1 marca wchodzi w życie ustawa ograniczająca handel w niedzielę. Nie boi się Pan, że te przepisy będą masowo obchodzone?
To jest dziwna sytuacja. Przedsiębiorcy od lat domagają się, żeby politycy traktowali ich jako uczciwych ludzi, którzy prowadzą działalność gospodarczą, a nie zajmują się próbami obchodzenia prawa.
Teraz wchodzi w życie ustawa, gdzie jest wyraźna intencja, że chcemy, żeby pracownicy nie byli zmuszani do pracy w niedzielę. Taka jest wola parlamentu. Nie ma żadnych wątpliwości, że wykładnia prowadząca do ustalenia treści przepisu prawnego zgodnie z intencją ustawodawcy, która faktycznie przyświecała mu przy wydawaniu danego aktu, prowadzi do wniosku, że za ladą w niedzielę może stanąć tylko ktoś, kto dysponuje swoją własną wolą, czyli właściciel i jego najbliższa rodzina. Jasne są też wyjątki dotyczące stacji paliw czy punktów obsługi podróżnych na dworcach. Próba obejścia prawa jest bardzo zła. Ostrzegam przedsiębiorców, bo kary na początku wynoszą od 1 do 100 tys. zł. Za uporczywe naruszanie te kary mocno rosną.
Ktoś chce przy dworcu w galerii otworzyć kasy i zrobić z galerii poczekalnię. W ustawie jest wyraźnie napisane, że mogą być tylko operacje bezpośredniej obsługi klienta. Sprzedaż koszulek nie jest bezpośrednią obsługą.
Jeżeli przedsiębiorcy będą ciągle szukali różnych możliwości obchodzenia ustaw, to nigdy w Polsce nie dojdziemy do consensusu jakiego oczekują przedsiębiorcy. Politycy będą chcieli robić restrykcyjne ustawy z założeniem, że każde rozwiązanie prawne będzie nadużywane. Nie o to nam chodzi. Intencja jest jasna i myślę, że większość tych, którzy chcą obchodzić ustawę, jednak się do niej dostosuje.