XIV wiek: Tajemnice templariuszy

13 października 1307 r. w ciągu zaledwie jednego dnia legła w gruzach jedna z najpotężniejszych, najbogatszych i najlepiej zorganizowanych potęg w dziejach świata.

Aktualizacja: 25.06.2016 12:25 Publikacja: 24.06.2016 01:04

Foto: AFP

27 listopada 1095 r. w czasie synodu w orweńskim Clermont jego organizator papież Urban II ogłosił apel do wszystkich chrześcijan o wyzwolenie ziem Bizancjum nękanych i okupowanych przez Turków seldżuckich. Apel spotkał się z niesłychanym odzewem. Tysiące rycerzy i chłopów utworzyło armię pierwszej krucjaty. Przepełnieni wiarą, mając nadzieję na przygodę i zdobycie majątku, przedarli się przez Azję Mniejszą do Syrii, żeby 15 lipca 1099 r. po niezwykle krwawych bojach zdobyć Jerozolimę.

Pierwsza wyprawa krzyżowa okazała się niezwykłym zrywem całej chrześcijańskiej Europy, zakończonym wielkim sukcesem. Dzisiejsze podręczniki szkolne ignorują gigantyczne znaczenie tego olbrzymiego wysiłku naszych przodków i jego wpływu na dalszy rozwój cywilizacji. Szczególnie historiografia marksistowska opisuje wyzwolenie Ziemi Świętej w 1099 r. jako przykład średniowiecznego wstecznictwa i wojen o podłożu religijnym. Jest to obraz zafałszowany. Zdobycie Jerozolimy było prawdopodobnie najważniejszym ze wszystkich wydarzeń w tysiącletniej historii wieków średnich. Po setkach lat święte miasto, pełne tajemnic i prastarych zabytków, wróciło pod rządy potomków i spadkobierców Imperium Romanum. Pomimo militarnej, technologicznej i organizacyjnej przewagi muzułmanów nad łacinnikami powstały nowe państwa chrześcijańskie: Antiochia, Trypolis i Jerozolima na wybrzeżu Morza Śródziemnego oraz Edessa w głębi kraju. W rękach muzułmanów pozostały nieliczne ośrodki nadmorskie, jak choćby Tyr czy Askalon.

Władzę nad zajętym przez łacinników obszarem przejął król Baldwin I, który do władzy doszedł po przedwczesnej śmierci starszego brata, Gotfryda z Boullion. Jak podają kroniki, sama tylko obrona Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie i znajdującego się na nim meczetu Al-Aksa oraz sanktuarium zwanego Domem Skały – prawdopodobnie najświętszego miejsca dawnej świątyni Salomona i Heroda, legendarnego miejsca spoczynku biblijnej Arki Przymierza – była tak zaciekła, że na posadzce meczetu krwi było po kostki.

Dlaczego muzułmanie tak zajadle bronili tego miejsca? Arcybiskup Tyru, Wilhelm, kronikarz z drugiej połowy XII w., uważał, że na Wzgórzu Świątynnym mógł się znajdować niezwykły skarb. Z tego powodu 19 lat po zdobyciu świętego miasta i ustanowieniu chrześcijańskiego Królestwa Jerozolimskiego, w roku 1118, „szlachetni panowie stanu rycerskiego i oddani Bogu, pobożni i bogobojni", z których najważniejszymi byli Hugon z Payns (Szampania) oraz Gotfryd z Saint-Omer (Pikardia), złożyli przed arcybiskupem – patriarchą Jerozolimy – Gormondem z Pocquiny śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ wielu mężczyzn uniesionych zapałem religijnym przywdziewało habity różnych zakonów. Jednak w tym wypadku sprawy miały się nieco inaczej.

Poszukiwacze zaginionej arki

Niezwykle ciekawy jest fakt, że panujący już wówczas król Baldwin II bez najmniejszego wahania podarował nowo powstałemu Zakonowi Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona swoją ulubioną siedzibę – miejsce niezwykłe i zarazem święte dla milionów ludzi na całym świecie – obszar Wzgórza Świątynnego, w tym wspomniany Dom Skały. Inne przekazy mówią, że dziewięciu tajemniczych rycerzy, wywodzących się z największych domów Francji, stanęło przed królem jerozolimskim Baldwinem II i zakomunikowało mu arbitralnie, że na swą siedzibę wybrali Wzgórze Świątynne, tak jakby król nie miał mocy decydowania o losie tego miejsca.

Po blisko tysiącu lat od czasu zniszczenia drugiej Świątyni Heroda przez legionistów Tytusa najświętsze miejsce Świątyni, dawne sanktuarium Arki Przymierza, zostało ponownie przemianowane na Świątynię Pańską. Ponadto miejscowi kanonicy przekazali rycerzom plac wokół meczetu Al-Aksa i nałożyli jednocześnie nowemu zakonowi rycerskiemu „obowiązek ochrony dróg i gościńców od zasadzek rabusiów i napastników, z baczeniem na bezpieczeństwo pątników".

Jednak przez pierwsze 10 lat pierwszym dziewięciu templariuszom daleko było do wykonania nałożonego na nich zobowiązania ochrony pielgrzymek i gościńców Ziemi Świętej. Od 1118 do 1128 r. dziewięciu tajemniczych feudałów odcięło się całkowicie od reszty świata i żyło w całkowitej klauzurze na Wzgórzu Świątynnym. Ich życia wcale nie wypełniały modlitwy i kontemplacja. Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że przez 10 lat intensywnie pracowali, kopiąc tunele pod budowlami znajdującymi się na Wzgórzu Świątynnym. Dlaczego robili to osobiście, skoro mogli mieć armię robotników, pozostaje tajemnicą.

W ich regule, ustalonej dopiero w 1128 r. na soborze w Troyes przez samego niezwykle tajemniczego św. Bernarda z Clairvaux, duchowego przywódcy chrześcijańskiego świata w XII w., nie było już nawet wzmianki o pielgrzymach. Zadaniem Kawalerów Świątyni stało się coś tak wielkiej wagi, że nawet potężny król jerozolimski z pokorą zgadzał się na każde ich żądanie.

Przez wieki powstały dziesiątki książek pełnych mniej lub bardziej fantastycznych hipotez co do celu misji dziewięciu pierwszych templariuszy w Jerozolimie. Jedni twierdzą, że zajęli się oni poszukiwaniem Arki Przymierza pod Domem Skały, podczas gdy inni mówią przede wszystkim o poszukiwaniu wiedzy uniwersalnej. Dopiero w XIX w. europejscy archeolodzy mogli zbadać teren ich siedziby. Pewien brytyjski naukowiec znalazł pod Wzgórzem Świątynnym fragment lancy i miecz z pieczęciami Zakonu. Dowiódł on, że rycerze prowadzili przede wszystkim prace poszukiwawcze, chciałoby się rzec, archeologiczne.

Zapędy poszukiwawcze templariuszy nie zakończyły się wraz z odejściem ze Wzgórza Świątynnego. Lata później specjalny oddział rycerzy świątyni poszukiwał czegoś w Etiopii, gdyż i tam odnaleziono ich ślady.

Państwo ponad państwami

Przez pierwszą dekadę dziewięciu rycerzy wywodzących się z najpotężniejszych domów Francji zaszywa się na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie niczym żebracy. Wzgórze to jest ich enklawą, do której nikt z zewnątrz nie ma dostępu. Nie ma tu służby ani niewolników. Cokolwiek pierwsi templariusze robią, wykonują to zawsze sami. Wśród mieszkańców Jerozolimy krążą plotki o homoseksualizmie rycerzy, tym bardziej że reguła nakazuje im ubóstwo, interpretowane także w późniejszych latach w taki sposób, że jeden koń bywał często używany przez dwóch jeźdźców. Wielu z twórców zakonu było żonatymi władcami całych francuskich prowincji. U siebie żyli jak monarchowie, a czasem byli nawet potężniejsi od króla. Mieli armie, dwory, zamki, pola, lasy i ludzi. Nagle jednak, jakby za potężnym wezwaniem, meldują się w bezgranicznym posłuszeństwie na dworze króla jerozolimskiego Baldwina II, żeby na 10 lat stać się niedostrzegalnymi zza muru świątyni cieniami.

Wyznaczanie tak znakomitych przedstawicieli stanu rycerskiego do tak przyziemnego zadania jak strzeżenie gościńców nie miało najmniejszego sensu. Templariusze będą pilnować dróg i będą brać udział w bitwach dopiero od 1128 r., kiedy zakon stanie się elitarnie wyszkoloną armią (komandosami) średniowiecznej Europy. Gdyby chodziło wyłącznie o misję militarną, to tacy panowie jak Eustachy z Boulogne czy Hugo z Szampanii byliby w stanie wystawić prywatne armie konkurujące siłą z chorągwiami królewskimi. Zastanawia dzisiaj, dlaczego tak doskonali rycerze, znani ze swego kunsztu i umiejętności strategicznych dowodzenia całymi armiami, byli świadomie nieobecni w czasie, kiedy król Baldwin II toczył kampanię wojenną z Atabegiem z Damaszku, najeźdźcą Galilei i Tyberiady. Wówczas wszystkie siły były potrzebne do obrony, ponieważ Atabeg udzielił pomocy dynastii Fatymidów z Askalonu, a armia egipska zdążyła zgromadzić flotę wojenną w Tyrze. Król jerozolimski Baldwin II, mimo zmasowanego kontrataku wyznawców islamu, zwycięża w Tyberiadzie, broni Antiochii przed El Ghazim, rozpoczyna w 1122 r. kampanię wojenną przeciwko Syrii Północnej, a nawet kilka razy dostaje się do niewoli muzułmańskiej, z której wydostaje się prawdziwym cudem.

