Czytaj więcej:

- Kiszczak był na tyle bezczelny, że trzymał to w domu, co świadczy o kompletnym poczuciu bezkarności - mówił Gontarczyk. 16 lutego wieczorem IPN poinformował, że zajął archiwalne dokumenty, znajdujące się w domu wdowy po gen. Kiszczaku, która wcześniej oferowała Instytutowi ich sprzedaż. Z kolei wdowa po Kiszczaku przekonuje, że to IPN miał jej zaoferować pieniądze w zamian za udostępnienie dokumentów.

Odnosząc się do informacji, że wdowa po gen. Kiszczaku miała chcieć sprzedać dokumenty IPN-owi, dr Gontarczyk stwierdził, iż dowodzi to, że "nie jest ona osobowością specjalnie błyskotliwą". Jego zdaniem IPN-owi nie można jednak zarzucać, że wcześniej nie dokonał rewizji w domu gen. Kiszczaka. - To było możliwe, moim zdaniem, dopiero wtedy, kiedy pani Kiszczakowa pojawiła się z dokumentami. Nie może być tak, że prezes IPN - przepraszam za kolokwializm - drapie się po głowie i zastanawia się, po czyich domach będzie chodził i szukał dokumentów - podkreślił.

Za przetrzymywanie akt SB w mieszkaniu prywatnym nieżyjącego gen. Kiszczaka skrytykował też prof. Tomasz Nałęcz. Podkreślił on, że w momencie ukonstytuowania się IPN-u wszelkie tego typu dokumenty, zgodnie z prawem, powinny były trafić do Instytutu. Fakt, że wdowa po gen. Kiszczaku miała żądać pieniędzy od IPN, świadczy - zdaniem prof. Nałęcza - o tym, że w tej sprawie prawo złamał zarówno gen. Kiszczak, jak i jego żona.