Zabili Przemyka

34 lata temu, 12 maja 1983 – maturzysta Grzegorz Przemyk został zatrzymany i pobity przez funkcjonariuszy MO w komisariacie przy ul. Jezuickiej na Starym Mieście w Warszawie. W wyniku tego zmarł dwa dni później. Przypominamy tekst z maja 2008.

Aktualizacja: 12.05.2017 15:28 Publikacja: 12.05.2017 00:01

Grzegorz Przemyk (piąty od lewej) w czerwcu 1981 r., dwa lata przed śmiercią. Na zdjęciu m.in. Jerzy

Grzegorz Przemyk (piąty od lewej) w czerwcu 1981 r., dwa lata przed śmiercią. Na zdjęciu m.in. Jerzy Markuszewski, Marek Karpiński, Eugeniusz Temkin i Aleksandra Korewa

Foto: Fotonova

Dobiega końca kolejny proces zomowca oskarżonego o pobicie maturzysty Grzegorza Przemyka. Władze PRL robiły wszystko, by sprawcy uniknęli kary. Winni skatowania na śmierć Grzegorza Przemyka – syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej – do dziś nie zostali osądzeni.

Ireneusza K., byłego zomowca oskarżonego o śmiertelne pobicie maturzysty, sądy czterokrotnie uniewinniały. Teraz, po ćwierć wieku, kończy się jego piąty proces. Dziś ma zostać przesłuchany ostatni świadek Arkadiusz Denkiewicz, w 1983 r. dyżurny w komisariacie MO.

19-letni Grzegorz Przemyk został zatrzymany przez patrol ZOMO 12 maja 1983 r. na placu Zamkowym w Warszawie, gdzie z kolegą Cezarym F. świętował zdanie matury. Milicjanci przewieźli go na pobliski komisariat na Starym Mieście i tam skatowali. Bili łokciem i pięściami w brzuch, pałką po plecach. Dwa dni później zmarł.

– Lekarz, który operował chłopca, mówił, że nie wiedział, iż można tak zmasakrować wnętrzności – opowiada „Rz” mecenas Maciej Bednarkiewicz, wtedy pełnomocnik matki maturzysty.

Na pogrzeb Przemyka na warszawskich Powązkach przybyły tłumy. Uroczystość była manifestacją przeciwko komunistycznej władzy. PRL-owski aparat robił wszystko, by prawdziwym winowajcom nie spadł włos z głowy. W tuszowanie sprawy zaangażowało się biuro śledcze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. „Ma być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze” – napisał w notatce gen. Czesław Kiszczak, wtedy szef MSW.

By ukryć prawdę, świadków zastraszano, a Bednarkiewicza zamknięto w areszcie. – Wsadzili mnie pod fałszywym pretekstem na pół roku – wspomina adwokat.

Cezarego F., kolegę Grzegorza, bezpieka próbowała zmusić, by wyjechał za granicę, i skompromitować.

Odpowiedzialność za zbrodnię zrzucono na sanitariuszy pogotowia ratunkowego, którzy wieźli Przemyka. Tę zakłamaną wersję kolportowano w telewizji, a w 1984 r. w sterowanym przez władze procesie sąd za winnych śmierci maturzysty uznał dwóch sanitariuszy. Milicjantów, w tym Ireneusza K., uniewinnił.

Po upadku PRL wyroki zostały uchylone, a proces zaczął się od nowa. W 1997 r. sąd znów uniewinnił Ireneusza K., a Arkadiusza Denkiewicza skazał na dwa lata więzienia. Nie spędził on w nim jednak nawet dnia, bo według biegłych ma depresję i nie może odbywać kary. Kazimierz Otłowski, oficer MO, najpierw skazany na półtora roku w zawieszeniu za utrudnianie śledztwa, po apelacji został uniewinniony.

