Wanda Rutkiewicz: Kobieta pokonująca każdą górę

Fragment książki Mariusza Sepioło „Himalaistki. Opowieść o kobietach, które pokonują każdą górę”.

Aktualizacja: 16.10.2017 13:43 Publikacja: 16.10.2017 13:36

Wanda Rutkiewicz: Kobieta pokonująca każdą górę

Foto: Wanda podczas jednej ze swoich pierwszych wspinaczek, wczesne lata 60./fot. Bogdan Jankowski/Forum

16 października 1978 roku Wanda Rutkiewicz zdobyła Mount Everest jako pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie. W związku z przypadającą dziś rocznicą tego wydarzenia prezentujemy fragment książki Mariusza Sepioło poświęconej Rutkiewicz. 

W 1978 roku Wanda Rutkiewicz zostaje włączona w skład międzynarodowej wyprawy, której celem mają być wierzchołki Mount Everestu i Lhotse. Wcześniej jedzie w Alpy razem z Anną Czerwińską i Ireną Kęsą. Przez cztery dni zimowej wspinaczki pokonują północną ścianę Matterhornu. To będzie dla Wandy największy – jak przyzna – sukces alpejski, ale też rozgrzewka przed najtrudniejszym wyzwaniem.

Media PRL-u nagłaśniają uczestnictwo Polki w wielkiej, ambitnej wyprawie. Nie ma już dla Wandy odwrotu, porażka byłaby dla niej ciosem.

Wtedy podczas rutynowych badań w przychodni słyszy wyrok: anemia. Lekarze nie chcą wydać pozwolenia na wyjazd. Z tak niskim poziomem żelaza po prostu nie można przebywać w rzadkim powietrzu. Wanda jest załamana, nie może zrozumieć, skąd anemia u osoby, która właśnie wróciła z zimowej alpejskiej przeprawy.

Nie byłaby sobą, gdyby nie potrafiła załatwić takiej sprawy – wspomni po latach Janusz Kurczab w tomie Panie w górach. Rutkiewicz idzie do przychodni raz jeszcze i z pełną powagą zapewnia, że za swój stan zdrowia i ewentualne konsekwencje choroby w Himalajach bierze pełną odpowiedzialność. Lekarze życzliwie zapominają o badaniu, po którym próżno szukać jakiegokolwiek śladu.

12 sierpnia Wanda przyjeżdża na lotnisko Okęcie. Oddycha z ulgą, najgorsze ma za sobą, dla pewności klepie się tylko po kieszeniach kurtki… i nieruchomieje. Nie ma paszportu. Na ostatnią chwilę załatwiała coś na poczcie i musiała go tam zostawić. Wsiada w samochód i pędzi przez Warszawę. Okazuje się, że poczta jest już zamknięta. Uczynni urzędnicy otwierają jednak po godzinach, a szefostwo lotniska wstrzymuje odlot samolotu. Tylko dzięki temu Wandzie udaje się polecieć do Nepalu.

W drodze na Everest

Kiedy docierają do podnóży Everestu, w Nepalu właśnie kończy się pora monsunowa. Rodzą się wątpliwości, czy po tylu dniach opadów uda się skutecznie zaatakować szczyt. Dodatkowo Wanda od początku nie czuje się komfortowo wśród pozostałych wspinaczy.

Patrzą na nią z góry, nie ufają jej. Kierownik, Kurt Herrligkoffer,  proponuje jej ważne funkcje zastępcy kierownika i filmowca, wręcza kamerę i zestaw kaset. Himalaiści z Niemiec czują się o ten przywilej zazdrośni. Sama Wanda jest dla współuczestników wyprawy miła. Potrafi mieć własne pomysły, nad którymi nie boi się dyskutować. Niemcy jednak uważają to za próbę wywyższenia się.

Wanda ma problemy z aklimatyzacją, pod tym względem odstaje od reszty. Nieraz podczas pracy w ścianie musi też filmować i wtedy marzną jej ręce. Narzeka na to głośno, co himalaiści przyjmują z agresją. Innym razem – jak wspomina w książce Na jednej linie – kiedy dowiadują się, że Polka w czasie ważnego podejścia nagrywała film, naskakują na nią.

Po latach w rozmowie z Barbarą Rusowicz himalaistka będzie się żalić, że nie potrafi być taka jak inne.

„Kobiety świetnie sobie radzą w takich sytuacjach, te prawdziwe kobiety, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Działają łagodząco. Potrafią miękkością, zainteresowaniem, pewną chytrością rozładować wiele konfliktów...”. Wanda obierała inną, bardziej radykalną strategię. „Po prostu odcinam się psychicznie od moich przeciwników, usamodzielniam się i unikając bezpośredniego zwarcia, robię dalej swoje sama lub z innymi”.

A tymczasem atmosfera pod Everestem gęstnieje. Niechęć wobec Wandy rośnie także dlatego, że spory zawsze kończą się wygraną Herrligkoffera, który jednocześnie sprzyja Polce. Kierownik wyprawy dzieli uczestników na dwa zespoły. Pierwszy na pewno spróbuje zaatakować szczyt Everestu, drugi – tylko jeśli będą temu sprzyjać okoliczności. Wandzie podczas poręczowania i stawiania kolejnych obozów przypadają takie same obowiązki jak mężczyznom. Nie narzeka, jest wręcz zadowolona, że przynajmniej w pracy traktują ją jak równą sobie.

Podczas jednego z podejść Rutkiewicz słyszy w bliskiej okolicy łoskot, odgłos, który zna z poprzednich wspinaczek. Zbliża się lawina. Wanda nieruchomieje, czeka na uderzenie i myśli: „To koniec”. Ale nagle odgłos cichnie: lawina szczęśliwie omija himalaistkę.

15 października kierownik wyprawy, zachęcony wejściem na szczyt pierwszego zespołu, informuje Wandę, że kolejny atak szczytowy nastąpi jutro.

Co Rutkiewicz wtedy czuje? Co myśli himalaistka, która ma szansę jako pierwsza Polka w historii zdobyć najwyższy szczyt na ziemi? Co ma w głowie dziewczyna z kresów, która drogę do podnóża Mount Everestu utorowała sobie własnym potem, krwią i nadszarpniętą reputacją?

Na szczyt będzie wchodzić w zespole mieszanym, między innymi z Willim Klimkiem i Siegfriedem Hupfauerem.
8848 m.

Pogoda piękna, niebo czyste.

Na szczycie wszystko będzie tylko niżej, nawet chmury. Nad głową tylko niebo.

Pod górę

Wyprawa na Everest to nie lekki spacerek. Temperatura na zewnątrz namiotu wynosi minus 30 stopni. W środku nie jest wiele cieplej – zamarza nawet para z ust. Ekipa rusza o 7.30, gdy zaświeci słońce. Pokonuje 850 m przewyższenia. Na szczęście uspokaja się wiatr, który wcześniej dawał się we znaki. Wspinacze muszą oszczędzać tlen, niosą tylko po jednej butli. Do wierzchołka południowego prowadziła stosunkowo łatwa droga. Za to już grań między tym punktem a szczytem jest niezwykle trudna, niebezpieczna, pełna zdradliwych punktów.

Zbliża się moment krytyczny, czyli ostatni trudny skalny uskok: Hillary Step. Wanda zostaje sama. Woła do kolegi: Zaczekaj! Tuż przed szczytem nie może złapać powietrza – wlot powietrza w masce tlenowej jest zatkany. Szybko zdejmuje maskę i dalej idzie już bez niej.

Polka na dachu świata

O godzinie 13.45 Wanda stanęła na szczycie.

8848 m n.p.m.

Nad głową tylko słońce.

Przez pół godziny cały zespół, czyli Rutkiewicz między innymi z Willim Klimkiem i Siegfriedem Hupfauerem, cieszy się sukcesem. Przychodzi czas na gratulacje i pamiątkowe zdjęcia. Wanda pamięta: „I tylko w krótkich momentach uświadamiałam sobie, gdzie jestem. (…) Świeciło słońce. Wyjęłam z plecaka i zostawiłam na szczycie mały kamyk przywieziony z Polski”.

Teraz trzeba wrócić.

„Zachowywałam największą ostrożność przy każdym kroku i przypominałam sobie o wszystkich przyjaciołach, których straciłam w górach”.

Chwilę przed godziną 20.00 polskiego czasu telewizja podaje wiadomość: Karol Wojtyła został wybrany na nowego papieża.
W Rzymie dochodzi godzina 19.00, w Lukli, w Nepalu, jest niemal 23.00. Wanda Rutkiewicz pada na śpiwór w namiocie pod szczytem Everestu i ciężko oddycha.

16 października 1978 roku Wanda Rutkiewicz zdobyła Mount Everest jako pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie. W związku z przypadającą dziś rocznicą tego wydarzenia prezentujemy fragment książki Mariusza Sepioło poświęconej Rutkiewicz. 

W 1978 roku Wanda Rutkiewicz zostaje włączona w skład międzynarodowej wyprawy, której celem mają być wierzchołki Mount Everestu i Lhotse. Wcześniej jedzie w Alpy razem z Anną Czerwińską i Ireną Kęsą. Przez cztery dni zimowej wspinaczki pokonują północną ścianę Matterhornu. To będzie dla Wandy największy – jak przyzna – sukces alpejski, ale też rozgrzewka przed najtrudniejszym wyzwaniem.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie