20 marca 1957 – Rozpoczęto seryjną produkcję Syreny, pierwszego samochodu osobowego całkowicie polskiej konstrukcji. Z tej okazji przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" w 2003 roku w 50. rocznicę powstania prototypu samochodu.
Początki auta sięgają lata 1952 roku, gdy Karol Pionnier (główny konstruktor żerańskiej FSO), Stanisław Panczakiewicz (pracownik Biura Konstrukcyjnego Przemysłu Motoryzacyjnego BKPMot, nadwoziowiec) i Fryderyk Bluemke (dyrektor bielskiej Wytwórni Sprzętu Mechanicznego), podczas wspólnych wycieczek po Beskidzie Żywieckim dyskutowali nad samochodem popularnym. Ponoć plan samochodu popularnego powstał na Szyndzielni. Dawid Jung, dyrektor techniczny Centralnego Zarządu Przemysłu Motoryzacyjnego wspierał ideę budowy takiego samochodu. W maju 1953 roku rząd podjął uchwałę o budowie auta dla "racjonalizatorów, przodowników pracy i aktywistów".
20 marca 1957 – Rozpoczęto seryjną produkcję Syreny, pierwszego samochodu osobowego całkowicie polskiej konstrukcji
Wzorem IFY
Prace ruszyły z kopyta. Postanowiono wzorować się na niemieckich samochodach DKW. Stąd podobieństwo ramy i zawieszenia do tych aut. Skrzynię biegów wręcz przeniesiono z IFY F-9 (NRD-owskiej odmiany dekawki). W przedprototypie zainstalowano silnik od motopompy, natomiast w bielskiej WSM opracowywano dwusuwowy silnik S14. Tłoki, korbowody i wał korbowy wzięto z już produkowanych silników, jednak opracowano nowy kadłub.
Bukowe wręgi
Biuro konstrukcyjne nadwozi zorganizowano w pomieszczeniu prototypowni FSO kierowanej przez Władysława Skoczyńskiego. Tam Panczakiewicz, mający na swym koncie większość nadwozi produkowanych przed wojną w Państwowych Zakładach Inżynierii (PZInż), od CWS po Lux-Sport, dyrygował poczynaniami modelarni, w której mistrzem był Wiktor Rek. W odpowiednich miejscach kazał umieszczać wręgi z bukowego drewna. Drewniany szkielet pokrywano stalową blachą. Jedynie dach obciągnięto dermatoidem, co mistrzowsko wykonał Jakub Szobelman. Derma była sztywna i w podłym gatunku, jednak podgrzewając ją i naciągając obkleił dach równo i bez zmarszczek, mówiąc, że to "na zimny klej i ciepły gwóźdź".