Prof. Mikołaj Iwanow: Mieliśmy wpływ na upadek imperium

- Walka Polaków dawała narodom ZSRS nadzieję, że możliwe są masowe ruchy demokratyczne - mówi prof. Mikołaj Iwanow, historyk z Uniwersytetu Opolskiego, były rosyjski dysydent

Aktualizacja: 16.06.2017 00:49 Publikacja: 15.06.2017 23:41

Ulotkę do żołnierzy Armii Czerwonej napisałem już w 1981 r. – mówi prof. Mikołaj Iwanow.

Ulotkę do żołnierzy Armii Czerwonej napisałem już w 1981 r. – mówi prof. Mikołaj Iwanow.

Foto: arch. prywatne

Rzeczpospolita: Solidarność Walcząca wspomagała antykomunistyczne organizacje w krajach komunistycznych, w tym w Związku Sowieckim. Czy to była próba realizacji w praktyce solidarnościowego „Posłania do ludzi pracy Europy Wschodniej" uchwalonego w czasie I Zjazdu Solidarność w 1981 r.?

Prof. Mikołaj Iwanow: Niewielu ludzi w dzisiejszej Polsce wie, że to właśnie Solidarność Walcząca spowodowała przyjęcie na tamtym zjeździe Solidarności słynnego „Posłania do ludzi pracy...". Odbyło to się wprawdzie jeszcze przed formalnym założeniem SW, ale inicjatywa należała do ludzi, którzy stanowili wkrótce kręgosłup najbardziej nieugiętej wobec komunistów polskiej organizacji niepodległościowej. Niewiele osób wie dziś również, że była to odpowiedź na List do I Zjazdu Solidarności od grupy rosyjskich dysydentów, do której należałem i ja.

Idea ta narodziła się w środowisku grupy moskiewskich dysydentów, znanej z nielegalnego czasopisma „Kronika Wiadomości Bieżących" jako „grupa moskiewskich socjalistów". Nieformalnym liderem był Andriej Fadin, a głównym ideologiem i autorem większości dokumentów programowych – Paweł Kudiukin. Idea wysłania listu-odezwy należy do Fadina. Dyskutowaliśmy na ten temat późną wiosną 1981 r.

Kto zredagował treść listu?

Został sformułowany w jednym z moskiewskich parków w maju 1981 r. Autorami byliśmy Fadin i ja. Tekst był zapisany szyfrem i później przed wyjazdem do Polski ja nauczyłem się go na pamięć, tak aby nie było groźby wpadki na granicy. Pisaliśmy: „Dziś polska Solidarność jest nam drogowskazem. Za cenę prześladowań, krwi i cierpień polscy robotnicy zerwali pętle reżimowych związków zawodowych. Przed obliczem Zjazdu my radzieccy robotnicy i inteligenci (choć jest nas dziś niewielu) uroczyście przysięgamy uczynić w swej ojczyźnie wszystko, co możliwe, aby wam pomóc i rozpowszechnić prawdę o was, aby zdemaskować kłamstwa i – jeśli trzeba będzie – broniąc was wszystkimi dostępnymi sposobami. Niech żyje przyjaźń narodu polskiego z narodami ZSRR! Niech żyje międzynarodowa solidarność wolnych ludzi pracy! Niech Was Bóg wspomaga w Waszym historycznym dziele".

Odpowiedzią było właśnie „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej"?

Kończyło je wskazanie „Popieramy tych z was, którzy zdecydowali się wejść na trudną drogę walki o wolny ruch związkowy". Te ostatnie zdania o poparciu dla tych, którzy wybrali drogę walki z ustrojem komunistycznym, były wyraźną odpowiedzią na nasz list. Był on jedynym świadectwem, że za wschodnią granicą polski protest przeciwko komunistycznej wszechwładzy nie został bez echa, że tworzenie wolnych związków zawodowych stanowi dość skuteczną broń walki z totalitaryzmem.

W Polsce droga naszego listu na forum zjazdowe nie była tak prosta. Jak stwierdza Andrzej Kołodziej, część kierownictwa zjazdu, w tym Lech Wałęsa, przestraszyła się tego listu i chciała po prostu przemilczeć jego istnienie. Bali się, że doprowadzi do delegalizacji związku. Wtedy Kornel Morawiecki zdecydował się na prawie desperacki krok. Rozpowszechnił wśród delegatów kilkaset egzemplarzy tej odezwy. Na sali obrad zawrzało. Teraz przemilczenie odezwy rosyjskich dysydentów nie było już możliwie.

Jakie były reakcje w ZSRS?

