"Rzeczpospolita": W tym roku będziemy obchodzić 50. rocznicę Marca ‘68. Pierwsze kontrowersje wybuchły wokół zaproszonych do debaty, która odbędzie się w ramach upamiętniających rocznicę obchodów. Dlaczego Marzec nadal wywołuje takie emocje?
Konrad Rokicki: Budzą się one głównie wśród uczestników tamtych wydarzeń. Było to doświadczenie pokoleniowe, które ukształtowało wielu późniejszych opozycjonistów. Uczestnicy marcowych demonstracji są dziś często aktywni politycznie, znajdują się po różnych stronach barykady. To determinuje ich postawy, spory polityczne, bo nie chodzi tu przecież o spór historyczny.
We wtorek, 30 stycznia, minęło równo 50 lat od demonstracji pod pomnikiem Adama Mickiewicza w Warszawie, która stanowiła preludium wydarzeń marcowych.
Studenci demonstrowali przeciwko zawieszeniu przez władzę spektaklu „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka. Wtedy też doszło do pierwszych represji wobec zbuntowanej młodzieży. Można było tego uniknąć, ale władza była zdeterminowana, aby sytuację zaognić. Zresztą zapowiedziane zdjęcie spektaklu od samego początku było prowokacją. Również dalsze wydarzenia – w marcu – były celowo sprokurowane przez władzę. Stąd też szeroka skala represji: relegowanie studentów z uczelni, aresztowania, karne wcielanie do wojska, zamykanie części wydziałów na uczelniach czy masowe zwolnienia z pracy, czemu towarzyszyła kampania antysemicka i antyinteligencka.
Dlaczego władzy tak zależało na zaognianiu konfliktu?