Młodzi, bogaci, z flagą biało–czerwoną

Przyświeca im patriotyzm gospodarczy, ale swoje sieci zarzucają na rynek globalny i wcale się tego nie boją. Obraz młodych przedsiębiorców, którzy niebawem będą nadawać ton w polskim biznesie, rysuje się nader optymistycznie.

Aktualizacja: 31.12.2016 09:23 Publikacja: 31.12.2016 08:01

Młodzi, bogaci, z flagą biało–czerwoną

Foto: Archiwum

Kiedy wyszło na jaw, że prezydent Francji François Hollande spotyka się z o 20 lat młodszą aktorką, francuskie media były oburzone w mniejszym stopniu tym, że głowa państwa ma kochankę, niż faktem, że na schadzki jeździ włoskim skuterem marki Piaggio – zamiast rodzimym Peugeotem. Francuscy producenci jednośladów podkreślali, że prezydent powinien mieć na uwadze wspieranie francuskiej gospodarki na każdym kroku. Zabawne? Może, ale uzasadnione.

– Moje zdanie jest jednoznaczne – zaczyna Tomasz Domogała, przewodniczący rady nadzorczej TDJ SA. Jest to fundusz, który kontroluje giełdowy Famur i wspiera Fundację „Pomyśl o przyszłości", promującą wiedzę o czynnikach wpływających na dobrobyt. – Patriotyzm ekonomiczny jest bardzo ważny, a poprzez wybór polskich produktów wzmacniamy naszą gospodarkę i budujemy zamożność Polaków. Francja czy Niemcy skutecznie bronią swoje rynki wewnętrzne przed produktami zagranicznymi, co umożliwia powstawanie silnych lokalnych firm.

Jak tłumaczy nasz rozmówca (i zarazem jeden z najbogatszych Polaków), jeżeli produkt pochodzi z Polski, to my jako nabywcy generujemy miejsca pracy w naszym kraju zamiast za granicą. – A jeżeli dodatkowo firma ma główną siedzibę w kraju i stąd prowadzone są działania handlowe, marketingowe czy BiR [badania i rozwój – red.], to można oczekiwać wpływów z podatków dochodowych do budżetu państwa oraz tworzenia kolejnych miejsc pracy – podkreśla Domogała. Tym samym decyzje konsumenckie przekładają się na to, która gospodarka rozwija się szybciej. Nie powinno więc dziwić, że Francuzi przywiązują większą wagę do patriotyzmu gospodarczego niż do tego, z kim akurat sypia ich prezydent.

Znaczenie tego zjawiska docenia coraz więcej przedsiębiorców. Rafał Brzoska, prezes Grupy Integer.pl, uważa, że mamy atuty, aby stać się jedną z czołowych gospodarek Unii Europejskiej. – W Polsce jest wielu świetnie wykształconych specjalistów i kreatywnych, młodych przedsiębiorców, którzy nie dostają odpowiedniej szansy od państwa – zauważa Brzoska. W Europie Polska należy do ścisłej czołówki państw z najlepiej wykształconymi pracownikami, ale nie wykorzystuje ich umiejętności i możliwości intelektualnych. Wykształcone kadry masowo wyjeżdżają za granicę i zamiast w ojczyźnie pracują w Londynie, Paryżu czy Berlinie.

– W Polsce dominował kiedyś pogląd, że powinniśmy być tanim krajem. Takim, który oferuje najtańszą siłę roboczą i w którym zagraniczne koncerny samochodowe będą zakładać swoje montownie – uważa Brzoska. On sam jest za tym, aby inwestować w człowieka i wspierać innowacyjność Polaków. – Trzeba pamiętać, że w Polsce wciąż za mało pieniędzy przeznacza się na inwestycje w innowacyjność. O ponad połowę mniej, niż wynosi średnia UE – podkreśla.

Marek Tymiński, prezes, założyciel i główny akcjonariusz firmy CI Games SA, uważa jednak, że w Polsce dokonuje się przełom. Jak twierdzi, mamy coraz więcej utalentowanych i dysponujących bogatą wiedzą menedżerów i start–upowców, a ambicje rodzimych przedsiębiorców nie biorą się z sufitu.

– Nasza branża, czyli gry komputerowe, jest już zauważalnym i liczącym się graczem na światowym rynku – mówi Tymiński. A gry takie jak „Sniper: Ghost Warrior" (CI Games) czy seria o wiedźminie (CD Projekt RED) są polskim produktem kultury masowej, który jest rozpoznawalny na świecie. Sukcesy odnosimy jednak także w innych segmentach. – Na warszawskiej giełdzie są spółki technologiczne działające w obszarze SaaS [software as a service – oferowanie oprogramowania w formie usługi przez internet – red.] oraz biotechnologiczne, które z powodzeniem radzą sobie na globalnych rynkach – zauważa Tymiński. Jego zdaniem patriotyzm gospodarczy powinien skupiać się na tym, aby wspierać polskie spółki tak, by mogły odnosić sukces na światowych rynkach. – To tworzy wartość dodaną dla gospodarki i ściąga do niej pieniądze z zewnątrz – zauważa.

Młodzi polscy przedsiębiorcy nie boją się globalnego rynku, a czasem nawet od samego początku wybierają go jako docelowy. Jest tak np. z firmą Zortrax, producentem profesjonalnych rozwiązań druku 3D dla biznesu i profesjonalistów. – Działam w dość specyficznej branży, w której, w odróżnieniu np. od towarów pierwszej potrzeby, nie wszędzie znajduje się nabywca na dany produkt – mówi Rafał Tomasiak, dyrektor generalny Zortraxu. Podkreśla, że w Polsce działania jego spółki mają charakter bardziej wizerunkowy niż sprzedażowy, bo rynek na tak wyspecjalizowane narzędzia jest u nas znacznie mniejszy niż np. w Europie Zachodniej czy USA.

W pewnym sensie Zortrax od zawsze był więc przedsięwzięciem międzynarodowym. Ale siedziba firmy mieści się w Olsztynie, mimo że równie dobrze mógłby to być Hongkong (w którym Tomasiak pracował) albo Poznań czy Warszawa. Ludzie z zespołu lubią jednak Olsztyn i chcą, aby ten region się rozwijał. – Otrzymaliśmy kilka wyróżnień za naszą działalność na terenie Warmii i Mazur, co zawsze nas cieszy. Podobnie jak fakt, że nasza centrala znajduje się w Polsce i że to tutaj powstają rozwiązania techniczne, które stosujemy w produktach znajdujących uznanie na całym świecie – mówi Tomasiak.

Piotr Prajsnar, dyrektor generalny Cloud Technologies, największej platformy big data w tej części Europy i najszybciej rosnącej spółki na giełdzie NewConnect, również zalicza się do przedsiębiorców, którzy traktują cały świat jak jeden duży rynek. – Internet nie ma narodowości – mówi Prajsnar. Dla niego to biznesowy tygiel, w którym firmy nie są klasyfikowane jako „pochodzące z kraju X czy Y", ale określane jako „dysponujące technologią X czy Y". Jednocześnie jednak Prajsnar podkreśla, że kluczowe jest nastawienie klientów do polskich marek i produktów, które często niesłusznie przegrywają z zagranicznymi odpowiednikami tylko dlatego, że są z Polski.

– W dalszym ciągu znaczna część klientów niesłusznie uważa, że produkty zagraniczne mają wyższą jakość, i dlatego je wybiera – zauważa. Chodzi tu o stereotyp zakorzeniony w naszym myśleniu, że to, co zagraniczne, jest lepsze. – A polskie rozwiązania pod względem funkcjonalnym nie tylko mogą swobodnie konkurować z tymi opracowywanymi za granicą, lecz także często je przewyższają – podkreśla szef Cloud Technologies.

Chcąc dalej się rozwijać, Polska powinna się skoncentrować na eksporcie – taki wniosek płynie z rozmów z młodymi, dobrze prosperującymi przedsiębiorcami. – Rynek rodzimy jest dosyć stabilny, a my konsekwentnie zwiększamy w nim udziały – mówi Kacper Sosnowski, członek zarządu i kierownik projektu w firmie rowerowej Kross (syn założyciela firmy Zbigniewa Sosnowskiego). – Chcąc rozwijać się w szybkim tempie, skupiamy zaangażowanie na rynkach eksportowych. Jesteśmy obecnie w 42 krajach – dodaje.

Marek Tymiński z CI Games zwraca uwagę na potrzebę tworzenia dobrych i unikalnych produktów opartych na własnym know–how. – Chodzi tu zarówno o gry komputerowe, jak i firmy przemysłowe czy farmaceutyczne – uważa. Jego zdaniem Polakom brakuje kultury promowania swoich produktów, tak jak to robią np. Francuzi, i tutaj potrzebna jest zmiana. Tym bardziej że logistyka i miejsce prowadzenia działalności przestały być już barierą w rozwoju biznesu. – Mnie osobiście polskie wyroby nigdy nie kojarzyły i nie kojarzą się z niską jakością. Natomiast zgadzam się, że potrzebujemy więcej firm, które tworzą zaawansowane technologicznie produkty lub specjalistyczne usługi – podkreśla Tymiński. Dzięki temu gospodarka byłaby silniejsza. – Na przetwórstwie produktów spożywczych czy prostych usługach nie zbuduje się bogactwa narodu – kwituje.

Duże doświadczenie w sprzedaży zagranicznej ma Mikołaj Placek, prezes Oknoplastu, firmy, której eksport w 90 proc. kierowany jest do krajów UE.  – Wyraźnie widać, że mocne gospodarki stawiają na eksport – zauważa. Jest tak, ponieważ rynek wewnętrzny w dużej mierze rozwija się tylko do pewnego poziomu. Żeby gospodarka mogła dalej rosnąć, firmy muszą sprzedawać za granicę – tam ograniczeń w zasadzie nie ma.

– Powinniśmy zacząć promować Polskę jako kraj nowoczesny i silny ekonomicznie, żeby zmieniać jego wizerunek, bo przełoży się to na postrzeganie rodzimych marek – podkreśla Placek. Jego zdaniem polskie państwo powinno wypracować swoje USP – to skrót od unique selling proposition, co tłumaczy się jako unikatową propozycję sprzedaży. Tak jak np. Niemcy wypracowały solidność i wysoką jakość produktów, a Włochy słyną z designu. – U nas mogłyby to być np. dynamizm, świeżość, młodość polskich firm czy kreatywność, z której słyniemy – wylicza szef Oknoplastu.

Michał Jakubowski to prezes zarządu easyCALL.pl, firmy specjalizującej się w telefonii internetowej. Z sieci easyCALL korzysta już dziś ponad 300 tys. osób. Jakubowski podkreśla, że nowe technologie pozwalają na dużo łatwiejsze przekraczanie granic, a polskie produkty nie mają się czego wstydzić – dzięki czemu eksport jest drogą naturalną. – My już obecnie współpracujemy z międzynarodowymi operatorami, świadcząc dla nich usługi – mówi Jakubowski. – Uważnie też przyglądamy się rynkowi biznesowemu, aby rozpocząć sprzedaż bardziej rozbudowanych usług telekomunikacyjnych niż tylko połączenia głosowe – dodaje.

Ale zanim postawimy na eksport, trzeba poprawić sytuację na własnym podwórku. Po pierwsze, należy skupić się na rozwoju innowacyjnych rozwiązań, na które istnieje zapotrzebowanie. – Eksport jest jednoznacznie powiązany z rozwojem państwa, dlatego należy wdrożyć wszelkie możliwe działania, które ułatwią i przyspieszą ten proces – zauważa Rafał Brzoska. By tworzyć innowacje, potrzebna jest często wiedza z zakresu zaawansowanych technologii, a tę można zdobyć poprzez odpowiednie kształcenie. Tylko że najlepsi specjaliści często nie chcą pracować w Polsce.

– Zwykle wyjeżdżają za granicę, gdzie mogą liczyć na znacznie lepsze warunki – ubolewa Rafał Tomasiak z Zortraxu. Sam pracował jako programista w Hongkongu, ale zdecydował się na powrót. – Nie dla wszystkich jednak ten powrót jest wystarczająco łatwy. Państwo powinno takich ludzi do tego zachęcać – dodaje Tomasiak.

W rozwoju innowacyjności i zatrzymaniu odpływu specjalistów może pomóc ograniczenie importu i promowanie polskich firm na rynku wewnętrznym, bo to nad nim mamy większą kontrolę. – Takie mechanizmy pozwoliłyby polskim przedsiębiorcom osiągnąć niezbędny efekt skali swojej działalności, by mogli oni inwestować w ekspansję zagraniczną i zdobywać nowe rynki – zauważa Tomasz Domogała. – A w drugiej kolejności, gdy mamy już silne lokalne przedsiębiorstwa, należy pomagać im więcej eksportować – dodaje.

Czasem, niestety, polscy przedsiębiorcy sami nie wykorzystują wszystkich dostępnych narzędzi. Piotr Prajsnar z Cloud Technologies jako przykład podaje rynek, na którym sam działa, czyli segment analityki big data. W Europie z marketingu z użyciem tego rodzaju danych korzysta już średnio co czwarte przedsiębiorstwo (25 proc.), za to w Polsce takie rozwiązania stosuje tylko 18 proc. firm. To najniższy wskaźnik w Europie Środkowej. Wyprzedzają nas Czechy, Słowacja oraz Węgry. – Paradoksalna sytuacja, ponieważ to właśnie Polska jest jednym z kluczowych centrów big data w tej części Europy – mówi Prajsnar. Na naszym rynku działa największa platforma Data Management Platform, służąca analityce big data, czyli silnik behawioralny BehavioralEngine.com, przetwarzający każdego dnia ponad 5 TB danych z ponad 0,5 mln witryn internetowych. – I choć polski biznes ma takie narzędzia pod ręką, to nadal nie nauczył się w pełni ich wykorzystywać – mówi Prajsnar.

Najlepszym sposobem na przewidzenie przyszłości jest stworzenie jej samodzielnie. Te słowa przypisuje się wielu ludziom, od Abrahama Lincolna po Petera Druckera. Nasi przedsiębiorcy również zdają się podążać tym tropem. – Aby odnieść sukces, trzeba współtworzyć rzeczywistość, a nie na nią reagować. W innym wypadku nie mamy gwarancji sukcesu – podkreśla Tymiński z CI Games. Jego zdaniem nie można kurczowo trzymać się raz przyjętego modelu biznesowego i strategii rozwoju, bo to prosta droga do klęski. Wielką rolę elastyczności przypisuje też Michał Jakubowski z easyCALL.pl: – Kto 10–15 lat temu pomyślałby, że posiadanie smartfona z dostępem do internetu będzie standardem, na który każdy może sobie pozwolić? – zauważa.

Przedsiębiorcy stawiają na dostosowywanie się do zmieniających się warunków rynku, bo już teraz mamy do czynienia z bardzo dynamicznymi zmianami. – Doświadczenie pozwala mi prognozować, że w Polsce za 10 lat technologia będzie obecna w każdej sferze życia. Już dziś jest ona przecież źródłem najpoważniejszych zmian w nawykach kulturowych oraz indywidualnych zachowaniach – mówi Jakubowski.

Jego zdaniem w najbliższej przyszłości decydujące dla firm będą personalizacja i łączenie usług w pakiety – tak by indywidualne potrzeby klienta dało się zaspokoić w jednym miejscu. W pewnym sensie ma nastąpić nawet współtworzenie – klienci będą wpływać na kształt produktu, jego funkcjonalność i jakość, a także wymuszać zachowania na sprzedawcach i dostawcach. – Działam w branży IT, a ta według wszelkich prognoz będzie się rozwijać. Myślę więc, że moja działalność w 2025 r. znacząco się nie zmieni, za to zmienić może się usługa, którą będę oferował – przyznaje Jakubowski.

Piotr Prajsnar z Cloud Technologies widzi Polskę w 2025 r. jako hub technologiczny w Europie Środkowo–Wschodniej. Głównie dlatego, że nasze rynki IT i ICT należą do najdynamiczniej rozwijających się w tej części świata. – Polska będzie znakomitym miejscem dla siedziby międzynarodowej firmy. Poniekąd już jest – mówi Prajsnar. – Z jednej strony mamy łatwy dostęp do rynku UE, a z drugiej relatywnie niskie koszty prowadzenia działalności – tłumaczy.

Tyle że wraz z rozwojem gospodarczym korzyści w postaci niskich kosztów pracy zostaną najpewniej zniwelowane. Aby więc zachować konkurencyjność, potrzebny będzie wzrost wydajności. Na to przedsiębiorcy też zdają się być przygotowani, a przynajmniej tak deklarują. – Wiem, że przyszłością jest automatyzacja w każdej dziedzinie i w tym kierunku będę prowadził swoją firmę. Tak, aby za 10–15 lat nadal być wśród liderów mojej branży – mówi Rafał Brzoska, prezes Grupy Integer.pl. Zamierza on dążyć do wdrażania nowych technologii. Polska marzy mu się jako kraj, który będzie przyciągał zagraniczny kapitał i przodował w innowacyjnych rozwiązaniach.

Prezes Oknoplastu Mikołaj Placek też przekonuje, że warto stawiać na działy BiR. – Za 10–15 lat będzie to jeden z najważniejszych elementów dla przedsiębiorcy. Cały świat idzie w kierunku innowacji, klienci są coraz bardziej wymagający, a cykl życia produktu będzie jeszcze krótszy, niż jest teraz – mówi.

Brzoska podpowiada, jak ocenić, czy dany produkt lub innowacyjna usługa ma szansę na sukces i uznanie konsumentów. – Magiczna bariera to 20 proc. nasycenia rynku – przekonuje. Za przykład podaje popularyzację laptopów, smartfonów czy usług streamingu muzyki. – Gdy z rozwiązań tych zaczęło korzystać 20 proc. konsumentów, trend nasycenia drastycznie przyspieszył – tłumaczy. Kiedy tak się dzieje, wykres popularności, który wcześniej zwyżkował powoli, zaczyna nagle rosnąć jak hiperbola. – W ciągu kolejnych 10 lat nasycenie laptopów na świecie sięgnęło aż 80 proc. – mówi Brzoska.

Przedsiębiorca musi się więc zorientować, na jakim etapie obecnie znajduje się dana technologia, i spróbować przewidzieć kolejny wzrost. Brzoska uważa, że jednym z takich trendów jest obecnie e–commerce. – Sprzedaż online w stosunku do całości handlu detalicznego to dziś około 10 proc., a w krajach rozwiniętych, takich jak Wielka Brytania czy Francja, udział przekroczył już kilkanaście procent – mówi. – Gdy osiągnie nasycenie rzędu 20 proc., możemy przewidywać, że popularyzacja zakupów dokonywanych drogą online nagle ogromnie przyspieszy.

Wtedy skorzystać może na tym bardzo wiele obszarów gospodarki, w tym logistyka dostaw. – Wdrożenie Paczkomatów InPost nie było przypadkiem – mówi Brzoska. – Zaobserwowaliśmy trend, który pokazywał, że obecna logistyka, dostosowana do klasycznej formy dostarczania produktów, nie jest adekwatna do specyfiki i tempa rozwoju e–commerce – tłumaczy. To, jak przekonuje, zdecydowało o sukcesie i wpływa na jego wciąż ogromne aspiracje, by stać się globalnym liderem dostaw dla e–handlu.

Zarobionych pieniędzy rodzimi przedsiębiorcy nie trzymają pod materacem. Polegając na doświadczeniach i zdobytej wiedzy, inwestują je – najczęściej z dużym naciskiem na dywersyfikację. W ten sposób zabezpieczają nie tylko siebie, ale i swój biznes. – Moją strategiczną inwestycją finansową są akcje CI Games – mówi Marek Tymiński. – Od wielu lat pracuję nad rozwojem tej spółki, a obecnie doszła ona do przełomowego momentu, którym będzie premiera „Sniper: Ghost Warrior 3" – dodaje. Wierzy, że ten projekt wprowadzi jego spółkę do światowej pierwszej ligi i pozwoli realizować jeszcze większe i ciekawsze przedsięwzięcia.

Oprócz tego Tymiński jest akcjonariuszem Premium Food Restaurants, notowanej na NewConnect spółki zarządzającej siecią restauracji z japońską kuchnią. A prywatne nadwyżki finansowe? – Częściowo inwestuję na warszawskiej giełdzie. Kupuję akcje prywatnych spółek działających w perspektywicznych branżach, które prowadzą, tak jak CI Games, działalność na światowych rynkach – tłumaczy. Takie spółki jego zdaniem są najbardziej odporne na różne zawirowania i muszą dysponować unikalnym know–how, który pozwala na międzynarodowy sukces. – Cieszy mnie, że w Polsce rozwija się coraz więcej takich firm– dodaje.

Przykładem może być wspomniana Cloud Technologies. – W ubiegłym roku byliśmy najszybciej rosnącą spółką na NewConnect. Zanotowaliśmy wzrost ceny akcji sięgający 726,7 proc. Od debiutu w 2012 r. nasze akcje zyskały na wartości już prawie 100–krotnie – mówi Piotr Prajsnar. Inwestując prywatnie, również stawia na technologie, podkreśla jednak dużą potrzebę dywersyfikacji posiadanych inwestycji.

Podobnie postępuje Michał Jakubowski, szef easyCALL.pl. Z jednej strony – angażuje się w nieruchomości. Z drugiej – szuka nowych, odważnych  pomysłów biznesowych. – Osiągnąwszy sukces z pierwszym start–upem, jakim było easyCALL, zainwestowałem w drugi. Ten zdecydowanie jest już start–upem technologicznym, opartym na nowoczesnym modelu biznesowym – mówi Jakubowski. Chodzi o Remedizer, który znalazł się wśród 10 najbardziej innowacyjnych projektów konkursu Złoty Skalpel 2015. Działanie Remedizera polega na zdalnej opiece nad przewlekle chorymi pacjentami. Funkcjonuje on w oparciu o aplikację zsynchronizowaną z przenośną aparaturą medyczną. – Obecnie aplikacja testowana jest w Instytucie Kardiologii w Aninie przez pacjentów, w tym mnie samego, z wszczepionymi pompami wspomagania serca LVAD – mówi Jakubowski, który cierpi na przewlekłą chorobę serca i musi nieustannie monitorować swój stan zdrowia.

Jędrzej Szcześniak, współzałożyciel i dyrektor operacyjny w DaftCode, firmie tworzącej produkty internetowe, mobilne i z zakresu sztucznej inteligencji, inwestuje w start–upy technologiczne, jeśli jego zdaniem mają one szansę zrewolucjonizować branże, w których działają. – Staramy się angażować w taki biznes, którego dzisiaj nie ma, a za 5–10 lat będzie nieodłączną częścią naszej rzeczywistości – mówi Szcześniak. I podaje przykład z branży targowej, w jego odczuciu dość skostniałej. – Zainwestowaliśmy w aplikację Adfairs, którą można uznać za kamień milowy w procesie digitalizacji tej branży. Jest to narzędzie do zarządzania procesem sprzedaży. Umożliwia wystawcom identyfikację tzw. leadów [osób potencjalnie zainteresowanych danym produktem lub usługą – red.], a gościom targów oferuje spersonalizowane treści – tłumaczy.

Szcześniak wskazuje, że start–upy technologiczne, jeśli wypalą, zapewniają zyski wielokrotnie wyższe niż firmy działające w tradycyjnych branżach. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że nowatorskie modele biznesowe wiążą się z dużym ryzykiem. Dlatego nie zapomina o bezpieczniejszych inwestycjach. – W portfolio mamy nawet tak klasyczny biznes jak niewielką sieć własnych kawiarni – przyznaje.

Zainteresowanie start–upami przejawia też Rafał Brzoska. Mówi, że stale obserwuje światowe technologie, które najszybciej się rozwijają. Czasem obiecujące pomysły pojawiają się nawet tam, gdzie pozornie nie ma już nic do zrobienia. – Decyduję się inwestować tam, gdzie z braku czasu nie jestem w stanie zaangażować się osobiście. Wybieram przedsięwzięcia nowatorskie, a wykładam prywatne środki w chwili, kiedy projekt cechuje duży poziom ryzyka, a jednocześnie jest on już wysoko wyceniany – dodaje.

To ostatnie może zaskakiwać, ale twórca InPostu ma swoje wytłumaczenie. Robi tak, gdy biznesowa intuicja podpowiada mu, że za spółkę warto zapłacić dużą premię, ponieważ jest to działalność, która w dłuższej perspektywie przyniesie znacznie więcej pieniędzy – i w jakiś sposób zostało to już potwierdzone, właśnie w tej wysokiej wycenie.

Tomasz Domogała chce zrobić z TDJ profesjonalną firmą inwestycyjną, która będzie aktywna w wielu obszarach. Jednym z nich jest branża nieruchomości. – Tą najbardziej tradycyjną dziedziną jest przemysł – mówi. – Natomiast najbardziej innowacyjną są właśnie start–upy i nowe technologie. To obszar, w którym chcemy poważnie zaistnieć – dodaje. Domogała buduje zespół kompetentnych osób, aby móc podejmować jak najlepsze decyzje. Chce mieć profesjonalną strukturę do wybierania i rozwijania najbardziej obiecujących projektów. – Dopiero będąc w tych wszystkich obszarach jednocześnie, można podejmować decyzje, kiedy zainwestować mocniej w wybrany z nich, utrzymując zawsze pewien stopień dywersyfikacji – zastrzega Domogała.

Słowo „start–up" nie przypadkiem powtarza się w tym tekście tak często. To właśnie w tego typu firmach młodzi polscy przedsiębiorcy dopatrują się przyszłego wzrostu gospodarczego. – To w start–upach będą powstawały przełomowe pomysły najbliższych lat. Całe piękno globalnej, internetowej gospodarki tkwi w tym, że dzisiaj każdy ma szansę zbudować globalną firmę wielkich rozmiarów, zaczynając od zera – przekonuje Tomasz Domogała. Słów zachęty nie szczędzi też Kacper Sosnowski z Krossa. – Start–upy to fantastyczna idea. Nie ma nic lepszego niż zmotywowani ludzie, którzy uwalniają swój potencjał na niesamowitą skalę – mówi. – Za sukces naszej firmy uważam właśnie to, że chcą w niej pracować pasjonaci rowerowi. Ludzie z różnych stron Polski, chcący łączyć swoje hobby z pracą.

Ale robienie biznesu, nawet dziś, gdy dostęp do narzędzi i wiedzy mamy tak duży, ciągle nie jest łatwe i wiąże się z wieloma niewiadomymi. Wciąż ważne są determinacja i wytrwałość. – Gdy ktoś zaczyna od Excela i biznesplanu, a potem od razu szuka pieniędzy, to rzadko je znajdzie – mówi Rafał Brzoska. Zacząć należy od przeznaczenia własnych oszczędności i uwierzenia we własny pomysł. Jeżeli na tym etapie uda nam się coś osiągnąć, ma to potem o wiele większą wartość dla potencjalnego inwestora oraz klientów. –  Każdy przedsiębiorca – dodaje Brzoska – musi dotknąć ognia i wielokrotnie się sparzyć. Po to, żeby pójść do przodu.

Tekst ukazał się w magazynie Bloomberg Businessweek Polska

 

Kiedy wyszło na jaw, że prezydent Francji François Hollande spotyka się z o 20 lat młodszą aktorką, francuskie media były oburzone w mniejszym stopniu tym, że głowa państwa ma kochankę, niż faktem, że na schadzki jeździ włoskim skuterem marki Piaggio – zamiast rodzimym Peugeotem. Francuscy producenci jednośladów podkreślali, że prezydent powinien mieć na uwadze wspieranie francuskiej gospodarki na każdym kroku. Zabawne? Może, ale uzasadnione.

– Moje zdanie jest jednoznaczne – zaczyna Tomasz Domogała, przewodniczący rady nadzorczej TDJ SA. Jest to fundusz, który kontroluje giełdowy Famur i wspiera Fundację „Pomyśl o przyszłości", promującą wiedzę o czynnikach wpływających na dobrobyt. – Patriotyzm ekonomiczny jest bardzo ważny, a poprzez wybór polskich produktów wzmacniamy naszą gospodarkę i budujemy zamożność Polaków. Francja czy Niemcy skutecznie bronią swoje rynki wewnętrzne przed produktami zagranicznymi, co umożliwia powstawanie silnych lokalnych firm.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Gospodarka
Hiszpania liderem wzrostu w eurolandzie
Gospodarka
Francję czeka duże zaciskanie budżetowego pasa
Gospodarka
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka
Balcerowicz do ministrów: Posłuszeństwo wobec premiera nie jest najważniejsze
Gospodarka
MFW ma trzy scenariusze dla Ukrainy. Jeden optymistyczny, dwa – dużo gorsze