Jedną z ulubionych taktyk zwyrodnialców z UPA było otaczanie polskich kościołów w niedzielę. Straszny los czekał polskie rodziny, które przyszły uszanować trzecie przykazanie. Jak wielką nienawiścią do Polaków kierowali się ukraińscy zbrodniarze, świadczą metody, jakimi zamęczali swoje ofiary. Mordercom szkoda było naboi na „Lachów". Nawet niemieccy śledczy w mundurach SS, badający niektóre z tych zbrodni w 1943 r., byli zszokowani skalą okrucieństwa.

Tragiczne jest to, że nie znamy nawet dokładnej liczby zabitych. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest świadome pomijanie przez historyków Ukraińskiej SRR, a później niepodległej Ukrainy, rzetelnych badań nad działalnością UPA i OUN. We współczesnej historiografii ukraińskiej rzeź wołyńska jest tematem świadomie spłycanym lub ujmowanym skrajnie antypolsko. W miejscach, gdzie nacjonalistyczni zbrodniarze z UPA mordowali polskich chłopów, ziemian i księży, dzisiaj stawia się pomniki hołdujące „bohaterskim" czynom „bojowników o wolność Ukrainy". Podczas niemal każdej uroczystości patriotycznej na kijowskim Majdanie rozwieszane są portrety takich zbrodniarzy jak Stepan Andrijowycz Bandera czy Roman Szuchewycz. Ten drugi był osobiście odpowiedzialny za wydanie rozkazu zabijania Polaków w „każdy możliwy sposób". Najbardziej przeraża jednak fakt, że obaj zostali pośmiertnie uhonorowani przez prezydenta Wiktora Juszczenkę tytułem Bohatera Ukrainy. Wiktor Juszczenko, do którego zwycięstwa wyborczego przyczynili się m.in. polscy politycy, podobnie jak inni ukraińscy „wolnościowcy" zdeptał swoim postępowaniem pamięć tysięcy pomordowanych polskich mężczyzn, kobiet i dzieci.

Brak reakcji ze strony polskich władz na tę decyzję demokratycznie wybranego przywódcy ukraińskiego narodu dowodzi jedynie słabości polskich polityków. Czy można sobie wyobrazić analogiczną sytuację w powojennych Niemczech? Jak zachowaliby się politycy amerykańscy, europejscy czy izraelscy, gdyby prezydent Niemiec nadał pośmiertnie najwyższe odznaczenie państwowe takim zbrodniarzom jak Adolf Eichmann czy Reinhard Heydrich?

Głęboki niepokój i sprzeciw polskiej opinii publicznej powinien wzbudzać fakt, że tuż po przemówieniu wygłoszonym 10 kwietnia 2015 r. przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Rada Najwyższa Ukrainy przegłosowała ustawę gloryfikującą ludobójców z UPA i OUN jako „bojowników o wolność i niezależność Ukrainy". Nowe ukraińskie prawo przewiduje konsekwencje prawne wobec każdego, kto podważałby „szlachetne intencje walki" zbrodniarzy z UPA i OUN.

Musimy sobie uświadomić, że świat będzie pamiętał o naszej tragedii tylko wtedy, gdy sami przestaniemy postrzegać własną historię przez pryzmat bieżących interesów politycznych. Niezależnie od tego, jak potoczą się losy współczesnej Ukrainy, o Wołyniu zapomnieć nie wolno! Polacy nie powinni dać się podzielić na „europejskich postępowców" traktujących bez emocji wydarzenia sprzed siedmiu dekad oraz rzekomych szowinistów rozdrapujących rany. O ukraińskich zbrodniach trzeba mówić tak samo stanowczo jak o niemieckim i sowieckim ludobójstwie, bo – jak mawiał Mahatma Gandhi – „nawet jeśli tylko ja jeden mówię prawdę, to prawda ciągle pozostaje prawdą".