Ireneusz K. sądzony jest po raz piąty. Dzisiaj sąd przesłucha Denkiewicza. To on zachęcał kolegów milicjantów, by bili Grzegorza Przemyka tak, „żeby nie było śladów”.

Ireneusz K. do niedawna był policjantem w Biłgoraju, teraz jest na emeryturze. Jaki wyrok zapadnie tym razem?

– Sądowi trudno dziś ocenić, kto zadał śmiertelne ciosy. Milicjanci bili Przemyka w zamkniętym pokoju, do którego nikt inny nie wchodził. Łatwiej byłoby ich oskarżyć o nieudzielenie maturzyście pomocy. Może wtedy pękłaby też ich solidarność – komentuje mecenas Bednarkiewicz.

Dlaczego Przemyk?

Rozmowa: prof. Jerzy Eisler, historyk, dyrektor warszawskiego oddziału IPN

Rzeczpospolita: Dziś mija 25 lat od tragicznej śmierci Grzegorza Przemyka. Dlaczego przez tyle lat nie udało się ukarać winnych tej zbrodni?

Jerzy Eisler: Nałożyło się na to wiele elementów: typowe w PRL niezabezpieczenie śladów na miejscu zbrodni, świadome działanie na rzecz uniemożliwienia ustalenia rzeczywistych sprawców – w przypadku Przemyka posunięto się do skazania przypadkowych sanitariuszy i lekarzy tylko po to, by chronić milicjantów.

Pamiętajmy, że specyfika demokratycznego państwa prawa nakazuje wątpliwości czy braki dowodowe traktować na korzyść oskarżonego. Politycy i media bardzo rozbudzili w nas nadzieję, że wszystko uda się kiedyś sprawiedliwie osądzić i skazać winnych. Ja już dawno pogodziłem się z tym, że w doczesnym świecie raczej nie ma na to szans.

Dlaczego milicjanci na ofiarę wybrali Przemyka?

Myślę, że był to przypadkowy wybór i milicjanci nie mieli w planach zabójstwa. Miał być wycisk, danie nauczki, pokazanie, kto tu rządzi. Okazało się, podobnie jak w przypadku Stanisława Pyjasa czy ks. Popiełuszki, że padło kilka uderzeń za dużo czy za mocno. Służby PRL-owskie zazwyczaj zabijały w inny sposób, po cichu, pozorując nieszczęśliwy wypadek czy samobójstwo. Tak było wygodniej, bo sprawcy, mimo że wszyscy wiedzieli, kto za tym stoi, pozostawali nieznani.

Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec komunistycznych władz.

Tego, że chłopak stanie się męczennikiem, i tych tłumów na pogrzebie władze się nie spodziewały. To była końcówka stanu wojennego. Zginęło już kilkanaście osób. Wśród większości Polaków żywa była pamięć o górnikach z kopalni Wujek, o zabitych w Lubinie, Nowej Hucie, Gdańsku, Wrocławiu. Ta zbrodnia jednak uświadomiła ludziom, że to mógł być każdy z nich, że przypadkowe spotkanie z milicjantem może się skończyć brutalnym pobiciem i śmiercią. Dlatego też miesiąc później, podczas wizyty papieża Jana Pawła II, tłum manifestantów obok wielu różnych haseł krzyczał także „Grzegorz Przemyk – pamiętamy!”.

-rozmawiała Kamila Baranowska

Dobiega końca kolejny proces zomowca oskarżonego o pobicie maturzysty Grzegorza Przemyka. Władze PRL robiły wszystko, by sprawcy uniknęli kary. Winni skatowania na śmierć Grzegorza Przemyka – syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej – do dziś nie zostali osądzeni.

Ireneusza K., byłego zomowca oskarżonego o śmiertelne pobicie maturzysty, sądy czterokrotnie uniewinniały. Teraz, po ćwierć wieku, kończy się jego piąty proces. Dziś ma zostać przesłuchany ostatni świadek Arkadiusz Denkiewicz, w 1983 r. dyżurny w komisariacie MO.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie