Rzeczpospolita: W II Rzeczypospolitej nie dla wszystkich 11 listopada był oczywistą datą świętowania odzyskania przez Polskę niepodległości. Z czego wynikały te spory?
Antoni Dudek: Miały one kontekst polityczny. Przede wszystkim byli piłsudczycy, którzy szukali daty jednoznacznie kojarzącej się z Józefem Piłsudskim. A to 11 listopada 1918 r. Rada Regencyjna przekazała mu władzę nad wojskiem. Kiedy patrzymy na to z dzisiejszej perspektywy, to można mieć wrażenie, że z punktu widzenia całego państwa ta data nie wydaje się przełomowa. Na pewno można było postawić na ważniejsze wydarzenie, choćby nawet na to, co stało się trzy dni później – 14 listopada Rada Regencyjna rozwiązała się, a Piłsudski ogłosił się tymczasowym naczelnikiem państwa.
A co z 7 października 1918 r., kiedy to miesiąc przed przybyciem Piłsudskiego do Warszawy Rada ogłosiła niepodległość Polski?
Ta data była ważna szczególnie dla środowisk konserwatywnych, które chciały podkreślić, że już wcześniej powstały podstawy niezależności państwa polskiego. Z kolei dla lewicy najważniejsze było utworzenie w Lublinie przez Ignacego Daszyńskiego Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej. Jeszcze inni wskazywali, że tak naprawdę powinna to być dopiero data wyborów do Sejmu Ustawodawczego, czyli 26 stycznia 1919 r., bo to ona wyznaczała początek demokratycznej władzy w Polsce. Tych dat było wiele, ale za swych rządów piłsudczycy przeforsowali tę, która najbardziej im odpowiadała. Oficjalne święto 11 listopada ustanowiono dopiero w 1937 r.
A jeśli dziś chcielibyśmy świętować odzyskanie suwerenności w 1989 r., to właściwie na którą datę powinniśmy postawić?