– Sędzia Marek Imielski swoim prowadzeniem sprawy i wydanym wyrokiem udowodnił, że jest wzorem dla innych sędziów – mówi Krzysztof Bzdyl, działacz opozycji antykomunistycznej w okresie PRL, odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W środę wraz z kilkoma innymi osobami, wśród których byli też inni dawni opozycjoniści, został uniewinniony od zarzutów naruszenia spokoju i porządku publicznego.
Sprawa ma związek z nieistniejącym już pomnikiem Armii Czerwonej w Nowym Sączu. Stał w centrum miasta, tworzył coś na kształt łuku triumfalnego i znajdował się na nim napis „Za naszą sowiecką ojczyznę".
Usunięcia monumentu domagały się organizacje patriotyczne i jeszcze w 2012 r. wydawało się, że nastąpi to szybko. Wtedy ówczesny wojewoda małopolski Jerzy Miller zdecydował o przeniesieniu szczątków sześciu żołnierzy spoczywających u stóp pomnika. Na ekshumację jednak nie godziła się Rosja. Z rozbiórką zwlekał więc prezydent Nowego Sącza Ryszard Nowak, a atmosfera wokół pomnika gęstniała.
We wrześniu 2014 r. pod monumentem demonstrację zorganizowali działacze patriotyczni. Oblali pomnik farbą, a policja zatrzymała trzech z nich, w tym opozycjonistę z PRL Zygmunta Miernika. Zażalenie na to zatrzymanie rozpatrywał miesiąc później sąd w Nowym Sączu. Wtedy doszło do kolejnego incydentu. Gdy sympatycy Miernika, w tym Bzdyl, wyszli z sądu, mieli dopuścić się wspomnianego zakłócenia porządku.
– Polegało ono na śpiewaniu pieśni patriotycznych, w tym „Pierwszej Brygady" – relacjonuje Krzysztof Bzdyl. – Ten proces to była wielka kompromitacja policji – ocenia.