale również poważnie naruszają mit „mniejszego zła".
Kania twierdzi m.in., że był przeciwny interwencji, gdyż musiałaby ona mieć krwawy charakter. Jak dodaje, był przekonany, że w takiej sytuacji „pójdą młodzi chłopcy jak w Powstaniu Warszawskim, nawet bez broni, z butelkami na czołgi, popłynie morze krwi".