Wyprawa "Kon-Tiki": Na podbój świata

– Wysokiej rangi przedstawiciele administracji oraz dyplomaci Peru i zaprzyjaźnionych krajów po obejrzeniu malutkiej tratwy budowanej w peruwiańskim porcie wojennym odradzali nam wyprawę. Gdy przekonali się, że jesteśmy w naszych zamiarach nieugięci, obdarowali nas Biblią – wspominał organizator i uczestnik słynnej wyprawy „Kon-Tiki” Thor Heyerdahl.

Aktualizacja: 28.04.2017 19:42 Publikacja: 28.04.2017 19:37

Wyprawa "Kon-Tiki": Na podbój świata

Foto: Kontiki

W związku z 71 rocznicą wyruszenia uczestników słynnej wyprawy „Kon-Tiki” w rejs przypominamy poświęcony temu tematowi tekst Roberta Przybylskiego z 2010 roku.

Matką chrzestną tratwy została Gerd Vold, sekretarka i łączniczka wyprawy na suchym lądzie. Chrztu dokonała mlekiem kokosowym.

Wyruszając 28 kwietnia 1947 roku z portu Callao w Peru i przepływając 5 tys. mil do wyspy Raroia archipelagu Tuamotu w Polinezji, antropolog Thor Heyerdahl i pięciu towarzyszy udowodnili, że prymitywną tratwą ludzie mogli żeglować przez oceany. Heyerdahl zauważył, że „człowiek postawił żagle, zanim osiodłał konia. Łodzie były pierwszymi środkami lokomocji i dzięki nim zaczął się kurczyć świat epoki kamiennej. Łodzie stały się pierwszym narzędziem podboju świata”.

Licząca 14 m długości tratwa była wierną kopią starych inkaskich statków z Ekwadoru i Peru. Jedynie falochron był współczesnym dodatkiem i okazał się zupełnie zbędny. Małe wymiary sprawiały, że tratwa wznosiła się na falach, które jej nie połamały. Wlewająca się na pokład woda swobodnie przeciekała pomiędzy pniami. Jednak najważniejsze było odkrycie możliwości sterowania tratwą.

– Zauważyliśmy, że tratwa mogła manewrować pewnie i bezpiecznie, jeżeli tylko wiatr wiał z rufowej ćwiartki (kąt między kierunkiem wiatru a tratwy nie był większy niż 45 stopni). Odkryliśmy, że Inkowie sterowali tratwami za pomocą wysuwanych mieczy. Przy stałym wietrze wysunięcie miecza ze szpary pomiędzy belkami powodowało zmianę kursu z zachodniego na północno-zachodni. Wysunięcie miecza o połowę zmieniało też kurs tratwy o połowę. Tratwa była tak zrównoważona, że osią obrotu był maszt – tłumaczył Heyerdahl.

Takich wypraw jak „Kon-Tiki” było jeszcze kilkanaście i wszystkie wykazały, że prymitywne ludy epoki kamiennej mogły żeglować przez oceany, wykorzystując prądy morskie i pasaty. Naukowcy potwierdzili, że w ten sposób rozprzestrzeniła się cywilizacja z Egiptu i Mezopotamii do Ameryki Południowej i stamtąd do Polinezji. O bliskich związkach Polinezji z Ameryką Południową świadczy nie tylko kultura plemion, ale i rośliny. „Kon-Tiki” przewiozła kosze roślin, które w podróży zakiełkowały i dotrwały do wysp Polinezji w dobrym stanie. Heyerdahl pisał: „Polinezyjczycy (i tylko oni w rejonie Pacyfiku) uprawiają bataty – roślinę z Peru. Legendy polinezyjskie utrzymują, że bataty przywiózł na statkach z powiązanych pni bóg Kon-Tiki z żoną Pani. Razem z dawnymi Indianami przez ocean przeszła dawna nazwa batatów – kumara”.

Francuski lekarz i biolog dr A. Bombard tuż po wojnie studiował przypadki rozbitków i wysnuł wniosek, że najważniejsze są nie zapasy konserw i słodkiej wody, lecz zachowanie zimnej krwi i znajomość morza, które dostarcza żywności. Heyerdahl wspominał: „Kiedy wystawiliśmy w nocy małą parafinową latarkę, wielkie i małe latające ryby przyciągane przez światło skakały przez tratwę. Często trafiały w ścianę bambusowego domku lub w żagiel i padały bezsilnie na pokład.

Niezdolne do odpłynięcia leżały bezwładnie, przypominając wielkookie śledzie. Czasami można było na pokładzie usłyszeć dobór soczystych przekleństw w ust sternika, którego rozpędzona, zimna latająca ryba trafiała prosto w nos. Nadlatywały one zawsze z wielką szybkością i waliły głową w twarz, aż świeczki stawały w oczach.

Z rana pierwszym obowiązkiem kucharza było wyjść na pokład i pozbierać latające ryby, które wylądowały na tratwie w nocy. Smakowały jak pstrągi. Wodę do picia trzymaliśmy w rurach z wielkich bambusów. Przewierciliśmy wszystkie kolanka wewnątrz trzciny i nalaliśmy wody przez mała dziurkę na końcu, którą zatkaliśmy czopem lub żywicą.

Te „cysterny” przewożone pod pokładem zawierały dwa razy tyle słodkiej wody, ile zużyliśmy w ciągu całej podróży. Pragnienie gasiliśmy także żując świeżą rybę. Podczas upałów mieszaliśmy wodę pitną z morską, żeby dostarczyć organizmowi soli. Nigdy nie czuliśmy się źle. Śmierć z głodu była niemożliwa”.

W związku z 71 rocznicą wyruszenia uczestników słynnej wyprawy „Kon-Tiki” w rejs przypominamy poświęcony temu tematowi tekst Roberta Przybylskiego z 2010 roku.

Matką chrzestną tratwy została Gerd Vold, sekretarka i łączniczka wyprawy na suchym lądzie. Chrztu dokonała mlekiem kokosowym.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie