Rynki nie lubią niepewności i Trumpa, wolą Hillary i brak zmian

Perspektywa zwycięstwa ekscentrycznego miliardera wywołuje niepokój wśród inwestorów. Może się jednak okazać, że ich obawy są bardzo przesadzone, podobnie jak były wyolbrzymione w przypadku brytyjskiego referendum w sprawie Brexitu.

Aktualizacja: 07.11.2016 05:48 Publikacja: 06.11.2016 18:36

Hillary Clinton przedstawia się jako osoba wrażliwa społecznie, ale ma opinię kandydatki Wall Street

Hillary Clinton przedstawia się jako osoba wrażliwa społecznie, ale ma opinię kandydatki Wall Street

Foto: AFP

Zdobycie w części sondaży przewagi przez Donalda Trumpa nad Hillary Clinton przełożyło się w ostatnich dniach na podwyższoną nerwowość rynków finansowych. Amerykański indeks giełdowy S&P500 tracił nieprzerwanie przez ponad tydzień, do przeceny doszło też w ostatnich dniach na wielu rynkach Europy i Azji.

– Kiedy Trump zasypał przepaść w sondażach dzielącą go od Clinton, wynik wyborów jest zbyt trudny do przewidzenia, co sprawia, że rynki znalazły się na ostrzu noża – uważa Neil Willson, analityk z londyńskiej firmy ETX Capital. – Jest ogólne uczucie, że zbliżamy się do wydarzenia takiego jak Brexit. Jeśli Trump wygra, może dojść do ostrej przeceny ryzykownych aktywów, takich jak akcje i dolar. Jeśli wygra Clinton, w grze mogą być zwyżki. Pomijając długoterminowe aspekty, istnieje duże ryzyko krótkoterminowych, mocnych ruchów cen aktywów w reakcji na dane wyborcze napływające z kluczowych stanów, takich jak Ohio czy Floryda – dodaje Neil Willson.

Cena niepewności

Wielu analityków snuje podobne scenariusze mówiące o rynkowym szoku po ewentualnej wygranej Trumpa i o tym, że inwestorzy poczują ulgę, jeśli wygra Clinton. – Jeśli Trump zostanie wybrany na prezydenta, cena złota może skoczyć do około 1400 dol. za uncję. Gdyby zwyciężyła Hillary, złoto staniałoby o 20–30 dol. – prognozuje Wayne Gordon, dyrektor ds. rynków surowcowych i walutowych w oddziale banku UBS zajmującym się zarządzaniem aktywami klientów. W piątek po południu za uncję złota płacono 1301 dol.

Analitycy Citigroup wskazują zaś, że zwycięstwo wyborcze Trumpa wywołałoby w krótkim terminie spadek indeksu S&P500 o 3–5 proc., ale wygrana Clinton nie doprowadziłaby do szczególnych zwyżek. Czy jest jednak powód, by rynki bały się zwycięstwa Trumpa?

Choć Trump jest miliarderem afiszującym się bogactwem, jest kandydatem, któremu zaufały rzesze robotników oraz ludzie wywodzący się z biedniejszej, małomiasteczkowej Ameryki. Nie darzą go zaś wielką sympatią przedstawiciele najbogatszej części amerykańskiego społeczeństwa, banki z Wall Street oraz wielkie korporacje technologiczne z Kalifornii (co widać choćby po danych dotyczących datków na kampanię – Hillary wyraźnie ma na tym polu przewagę wśród bankierów i właścicieli funduszów hedgingowych).

Jest tak dlatego, że Trump kwestionuje politykę gospodarczą prowadzoną przez kilka ostatnich administracji, opierającą się w dużej mierze na wolnym handlu, globalizacji oraz dużej swobodzie danej wielkim instytucjom finansowym. Trump obiecuje w swoim programie wyborczym m.in. renegocjacje układu NAFTA o wolnym handlu między USA, Kanadą i Meksykiem, wycofanie się z transpacyficznego porozumienia o wolnym handlu TPP, oficjalne oznaczenie Chin przez Departament Stanu jako kraju manipulującego kursem swojej waluty (co dałoby podstawy do wprowadzenia karnych ceł na chińskie produkty), a także wprowadzenie ustawy zniechęcającej amerykańskie spółki do przenoszenia produkcji za granicę.

Co prawda, w oficjalnym programie wyborczym Hillary Clinton, również znajdują się obietnice ostrego kursu wobec krajów nieuczciwie konkurujących handlowo z USA, wycofywania się z niekorzystnych porozumień gospodarczych, większych wydatków na infrastrukturę, a nawet zaostrzenia regulacji dla Wall Street. Nie wywołują one jednak większego niepokoju na rynkach (wyjątkiem są jej obietnice ograniczania firmom farmaceutycznym możliwości podwyższania cen leków, doprowadziły do przeceny akcji wielu spółek biotechnologicznych).

Hillary jest bowiem postrzegana jako kandydatka establishmentu, która może wiele obiecywać, ale i tak będzie prowadziła politykę przychylną dla Wall Street oraz sporej części wielkiego biznesu. Gwarancją tego mają być wielkie sumy, jakie otrzymała przez ostatnie 15 lat od banków, funduszów i korporacji za wygłaszane przez nią prelekcje. W opinii inwestorów rządy Hillary zapewniłyby status quo, gdy zwycięstwo Trumpa oznaczałoby wielką niepewność.

Brak pewności co do polityki ewentualnej administracji Trumpa służy zaś tworzeniu alarmistycznych scenariuszy. I tak, analitycy firmy badawczej Oxford Economics oszacowali, że spełnienie obietnic wyborczych Trumpa kosztowałoby amerykańską gospodarkę aż 1 bln dol. i groziłoby jej wejściem w recesję.

Kevin Lai, ekonomista Daiwa Capital Markets, wyliczył, że jeśli Trump spełni groźbę nałożenia karnych 45-proc. ceł na produkty z Państwa Środka, to chiński eksport do USA może spaść aż o 87 proc., czyli o 420 mld dol. Kosztowałoby to Chiny nawet 4,82 proc. PKB. Do tego doszedłby jeszcze odpływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych z ChRL, który mógłby sięgnąć 1,3 proc. PKB. Gdyby cła ustanowiono na umiarkowanym poziomie 15 proc., to chiński eksport do USA spadłby o 152 mld dol. i kosztowałoby to Chiny 1,75 proc. PKB. Prezydentura Trumpa mogłaby przynieść silny cios i tak już zwalniającej chińskiej gospodarce, a co za tym idzie gospodarkom powiązanym z nią handlowo i rynkom surowcowym.

Ukłon wobec elit

Czy Trump będzie jednak w stanie wprowadzić swoje obietnice wyborcze w życie? Będzie musiał się liczyć z Kongresem, który nie będzie mu przychylny, nawet przy republikańskiej większości. Trump jest świadomy konieczności układania się z establishmentem i dlatego jako kandydata na wiceprezydenta wybrał sobie Mike'a Pence'a, przedstawiciela republikańskiego mainstreamu, który w przeszłości popierał wszystkie możliwe porozumienia o wolnym handlu.

Prezydentury Trumpa nie obawia się taki rynkowy ekspert, jak Nassim Taleb, autor ekonomicznego bestsellera „Czarny Łabędź". – Trump jest sprzedawcą nieruchomości. A gdy sprzedawca nieruchomości zostaje prezydentem, to stara się coś osiągnąć. Nie sądzę więc, by Trump zrobił coś apokaliptycznego – mówił Taleb w wywiadzie dla CNBC.

– Patrząc na obecne poziomy S&P500, możliwe zwycięstwo Donalda Trumpa byłoby negatywne dla rynków akcji w krótkim okresie. Inaczej sytuacja ma się w średnim terminie: jeśli Trump przeprowadzi reformę podatkową obejmującą wielkie spółki, to może mieć to pozytywny wpływ na rynki akcji – wskazuje Peter Garnry, dyrektor ds. strategii rynków akcji w Saxo Banku.

Podobnie jak przy okazji brytyjskiego referendum z czerwca, obawy inwestorów mogą być przesadzone.

Bunt przeciwko establishmentowi

Te wybory są po części populistycznym buntem przeciwko polityce gospodarczej, która przyniosła straty milionom zwykłych Amerykanów.

Wielu mieszkańców USA wciąż nie odczuwa, by kraj wychodził z kryzysu. Dane amerykańskiego Biura Spisu Ludności wskazują, że między 2006 r. (ostatnim pełnym rokiem przed recesją) a końcem 2014 r. wzrosły średnie dochody jedynie 10 proc. najbogatszych gospodarstw domowych. Dochody „dolnych" 90 proc. spadły.

Dane dotyczące sytuacji na rynku pracy nie są zaś tak optymistyczne, jak wyglądałoby na pierwszy rzut oka. Choć stopa bezrobocia jest najniższa od blisko ośmiu lat, to stopa partycypacji (określająca odsetek ludzi pracujących lub poszukujących pracy) jest tak niska jak ponad 30 lat temu. To oznacza, że wielu Amerykanów wypadło z rynku pracy i gdyby ich uwzględniać w statystykach jako bezrobotnych, stopa bezrobocia byłaby wyższa.

Za kadencji Baracka Obamy mocno natomiast wzrosła liczba Amerykanów korzystających z programu SNAP, czyli bonów na zakup żywności przyznawanych najuboższym gospodarstwom domowym. W zeszłym roku korzystało z niego ponad 46 mln osób, czyli blisko 20 proc. gospodarstw domowych. W 1969 r. bony żywnościowe dostawało 2,9 mln ludzi, za czasów Reagana – około 10 mln, a w połowie zeszłej dekady blisko 30 mln.

Trump zdobywa poparcie, oskarżając Chiny o nieuczciwe praktyki w handlu z USA oraz krytykując porozumienia handlowe, takie jak układ NAFTA pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i Meksykiem. Ta krytyka nie jest bezpodstawna. Deficyt w handlu USA z Chinami sięgnął w zeszłym roku aż 366 mld dol. W 2009 r. wynosił 227 mld dol., a w 2001 r., czyli w roku wstąpienia Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO), tylko 83 mld dol. „Odkąd Chiny zostały przyjęte do WTO, Amerykanie doświadczyli zamknięcia 50 tys. fabryk i utraty milionów miejsc pracy" – czytamy w programie wyborczym Trumpa.

USA przegrywają również z Meksykiem. W 1994 r., czyli w chwili wejścia w życie układu NAFTA, miały nadwyżkę w handlu z południowym sąsiadem wynoszącą 1,4 mld dol. W 2015 r. miały deficyt przekraczający 58 mld dol. To skutek m.in. przenoszenia przez amerykańskich producentów fabryk do Meksyku, gdzie siła robocza jest tańsza. Economic Policy Institute szacuje, że deficyt w handlu z Meksykiem kosztował amerykańską gospodarkę co najmniej 850 tys. miejsc pracy.

Giełda prognozuje wygraną Trumpa

Kiepska koniunktura na giełdzie na trzy miesiące przed wyborami źle wróży kandydatce demokratów.

Nowojorski indeks S&P 500 stracił od 8 sierpnia 2016 r. ponad 4 proc. Jeśli ten trend się utrzyma do 8 listopada, czyli do dnia wyborów, będzie to bardzo zły omen dla kandydatki demokratów Hillary Clinton. Zwykle bowiem, gdy w ciągu trzech miesięcy przed wyborami indeks S&P 500 rośnie, to wygrywa kandydat partii rządzącej. Jeśli spada, to przegrywa. Ta prawidłowość sprawdziła się przy okazji wszystkich wyborów prezydenckich od 1984 r.

I tak, w 2012 r. demokrata Barack Obama został wybrany na drugą kadencję, wygrywając z republikaninem Mittem Romneyem, a S&P 500 wzrósł w przedwyborczych trzech miesiącach o 2,5 proc. W pamiętnym roku 2008 r. John McCain, kandydat rządzących w Białym Domu republikanów, przegrał z Obamą, a S&P 500 stracił w przedwyborczych miesiącach 19,5 proc. W 2000 r., gdy giełda odczuwała skutki pęknięcia bańki internetowej, wiceprezydent Al Gore przegrał z George'em W. Bushem, a w 2004 r., gdy S&P 500 rósł na fali przedkryzysowego boomu, Bush pokonał demokratę Johna Kerry'ego. Bill Clinton zwyciężył z Bushem seniorem w 1992 r., gdy S&P 500 tracił, i z Bobem Dole'em w 1996 r. gdy na giełdzie była dobra koniunktura.

Od 1928 r. ta prawidłowość sprawdziła się aż w 86 proc. przypadków. Wyjątki były trzy. Za każdym razem republikański kandydat zwyciężał słabego demokratę. W trzech przedwyborczych miesiącach 1956 r. S&P 500 stracił 2,6 proc., ale mimo to gen. Dwight Eisenhower zdobył reelekcję. Jego przeciwnikiem był słaby liberalny demokrata Adlai Stevenson, a na korzyść Eisenhowera zadziałały dwa potężne kryzysy międzynarodowe: powstanie węgierskie oraz wojna o Kanał Sueski.

W 1968 r. Richard Nixon wygrał z kandydatem rządzących demokratów Hubertem Humphreyem, mimo że S&P 500 zyskał w trzy miesiące przed wyborami 6,5 proc. Tamta kampania również była wyjątkowa: kraj zmagał się z wojną wietnamską i zamieszkami rasowymi, a Nixon wydawał się Amerykanom kandydatem, który wreszcie zaprowadzi porządek.

W 1980 r., gdy Ronald Reagan zmiażdżył rządzącego demokratę Jimmy'ego Cartera, choć S&P 500 wzrósł w trzy przedwyborcze miesiące o 6,7 proc., Carter był postrzegany jako słaby, Reagan był zaś słusznie uznawany za człowieka, który „uczyni Amerykę znów wielką".

Trump nie ma spójnego programu

Rozmowa | Przemysław Kwiecień główny ekonomista XTB

Rz: Jednym z kluczowych zagranicznych czynników, które negatywnie wpływały ostatnio na notowania złotego i polskich obligacji, są oczekiwania na grudniową podwyżkę stóp w USA. Wielu ekonomistów uważa jednak, że w razie wygranej Trumpa Fed z niej zrezygnuje. To będzie korzystne dla polskich aktywów?

Przemysław Kwiecień: Jeśli po wyborach na rynkach finansowych będzie nerwowo, to Fed może faktycznie zrezygnować z podwyżki. Ale warto pamiętać, że po brytyjskim referendum w sprawie Brexitu nerwowość na rynkach utrzymała się bardzo krótko. Teraz też rynki mogą się uspokoić przed grudniowym posiedzeniem Fedu. Ważniejsze jest to, jak wynik wyborów wpłynie na politykę pieniężną w USA w dłuższym horyzoncie. W razie wygranej Clinton szefem Fedu po zakończeniu kadencji Janet Yellen (potrwa do 2018 r. – red.) będzie zapewne kontynuator dotychczasowej, łagodnej polityki pieniężnej, być może Lawrence Summers, który w ogóle nie widzi dziś przestrzeni do podwyższania stóp. Natomiast Trump mógłby mianować na szefa Fedu kogoś mniej przewidywalnego.

Jak, poza wpływem na politykę pieniężną w USA, wynik wyborów może się przełożyć na notowania polskich aktywów i naszą gospodarkę?

Wybory będą miały konsekwencje rynkowe, co poprzez korelacje indeksów giełdowych będzie odczuwalne także u nas. Wygrana Trumpa może być zapalnikiem przeceny akcji w USA, co oznaczałoby prawdopodobnie podobny ruch na innych giełdach. Ale to, jak wspomniałem, będzie zapewne krótkotrwała reakcja, zwłaszcza na europejskich rynkach. Jeśli chodzi o polską walutę, to na jej notowania nie wpłynęło ostatnie pogorszenie nastrojów inwestorów, związane ze wzrostem prawdopodobieństwa wygranej Trumpa. Taki wynik wyborów też więc nie powinien mocno ruszyć kursem złotego.

Jakie mogą być długofalowe konsekwencje wyborów dla Polski, przy założeniu, że ich zwycięzca będzie realizował swój program?

Clinton w wielu sprawach byłaby raczej kontynuatorką polityki Obamy. Program Trumpa ma niepokojące wątki, ale kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami. Nawet gdyby Trump wygrał, w Gabinecie Owalnym zasiądzie w styczniu. Będzie miał czas, by ochłonąć, a wtedy zapewne okaże się, że nie jest szaleńcem. Warto pamiętać, że Trump nie ma pełnego poparcia nawet wśród republikanów, więc części obietnic wyborczych nie byłby w stanie przeforsować w Kongresie. Poza wszystkim, media w Polsce koncentrują się na kontrowersyjnych wypowiedziach Trumpa, np. o NATO, ale on nie ma spójnego programu. Wiele wypowiedzi adresował do konkretnych grup, innym obiecywał coś innego.

Przemysław Kwiecień w 2014 r. zwyciężył w organizowanym przez „Rz" i NBP konkursie na najlepszego analityka makroekonomicznego roku.

Rozmowa | Jarosław Janecki Główny ekonomista banku Societe Generale w Polsce

Rz: Czy wynik wyborów prezydenckich w USA może mieć zauważalne przełożenie na polską gospodarkę?

Jarosław Janecki: W krótkim okresie znaczenie będzie miała głównie reakcja rynków finansowych na wynik wyborów. W ostatnim czasie było widać, że wzrost prawdopodobieństwa zwycięstwa Trumpa zwiększał niepewność na rynkach. Można oczekiwać, że w razie jego wygranej będzie podobnie, w razie zaś wygranej Clinton niepewność zmaleje. To oznaczałoby spadek awersji do ryzyka, a więc m.in. wzrost zainteresowania inwestorów instrumentami finansowymi z rynków wschodzących, w tym potencjalnie polskimi obligacjami skarbowymi. Podobne byłoby zapewne przełożenie rezultatu wyborów na polską walutę. Można oczekiwać, że złoty osłabiłby się w krótkim okresie w razie wygranej Trumpa i umocnił w przypadku wygranej Clinton. W dłuższym okresie wynik wyborów jest dla złotego względnie neutralny.

Wśród analityków popularna jest teza, że triumf Trumpa skłoniłby amerykański bank centralny do odsunięcia w czasie podwyżek stóp procentowych, właśnie dlatego, że zwiększyłby niepewność na rynkach. To powinno teoretycznie pomóc umocnić złotego wobec dolara.

Ten argument odnosi się do najbliższej podwyżki, oczekiwanej w grudniu. Mam zresztą wątpliwości, czy jest prawdziwy. Pierwsze decyzje nowego prezydenta będą miały wpływ na gospodarkę USA pod koniec 2017 r. Fed może więc nie widzieć powodu, by w związku z wynikiem wyborów rezygnować z grudniowej podwyżki. W dłuższym horyzoncie program Trumpa może skłaniać Fed do szybszego zaostrzania polityki pieniężnej. Z naszych szacunków wynika, że zapowiadane przez Trumpa zmiany w polityce fiskalnej (obniżki podatków i większe wydatki infrastrukturalne) dodałyby 0,5 pkt proc. do tempa wzrostu gospodarki USA. Ekspansywną politykę fiskalną Fed powinien równoważyć bardziej restrykcyjną polityką pieniężną.

Szybsze tempo wzrostu gospodarki USA pod rządami Trumpa byłoby odczuwalne w Europie i w Polsce?

Teoretycznie tak, ale w związku z tym, że Trump zapowiada renegocjowanie umów międzynarodowych i sceptycznie wypowiada się o wolnym handlu, trudno powiedzieć cokolwiek o stosunkach gospodarczych USA z innymi regionami. Wydaje mi się jednak, że z polskiej perspektywy największe znaczenie będą miały polityczne decyzje zwycięzcy wyborów, a nie gospodarcze. Chodzi np. o kwestię wiz dla Polaków, o stosunek do imigrantów. Ale warto zauważyć, że różnice w postawie obojga kandydatów się zmniejszyły. Trump, którego wypowiedzi nt. imigrantów budziły sporo kontrowersji, złagodził ostatnio stanowisko.

Jarosław Janecki w 2015 r. zwyciężył w organizowanym przez „Rz" i NBP konkursie na najlepszego analityka makroekonomicznego roku.

Zdobycie w części sondaży przewagi przez Donalda Trumpa nad Hillary Clinton przełożyło się w ostatnich dniach na podwyższoną nerwowość rynków finansowych. Amerykański indeks giełdowy S&P500 tracił nieprzerwanie przez ponad tydzień, do przeceny doszło też w ostatnich dniach na wielu rynkach Europy i Azji.

– Kiedy Trump zasypał przepaść w sondażach dzielącą go od Clinton, wynik wyborów jest zbyt trudny do przewidzenia, co sprawia, że rynki znalazły się na ostrzu noża – uważa Neil Willson, analityk z londyńskiej firmy ETX Capital. – Jest ogólne uczucie, że zbliżamy się do wydarzenia takiego jak Brexit. Jeśli Trump wygra, może dojść do ostrej przeceny ryzykownych aktywów, takich jak akcje i dolar. Jeśli wygra Clinton, w grze mogą być zwyżki. Pomijając długoterminowe aspekty, istnieje duże ryzyko krótkoterminowych, mocnych ruchów cen aktywów w reakcji na dane wyborcze napływające z kluczowych stanów, takich jak Ohio czy Floryda – dodaje Neil Willson.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Giełda
Firma Donalda Trumpa jest już spółką memiczną. Kapitalizacja przekroczyła 9 mld dol.
Giełda
Tomasz Bardziłowski oficjalnie prezesem GPW
Giełda
Na GPW pachnie zbliżającymi się świętami
Giełda
Dobry prognostyk dla hossy
Giełda
Trudno nadążyć za hossą