Po zjeździe Solidarności prawie wszystkie bez wyjątku zachodnie rozgłośnie, a zwłaszcza radio Swoboda kilkakrotnie nadawały tekst naszej odezwy i odpowiedź na nią polskiej Solidarności. Dlatego dowiedziało się o tym sporo ludzi sowieckich. Dla wielu Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, mieszkańców republik nadbałtyckich i przedstawicieli innych narodowości Związku Sowieckiego Solidarność od tego czasu już nie była czymś dalekim i niezrozumiałym. W ZSRS wyraźnie wzrosło zainteresowanie polskim niezależnym związkiem zawodowym, legalnie działającym w sąsiednim kraju socjalistycznym.

Pierwsze reakcje „młodych socjalistów" na wiadomość o tym, że plan dostarczenia odezwy sowieckich dysydentów na zjazd Solidarności się powiódł, były triumfalne. Jednak wkrótce, pod presją niesamowicie nerwowej reakcji władz, ten triumf zamienił się w przygnębienie. Był to strach przed ewentualnymi represjami i zrozumienie tego, jaka wściekłość zapanowała wśród władz. O zjeździe Solidarności, starannie przemilczanym przez sowieckie środki masowego przekazu, niespodziewanie dowiedział się cały kraj. Wyraźnie przekroczyło to oczekiwania moskiewskiej grupy dysydentów sowieckich.

Po aresztowaniu przywódców „młodych socjalistów" wiosną 1982 r., wśród materiałów dowodowych śledztwa figurowały dziesiątki skonfiskowanych kopii w formie ulotek rosyjskojęzycznej wersji „Posłania do ludzi pracy...".

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, takie działania były spójne z późniejszym programem Solidarności Walczącej, który zakładał m.in. całkowity upadek komunizmu, niepodległość Polski i innych narodów zniewolonych przez komunizm, niepodległość republik sowieckich, zjednoczenie Niemiec przy zachowaniu narzuconych jałtańskim porządkiem granic powojennych.

SW prawdopodobnie była jedyną organizacją niepodległościową, która od początku odrzucała ideę jakiegokolwiek kompromisu z władzami komunistycznymi. Kornel Morawiecki proroczo uważał, że kryzys komunizmu jest już nieodwracalny, że nie ma szans na odrodzenie idei komunistycznych, że upadek ustroju totalitarnego w Polsce to kwestia czasu. Wzywał do aktywnych działań w celu przyspieszenia tego upadku.

Nie bał się również działać na rzecz podważenia sojuszu ze Związkiem Sowieckim i otwartej walki z komunizmem sowieckim. Wielu w Polsce, nawet w szeregach opozycji komunistycznej, uważało podobną taktykę za samobójczą. Związek Sowiecki i jego potężna armia, stacjonująca również w Polsce, wydawały się nie do ruszenia.

Kiedy pan trafił do Solidarności Walczącej?

Zostałem zaprzysiężony jako jeden z pierwszych. Byłem jedynym obywatelem Związku Sowieckiego w tych szeregach, a SW prawdopodobnie była jedyną organizacja będącą w stanie mnie przyjąć, mimo wielorakich obaw przed infiltracją przez sowieckie służby wywiadowcze. Te obawy towarzyszyły mi przez wiele lat mojego już prawie 40-letniego życia w Polsce i ustały dopiero może kilka lub kilkanaście lat temu. Byłem wielokrotnie lustrowany, sprawdzany przez polskie służby bezpieczeństwa i wreszcie uznany za prawdziwego działacza podziemia, odznaczony i uhonorowany. Jest to dla mnie wielki zaszczyt.

Solidarność Walcząca drukowała i kolportowała ulotki pisane w języku rosyjskim skierowane do żołnierzy sowieckich stacjonujących w Polsce. Trafiały one do nich? Jak takie działania mogli odbierać dowódcy sowieckiej armii?

Pierwszą ulotkę adresowaną do żołnierzy Armii Czerwonej stacjonujących w Polsce napisałem jeszcze latem 1981 r. Wtedy u każdego w głowie była jedna myśl: wejdą czy nie wejdą? A jak wejdą, co będą tu robić. Na prośbę Kornela opracowałem nawet instrukcję dla aktywistów Solidarności, jak zachowywać się wobec wkraczających sowieckich żołnierzy. Były tam, na ile pamiętam, wskazówki: niszczyć znaki drogowe, udzielać im jak najwięcej mylnych informacji co do polskiego ruchu oporu. Pisałem, że Polacy nie mają szans w otwartej konfrontacji z Sowietami, natomiast najgroźniejsza polska broń to propagowanie prawdy. Bo sporo żołnierzy sowieckich było zmęczonych komunizmem i potajemnie sympatyzowało z Polakami.

Te ulotki przeważnie przerzucaliśmy przez mur do koszar sowieckich, ci z naszych sympatyków, którzy znali sowieckich oficerów, przekazywali materiały tym, którym można było wierzyć, którzy nie doniosą. Niestety, donieśli i Kornelowi wytoczono proces sądowy. Oskarżono go o podważanie sojuszów PRL.

W 1988 r. działacze organizacji założyli Autonomiczny Wydział Wschodni SW. Nawiązano kontakt z antykomunistycznymi działaczami na wschodzie Europy.

Historia wydziału wschodniego nie zaczyna się w roku 1987. Jeszcze w 1981 r. w redakcji „Biuletynu Dolnośląskiego" przygotowywaliśmy ulotki dla żołnierzy sowieckich i wspomniane wskazówki dla członków Solidarności na wypadek agresji sowieckiej. Natomiast zasługa Jadzi Chmielowskiej i Piotra Hlebowicza polegała na powołaniu specjalnej jednostki SW do działań na Wschodzie.

W 1987 r. Kornel poinformował mnie o grupie krakowskiej, która robi ciekawe rzeczy w kontaktach ze Wschodem. Komuna już konała i Kornel zaproponował, aby otwarcie współpracować z nimi. Trudno odtworzyć dziś wszystkie rzeczy, które w latach 1987–1990 wspólnie zrobiliśmy. Wymienię najważniejsze. W 1988 r. uzyskałem możliwość wyjazdu w celach naukowych na Zachód. Wtedy poznałem Władimira Bukowskiego i Natalię Gorbaniewską. Byłem u Giedroycia w redakcji paryskiej „Kultury". Pod pseudonimem „Polak zza Buga" wydrukowałem kilka materiałów na łamach „Zeszytów Historycznych". Wtedy właśnie przedstawiłem Bukowskiemu koncepcję stworzenia w Polsce centrum szkolenia dysydentów sowieckich (później znane jako Warszawa '90). Z pomocą Bukowskiego skontaktowałem się z waszyngtońskim Narodowym Funduszem na rzecz Demokracji. Otrzymaliśmy 20 tys. dolarów. Spora suma jak na tamte czasy, kiedy zarobki w Polsce sięgały 15–20 dol. miesięcznie.

W 1989 r. na polecenie Władimira Bukowskiego odwiedziłem Berlin Zachodni, gdzie od rosyjskiego dysydenta Andrzeja Iwachkina dostałem 5 tys. marek na działalność wschodnią. Za te środki wkrótce wynajęliśmy w Warszawie mieszkanie i urządziliśmy tam stałe biuro Wydziału Wschodniego.

W 1990 r. byłem jednym z głównych organizatorów seminarium dla dysydentów sowieckich we Wrocławiu. Gościliśmy wtedy Bukowskiego jako jednego z czołowych wykładowców. Swą wiedzą o walce z komunizmem dzielili się z gośćmi sowieckimi Jacek Kuroń, Kornel Morawiecki i liczni zasłużeni działacze SW. Z Moskwy przyjechali Andrej Fadin, Paweł Kudiukin i jeden z późniejszych twórców pokomunistycznej konstytucji Rosji Oleg Rumiancew. Z Gruzji przyjechali czołowi dysydenci Georgi Czanturija i Irina Siriszwili, z Białorusi – Walery Bujwał, późniejszy wiceprzewodniczący Białoruskiego Frontu Ludowego.

W tym samym roku w delegacji SW na czele z Kornelem Morawieckim odwiedziłem Lwów, gdzie odbyliśmy serię spotkań z czołowymi politykami Ukrainy. W 1991 r. byliśmy w Mińsku, gdzie spotkaliśmy się z Zenonem Paźniakiem i innymi politykami opozycji białoruskiej.

Solidarność Walcząca organizowała także szkolenia dla poligrafów, przerzut sprzętu i zakazanej w tamtych latach w oficjalnym obiegu literatury. Kurierzy SW przerzucali nawet z Turcji do Tatarstanu i Azji Środkowej Koran. To była brawura?

Jest to wyłączna zasługa Piotrka Hlebowicza, który w nadzwyczaj krótkim czasie pozyskał wielu przyjaciół wśród sowieckich dysydentów na terenie rozpadającego się Związku Sowieckiego. Podróżując po tym ogromnym kraju, zabrał ze sobą jednego z najbardziej doświadczonych drugoobiegowych drukarzy SW Macieja Ruszczyńskiego, który prawie wszędzie, gdzie tylko się dało urządzał warsztaty wiedzy drukarskiej. Dla naszych przyjaciół za Bugiem było to w tym czasie bardzo ważne. Szybko zrozumieli, jaką siłę w warunkach nierównej walki z komuną ma słowo drukowane. Nie była to brawura, lecz dobrze przemyślana i konsekwentna pomoc naszym przyjaciołom na Wschodzie.

Z Wydziałem Wschodnim SW współpracowali, jak pan wspominał, rosyjscy emigranci na Zachodzie, m.in. Natalia Gorbaniewska w Paryżu i Władimir Bukowski w Londynie. To m.in. dzięki nim w literaturze i publikacjach ulotnych szeroko opisywano wydarzenia w Związku Sowieckim: wiadomości z łagrów, aresztowania obrońców praw człowieka, demonstracje.

Natalia Gorbaniewska i Władimir Bukowski to dwaj honorowi członkowie Solidarności Walczącej, odznaczeni Złotymi krzyżami SW. Z Natalią współpraca rozpoczęła się od połowy lat 80., kiedy w Paryżu jako czołowy publicysta „Nowoj Ruskoj Mysli" była ona aktywnie zaangażowana w kampanię zbierania środków dla Solidarności. Spotykał się z nią Kornel po swoim przymusowym wydaleniu z kraju. Poznałem Natalię w 1988 r., kiedy jako naukowiec, historyk brałem udział w konferencji naukowej. Na łamach „Nowoj Ruskoj Mysli" zamieściłem trzy artykuły o polskim ruchu antykomunistycznym i walce Solidarności Walczącej. Ta przyjaźń z Nataszą przetrwała aż do jej śmierci trzy lata temu w Paryżu.

Wśród sympatyków i współpracowników za granicą byli też ludzie walczący z systemem komunistycznym z bronią w ręku, np. Rafał Gan-Ganowicz. Jego książka „Kondotierzy" została wydana w drugim obiegu wydawniczym. Miała wpływ na młodych skupionych wokół Solidarności Walczącej?

Rafał wiele lat był zagranicznym przedstawicielem SW w Paryżu. Był bardzo blisko duchowo związany z Kornelem Morawieckim. On bezkompromisowo walczył z komuną z bronią w ręku jeszcze od lat 60. w Kongu. Wydane przez nas jego wspomnienia miały w Polsce ogromne wzięcie, zwłaszcza wśród młodych działaczy i sympatyków SW.

Patrząc z perspektywy trzech dekad, jaki wpływ na upadek systemu komunistycznego, a także rozpad Związku Sowieckiego mogły mieć wspólne działania podejmowane przez dysydentów z różnych krajów?

Wielka Solidarność i nasza mała Solidarność Walcząca niewątpliwie miały swój wpływ na upadek sowieckiego imperium i państw tzw. demokracji ludowej. Co do skali tego wpływu można się sprzeczać. Na pewno najważniejszą przyczyną był wewnętrzny ekonomiczny i ideologiczny kryzys Związku Sowieckiego. Ale walka Polaków natchnęła narody ZSRS, dawała im nadzieję, że nawet w warunkach tak mocno totalitarnej władzy możliwe są masowe ruchy demokratyczne.

Mikołaj Iwanow

Ur. 1948 r. Rosyjski dysydent (używa też formy imienia Nikołaj). W 1981 r. przywiózł do Polski „Odezwę Komitetu założycielskiego wolnych związków zawodowych w ZSSR" na I Krajowy Zjazd Delegatów Solidarności w Gdańsku-Oliwie, na który odpowiedziano „Posłaniem do ludzi pracy Europy Wschodniej", co wywołało wściekłość Moskwy. Po wprowadzeniu stanu wojennego działacz struktur podziemnych Solidarności, po powstaniu Solidarności Walczącej związany z tym ugrupowaniem. Autor licznych artykułów w „Biuletynie Dolnośląskim" i „Solidarności Walczącej". W latach 1989–2004 związany z Radiem Wolna Europa. Profesor w Zakładzie Historii Najnowszej Uniwersytetu Opolskiego i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Autor licznych prac naukowych, działacz stowarzyszeń społecznych.   —sl

Rzeczpospolita: Solidarność Walcząca wspomagała antykomunistyczne organizacje w krajach komunistycznych, w tym w Związku Sowieckim. Czy to była próba realizacji w praktyce solidarnościowego „Posłania do ludzi pracy Europy Wschodniej" uchwalonego w czasie I Zjazdu Solidarność w 1981 r.?

Prof. Mikołaj Iwanow: Niewielu ludzi w dzisiejszej Polsce wie, że to właśnie Solidarność Walcząca spowodowała przyjęcie na tamtym zjeździe Solidarności słynnego „Posłania do ludzi pracy...". Odbyło to się wprawdzie jeszcze przed formalnym założeniem SW, ale inicjatywa należała do ludzi, którzy stanowili wkrótce kręgosłup najbardziej nieugiętej wobec komunistów polskiej organizacji niepodległościowej. Niewiele osób wie dziś również, że była to odpowiedź na List do I Zjazdu Solidarności od grupy rosyjskich dysydentów, do której należałem i ja.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL