Ja też jeden z artykułów o nim zatytułowałem "Konrad Wallenrod XX wieku", ale nie jest to najszczęśliwsze porównanie. W końcu Wallenrod poprowadził na zgubę całe wojsko, a Kukliński nie działał na szkodę armii, tylko jej marszałków, zbierając i przekazując informacje po to, żeby nie doszło do żadnej wojny. Jeśli już dokonywać jakichkolwiek porównań, to - pozostając przy Mickiewiczu - wskazałbym na Jacka Soplicę, było, nie było agenta obcego wywiadu, w tym akurat wypadku - francuskiego, zbierającego informacje o armii rosyjskiej na Litwie. Traktując "Pana Tadeusza" jako utwór sensacyjno-szpiegowski, księdza Robaka trzeba byłoby nazwać szefem siatki wywiadowczej, w której na pewno byli Maciej Dobrzyński i Jankiel. No, ale wallenrodyzm ma w Polsce bogate tradycje. A problem złamania przysięgi na wierność Rosji dotykał choćby większości przywódców powstania styczniowego: Traugutta, Dąbrowskiego, Sierakowskiego. Oni wszyscy byli oficerami armii rosyjskiej. Podobnie było z porucznikiem Wysockim i spiskowcami nocy listopadowej.
Dziś zrobiłby to samo
Czy ma pan osobisty pogląd na tajemniczą śmierć obu synów pułkownika?
Kukliński nie chce o tym mówić. Nie ma jednoznacznych dowodów w tych sprawach, tak jak ich nie ma w wielu wypadkach zabójstw politycznych, które miały miejsce w Polsce w dekadzie lat 80. Synowie Kuklińskiego - Waldemar i Bogdan - zginęli w odstępie niecałego roku. Zwłok Bogdana nie znaleziono do dziś. Dowodów, jak powiedziałem, nie ma, pewne poszlaki prowadzą jednak do Moskwy. Zwrócę uwagę na to, że niemal wszyscy są przekonani, iż Kukliński skazany został na karę śmierci w stanie wojennym. Otóż nie, skazano go dopiero w trzy lata po wprowadzeniu stanu wojennego, w 1984 r. Wcześniej sprawa była utajniona, nieznana nawet generałom LWP, którzy zauważyli wprawdzie zniknięcie Kuklińskiego, ale nie wiedzieli, co się z nim stało. Tymczasem przed 1984 rokiem co najmniej dwukrotnie usiłowano uprowadzić pułkownika z terytorium Stanów Zjednoczonych - i to nie do Warszawy, lecz do Moskwy - a jeden raz próbowano go zabić.
Dlaczego Kukliński nie zdecydował się na napisanie pamiętników?
Pytałem go o to. Stwierdził, że to, co miał zrobić, już zrobił. O tym człowieku niesłychanej skromności profesor Richard Pipes, doradca prezydenta Reagana, powiedział, że był fenomenem w historii wywiadu. A jego życie układało się jak scenariusz filmowy. Nie wszystkim wiadomo, że Sztab Generalny Wojska Polskiego znajduje się przy ulicy Rakowieckiej, dokładnie vis a vis więzienia mokotowskiego. Opowiadał mi Kukliński, że jeszcze w latach 70. z okna swojego gabinetu widział więzienny spacerniak. Doskonale wiedział, że gdyby wpadł, to znajdzie się właśnie tam i nigdy stamtąd nie wyjdzie, chyba że przewiozą go na Łubiankę do Moskwy.
Od pamiętnego przyjazdu pułkownika Kuklińskiego do Polski minęły cztery lata. Czemu nie wraca na stałe?
Od tamtej pory był w Polsce dwa razy - prywatnie. On chce wrócić do Polski, ale kiedy to zrobi, zależy tylko od niego. Zbigniew Brzeziński też nie wraca, Ryszard Kaczorowski mieszka w Londynie, Jan Nowak-Jeziorański powrócił dopiero niedawno.
Czy ze strony pułkownika nie jest to jednak lęk, obawa przed konfrontacją z krajową rzeczywistością, spotkaniami z dawnymi znajomymi, z obu stron politycznej barykady?
Nie, on się nie boi. Powiedziałbym nawet, że po śmierci synów własne życie nie stanowi dla niego wielkiej wartości. Przypomina mi się spotkanie w konsulacie RP w Nowym Jorku, gdy w obecności pół tysiąca ludzi dziennikarka amerykańskiego radia zapytała go, czy gdyby mógł powtórzyć swoje życie raz jeszcze - ze wszystkim, także z ceną, jaką za swą działalność zapłacił - zrobiłby to samo? W kompletnej ciszy, która trwała niemiłosiernie długo, może z minutę, pułkownik odpowiedział krótko: "Tak".
Najmniej podejrzany
To nowojorskie spotkanie odbyło się z okazji trzeciej rocznicy przyjęcia Polski do NATO.
A ja zaciągnąłem wtedy pułkownika pod pomnik Prometeusza przy Rockefeller Center. Nie był tam nigdy wcześniej, słabiej zna zresztą Nowy Jork niż Waszyngton, gdzie mieszka. Dał się sfotografować pod tym pomnikiem, stojącym od 80 lat na Manhattanie i stanowiącym - oczywiście, za Statuą Wolności - jeden z nowojorskich symboli. Co to za postać Prometeusz - wiedzieć powinien każdy, a jeśli nie wie, powinien sięgnąć do "Mitologii" Parandowskiego czy Kubiaka. Ale tu powiedzmy, że był to pierwszy znany nam agent wywiadu. Jego misja była misją szpiegowską. Działał na rzecz słabych, sponiewieranych, trzęsących się z zimna ludzi - to dla nich skradł ogień bogom. Najpierw musiał zaskarbić sobie boską przychylność i dzięki zaufaniu, jakim go obdarzono, dostać się na Olimp. Tam zorientował się, jaką bogowie posiedli tajemnicę, wykradł ogień i musiał go jeszcze przekazać ludziom. Przez cały czas działał w przekonaniu, że zostanie schwytany i okrutnie ukarany, a jednak przeświadczenie o słuszności swej misji było w nim silniejsze niż strach.
Pułkownik Kukliński działał przez 11 lat w warunkach maksymalnego zagrożenia. Z Polski wyjechał niemal w ostatniej chwili, gdyż kontrwywiad sowiecki deptał mu po piętach.
To znów scena filmowa. Ryszard Kukliński wyjechał z Polski dokładnie 7 listopada 1981 r., w rocznicę bolszewickiej rewolucji, niedługo przed stanem wojennym. Amerykanie powiedzieli mu, by jeszcze przed wyjazdem wkręcił się do ambasady sowieckiej na bankiet z okazji komunistycznego święta, co Kukliński uczynił. Z bankietu nie wrócił już do swego domu na Nowym Mieście, tylko do zakonspirowanego lokalu w Warszawie, skąd wywieziono go na lotnisko i - posługując się polskim paszportem na inne nazwisko - poleciał do Londynu. Jego żona Hanka i obaj synowie przejechali przez Świecko samochodem ambasady amerykańskiej. W operację tę - prowadzoną za osobistą zgodą prezydenta Reagana - zaangażowanych było kilkudziesięciu ludzi z amerykańskiego wywiadu. Kukliński wyjechał w momencie, gdy KGB i polskie WSW wiedziało już, że w polskim sztabie generalnym ulokowany jest agent Stanów Zjednoczonych. Po uznaniu Jaruzelskiego i Siwickiego za stojących poza podejrzeniem, pozostawało sześciu pułkowników i generałów. Po latach Kiszczak przyznał, że najmniej podejrzanym był Ryszard Kukliński.
Józef Szaniawski - historyk, politolog, publicysta. Ostatni więzień polityczny PRL. Będąc dziennikarzem PAP w latach 70. i 80. współpracował z Radiem Wolna Europa, za co w czerwcu 1985 r. został aresztowany i oskarżony przez prokuraturę o szpiegostwo na rzecz wywiadu USA. Skazany na 10 lat więzienia, na wolność wyszedł dopiero w grudniu 1989 r. Zrehabilitowany przez Sąd Najwyższy w roku 1990.