Jednak dziewięciu wybrańców nadal świadomie nie uczestniczy w tym zamęcie wojennym. Któregoś dnia w 1128 r. nagle bez słowa opuszczają Ziemię Świętą i wywożą ze sobą tajemnicze skrzynie. Pozostawią po sobie silną organizację militarną, której sztandar koloru piasku i srebra „bausseant" przyprawia wrogów o drżenie.

Jednak prawdziwa potęga templariuszy powstaje dopiero w Europie. Nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zakon otrzymuje od królów i licznych wielmożów gigantyczne latyfundia, zamki, lasy, pola, ludzi i pieniądze. Jego reguła mówi, że jest odpowiedzialny jedynie przed papieżem i to tylko w sprawach o najwyższej doniosłości. Błyskawicznie powstaje 13 prowincji zakonnych w różnych zakątkach Europy, które tworzą między sobą rozwiniętą sieć zamków, miast, znakomity system pocztowy i bankierski.

Templariusze, choć nie zaniedbują musztry, są teraz najlepszymi bankierami, którzy pierwsi tworzą bezpieczny system weksli podróżnych realizowanych w licznych filiach bankowych. Jest wśród nich wielu znakomitych architektów i budowniczych. Odnosi się wrażenie, że przywieźli z wyprawy krzyżowej niezwykłą wiedzę matematyczną, chemiczną, postęp w medycynie i znajomość praw fizyki.

Znamienny jest fakt, że w miastach portowych Francji i Portugalii powstają pierwsze zorganizowane floty wojenne i handlowe, które w opinii wielu ekspertów zdolne były już wówczas przepłynąć Atlantyk. Zresztą to właśnie czerwony krzyż templariuszy na białym tle będzie widniał na żaglach trzech statków Krzysztofa Kolumba podczas pierwszej wyprawy do Ameryki w 1492 r.

Pechowy piątek trzynastego

W 1307 r. są u szczytu potęgi, której pozornie nic nie może zagrozić. Europa już dawno utraciła Ziemię Świętą, ale odnosi się wrażenie, że to nie przeszkadza zakonowi w gwałtownym, wręcz niebywałym rozwoju cywilizacyjnym. Monarchowie, biskupi, Stolica Apostolska, całe prowincje czy zwykli kupcy – niemal wszyscy są na początku XIV w. zadłużeni u templariuszy.

W końcu największy dłużnik – król Francji Filip IV Piękny – buntuje się przeciw takiemu porządkowi. To z jego rozkazu w feralny piątek 13 października 1307 r. do siedziby wielkiego mistrza zakonu wkraczają królewscy szeryfowie z nakazem aresztowania. Zadziwiające, że najlepiej przeszkoleni rycerze epoki poddają się bez najmniejszego oporu garstce królewskich urzędników. Ludzie króla czegoś nerwowo szukają, ale ze wściekłością przyjmują zeznania świadków, którzy widzieli dzień wcześniej wozy z sianem opuszczające siedzibę wielkiego mistrza. Co zawierały? Na zawsze pozostanie tajemnicą.

W ciągu zaledwie jednego dnia upada wielkie dzieło. Ten dzień na kilka dekad powstrzyma rozwój cywilizacji. Najciekawszy eksperyment w dziejach Europy zostaje przerwany przez nienawiść oraz pazerność dwóch ludzi – króla Filipa IV i rycerza Wilhelma Nogareta, znanego z okrucieństwa szefa tajnej królewskiej policji politycznej.

Na szczęście nie wszędzie w Europie zakon się poddaje. W wielu miejscach w Niemczech templariusze stawiają się przed lokalnymi trybunałami, jednakże w pełnym rynsztunku bojowym, czym dają do zrozumienia, że są gotowi do szaleńczej bitwy, w której żadne siły świeckie nie są w stanie ich pokonać. Zbrojny opór stawili także zakonnicy aragońscy i cypryjscy.

Klątwa wielkiego mistrza

Siedem lat po aresztowaniu francuskich templariuszy, 18 marca 1314 r., na wyspie Cite w Paryżu zostanie wzniesiony wielki stos, na którym w nocnej scenerii męczeńską śmierć poniosą wielki mistrz Jakub de Molay oraz preceptor Normandii Gotfryd de Charnay.

Należy podkreślić z całą stanowczością, że najnowsze badania wyraźnie wskazują, iż trybunał kościelny wbrew naciskom korony dążył za wszelką cenę do uwolnienia zakonników. Śmierć na stosie wielkiego mistrza i preceptora Normandii była osobistą decyzją króla Filipa IV za podszeptem Wilhelma Nogareta.

„Kiedy wielki mistrz zobaczył przygotowany stos, rozebrał się bez wahania. Został w samej koszuli, był spokojny, ani nie zadrżał, chociaż ciągnięto go i popychano" – opisywał świadek egzekucji. Kiedy nad wyspą zapadła ciemność, zapalono pierwsze polana. W powietrzu czuć było okropny odór palących się łachmanów skazańców. Wcześniej bowiem, przed wejściem na stos, obaj bracia z wielkim szacunkiem zdjęli i złożyli swoje płaszcze zakonne. Kiedy płomienie zaczęły obejmować rycerzy, wydawało się, że tak zakończy się historia jednej z najbardziej niezwykłych organizacji w dziejach ludzkości. Nagle, zupełnie niespodziewanie, przy całkowitym milczeniu setek gapiów, w scenerii rozgwieżdżonej nocy otulającej szczelnie ciemny, ponury, średniowieczny Paryż oniemiały tłum gapiów usłyszał pełen niezwykłej siły głos bohatera spod Saint-Jean-d'Arce, wodza, który 5 kwietnia 1291 r. poprowadził do boju 300 pancernych braci przeciw 10 tys. żołnierzy egipskiego sułtana szturmujących Akkę, głos ostatniego wielkiego mistrza łopoczący na wietrze niczym „beauseant", sztandar bojowy zakonu: „Klemensie i ty, Filipie, wiarołomcy danego słowa, wzywam was obydwu na Sąd Boży... Ciebie, Klemensie, za 40 dni, ciebie, Filipie, w ciągu roku...". Wielki mistrz obrzuca też klątwą dynastię królewską Kapetyngów po 13. pokolenie (król Filip IV Piękny był 12. pokoleniem tej dynastii) oraz Wilhelma Nogareta, głównego inspiratora procesu.

Wraz z Jakubem de Molay umiera zakon, ale klątwa się spełnia. 9 kwietnia 1314 r. w Roquemaure w dolinie Rodanu w potwornych boleściach biegunkowych umiera papież Klemens V, równo 28 dni po śmierci wielkiego mistrza. Osiem miesięcy później, 29 listopada 1314 r., król Filip IV umrze po groźnym upadku z konia w lesie Fonatinebleau. Jego trzej synowie będą bezpotomnie zasiadać na tronie jeden po drugim, zabiją ich trucizny lub zostaną potajemnie zamordowani. Zgodnie z klątwą 13. pokolenie Kapetyngów zamknęło dzieje tej dynastii.

Formalnie dzieje zakonu kończą się 18 marca 1314 r., ale są wydarzenia w historii późniejszej, które dają wiele do myślenia. Wiele dekad po śmierci wielkiego mistrza, podczas koronacji Karola VII w Reims, Joanna d'Arc wniosła do katedry sztandar koloru piasku i srebra. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ponieważ Dziewica Orleańska była dowódcą wielkiej armii. Jednak zdumieni uczestnicy uroczystości koronacyjnych rozpoznali, że tajemnicza wyzwolicielka Francji dzierży w dłoni „bausseant", sztandar bojowy Zakonu Świątyni – najświętszy symbol templariuszy. Ktoś nawet ośmielił się zwrócić uwagę Joannie, że to symbol zakazany w tej katedrze, na co dziewczyna odpowiedziała: „Skoro był przy trudach, powinien być przy chwale".

Ale czy rzeczywiście byłoby życzeniem wielkiego mistrza i jego braci, aby symbol templariuszy był obecny przy koronacji dalekiego krewnego Filipa IV? Od czasu klątwy wypowiedzianej przez Jakuba de Molay templariusze stali się właśnie symbolem ruchu ponadnarodowego, walki ze skostniałym klerykalizmem, feudalizmem i monarchią absolutną. To wyjaśnia, dlaczego 21 stycznia 1793 r., kiedy gilotyna ścięła głowę króla Ludwika XVI, jakiś mężczyzna znajdujący się wśród tłumu gapiów krzyknął: „Jakubie de Molay, zostałeś pomszczony!".

Historia
Śledczy bada zbrodnię wojenną Wehrmachtu w Łaskarzewie
Historia
Niemcy oddają depozyty więźniów zatrzymanych w czasie powstania warszawskiego
Historia
Kto mordował Żydów w miejscowości Tuczyn
Historia
Polacy odnawiają zabytki za granicą. Nie tylko w Ukrainie
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą