Walki pod KM MO trwają do momentu, gdy milicja wypiera demonstrantów za most na ul. Świerczewskiego, w stronę gmachu KW PZPR. Demonstranci szturmują budynek partii. Płoną samochody milicyjne przed dworcem PKP. Po godzinie dziewiątej dochodzi do pierwszych prób podpalenia gmachu komitetu. W tym czasie przyszły TW „Bolek"...
Znów odwołam się do notatki Graczyka: „W domu przebywał ok. 30 minut. Około godz. 9.30 wyszedł ponownie do miasta z zamiarem zobaczenia co dzieje się na mieście". Spod dworca ponownie udaje się na komendę MO, co zresztą opisywał również w „Drodze nadziei". Chce się spotkać z komendantem. W hallu spotyka funkcjonariusza, który wcześniej zaprowadził go do komendanta. Mówi mu, że „duża ilość stoczniowców rabuje sklepy i jest pijana". Ma pomysł, jak uspokoić sytuację: chce zebrać grupę ok. dziesięciu osób i odkrytym samochodem ciężarowym jeździć po ulicach Gdańska i nawoływać stoczniowców do rozwagi i rozsądku. Tę propozycję ma zaaprobować rozmawiający z nim funkcjonariusz SB.
W tym czasie tłum szturmuje Komitet Wojewódzki PZPR, na ulicach trwają regularne bitwy z milicją. Co dalej?
Wałęsie nie udaje się zebrać chętnych do tego, żeby jeździć ciężarówką i nawoływać do zachowania spokoju. Rezygnuje z tego pomysłu i idzie w stronę stoczni. Po drodze spotyka kilku kolegów. Z notatki Graczyka wynika, że tym razem podał nazwiska kolegów, którzy mieli mu odmówić, m.in. Józefa Szylera, który potem często występował w donosach „Bolka".
Wałęsa wraca do stoczni. Na jego wydziale trwa dyskusja. Kierownik wydziału stwierdza, że trzeba wybrać przedstawicieli załogi, spisać postulaty strajkowe i pójść z nimi do dyrekcji.
Wtedy w okolicach dworca i przed komitetem trwa regularna bitwa. Wałęsa, idąc z KM MO do stoczni, musi mijać to miejsce.
W notatce Graczyka nie ma na ten temat ani słowa.
Wróćmy więc do stoczni.
Tam spisywane są postulaty. Na wniosek dyrektora powołują trzyosobowy kolektyw. W jego skład wchodzi Wałęsa.
Czy Graczyk zanotował nazwiska dwóch pozostałych osób?
Nie. W notatce napisano, że Wałęsa ich „rzekomo nie znał". Jednego z nich opisuje jako człowieka z „dużą brodą".
Zastanawiające. Razem formułują postulaty, wchodzą do komitetu strajkowego. Nie znają nawet swoich imion?
„Bolek" podaje cechę charakterystyczną, która może naprowadzić SB na jakiś trop. Jednocześnie, ilu pracowników mogło mieć brody? Nie podaje ich imion ani nazwisk...
Nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, jakie Wałęsa miał wtedy intencje. Tak czy inaczej postulaty przekazują dyrektorowi, który ma je przesłać do wyższych władz. Dyrektor namawia, żeby nie wychodzić na miasto, żeby uniknąć rozlewu krwi. Następne informacje z notatki Graczyka pochodzą już z 16 grudnia...
Zatrzymajmy się na chwilę. Mija noc. Rankiem 16 grudnia stocznia jest otoczona przez wojsko i milicję. Stoczniowcy nie podejmują pracy. Około ósmej rano padają strzały w kierunku wychodzących z zakładu robotników, są dwaj zabici. Wałęsa jest wówczas w stoczni.
Tak. W notatce Graczyka jest cytat z jego relacji: „Po pewnym czasie udałem się za ludźmi jako ich delegat. Idąc w stronę dyrekcji usłyszałem strzały sądząc, że strzelają z amunicji ćwiczebnej. Okrzyki, które usłyszałem z tłumu, że nie strzelają amunicją ślepą a bojową i że są zabici i ranni." Podobnie te wydarzenia są opisane w „Drodze nadziei".
Jak wiadomo, stoczniowcy się cofnęli. Zamknęli się w stoczni. Co dalej mamy w notatce Graczyka?
Dalej jest dość zwięzły opis funkcjonowania strajku okupacyjnego. Robotnicy się organizują. Rada delegatów postanawia „zabezpieczyć dla załogi posiłek". Wydaje się, że Wałęsa jest mocno w te działania zaangażowany jako członek komitetu strajkowego. Jest tu też wzmianka – pochodząca, jak należy rozumieć, z relacji Wałęsy – że ludzie znoszą do dyrekcji amunicję i petardy. „Ja osobiście odebrałem 3 paczki amunicji do PMK i jedną petardę" – mówił esbekowi.
Czy w jakichkolwiek innych relacjach dotyczących 16 grudnia i strajku jest informacja, że w stoczni znajdowała się amunicja?
Nigdy się z taką informacją nie spotkałem.
W nocy z 16 na 17 grudnia strajk się załamuje. Ludzie zaczynają wracać do domów.
Z notatki Graczyka: „Około godz. 2.00 dnia 17 XII [19]70 r. do członków rady przybył dyrektor oświadczając, że wysunięte postulaty nie będą rozpatrywane i o ile załoga nie opuści zakładu do godz. 5.00 zostanie użyta siła z wszelkimi jej następstwami." Wtedy strajk się załamał. Ostatnie zdanie notatki sporządzonej przez kpt. Graczyka dotyczy 17 grudnia i brzmi następująco: „Ok. godz. 11.00 dyrektor Żaczek oznajmił nam, że możemy spokojnie iść do domu gdyż rola nasza już została zakończona nadmieniając, żeby nie obawiać się konsekwencji". To ostatnie zdanie z notatki Graczyka przeczy relacji Wałęsy zawartej w „Drodze nadziei". W książce wspomina on, że opuścił stocznię wśród kilkunastotysięcznego tłumu robotników. Tymczasem po godzinie 5.00 znajdowała się tam tylko niewielka grupa ludzi delegowana do zabezpieczenia zakładu. Czyżby więc pomylił godzinę wyjścia z zakładu? Sęk w tym, że swoją książkę opublikował w roku 1990, a o tym, że opuścił stocznię 17 grudnia 1970 r. dopiero o godzinie 11, powiedział esbekowi dwa dni później. Mimo ujawnienia kompletu teczek TW „Bolka" nadal nie wiadomo, co robił w stoczni przez sześć godzin po opuszczeniu jej przez ostatnich strajkujących.
Podobnie jak nie wiadomo, kogo miał na myśli dyrektor stoczni, mówiąc: „wasza rola się skończyła". I co to była za „rola".
Nie wiadomo.
Czy w świetle tego dokumentu można stwierdzić, że Wałęsa działał w czasie masakry grudniowej jako współpracownik bezpieki? Takie sugestie pojawiły się w niektórych wypowiedziach Sławomira Cenckiewicza.
Takiej tezy nie da się obronić. Nie ma na to żadnych dowodów. Początek współpracy TW „Bolka" (jeszcze jako kandydata na TW, bo deklarację współpracy podpisał 21 grudnia) można datować na 19 grudnia 1970 r., w momencie, gdy w Trójmieście walk już nie było. Najbardziej prawdopodobne jest to, że w trakcie tych walk dał się poznać jako osoba niezwykle aktywna i kreatywna i tym samym zainteresował sobą SB.
Obraz Lecha Wałęsy, jaki wyłania się z dokumentów TW „Bolka", jest niejednoznaczny. Wynika z niego, że z jednej strony z odwagą próbuje nie dopuścić do przemocy i rozlewu krwi. Jednak swoje działania konsultuje z milicją... Przychodzi do milicjantów i SB z propozycjami, z inicjatywą. Jednocześnie bierze udział w negocjacjach z dyrekcją stoczni – po stronie robotników...
Od stycznia 1971 r. dość często pobiera od bezpieki pieniądze za współpracę. Z czasem zaczyna coraz śmielej krytykować władzę komunistyczną, aż w 1976 r. oficjalnie kończy współpracę z SB. Część faktów, jak się okazuje, próbuje później zataić, nie wspominając o nich w swojej biografii. Bardzo trudno to wszystko jednoznacznie ocenić.
Mówiąc o „Bolku", używa pan imienia i nazwiska: Lech Wałęsa. Nie ma wątpliwości, że to on?
Nie jestem w stanie wypowiadać się w imieniu IPN, dlatego wypowiem się jako Piotr Brzeziński, historyk, badacz Grudnia 1970 r. pracujący w IPN. W mojej pracy wielokrotnie spotykałem się z podobnymi materiałami, w których znajdowały się zobowiązania do współpracy, doniesienia agenturalne czy pokwitowania odbioru pieniędzy. Te dokumenty, które zobaczyłem w aktach TW „Bolka", sprawiają, że jestem przekonany, że w tym przypadku chodzi o Lecha Wałęsę. Opierając się na własnej wiedzy i doświadczeniu, nie mam wątpliwości...
W innych przypadkach, kiedy dysponowaliśmy takimi materiałami, nie mieliśmy wątpliwości co do personaliów i publikowaliśmy nazwiska tajnych współpracowników w materiałach naukowych.
—rozmawiał Tomasz Słomczyński
Piotr Brzeziński jest historykiem, pracownikiem naukowym Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku. Współautor książek, m.in.: „Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni. Przebieg wydarzeń, represje, walka o prawdę" oraz (wraz z Tomaszem Słomczyńskim) „Pogrzebani nocą. Ofiary Grudnia '70 na Wybrzeżu Gdańskim. Wspomnienia, dokumenty"