Początek czwartkowej sesji na GPW był praktycznie z góry przesądzony. Mocna przecena w Stanach Zjednoczonych, a także czerwień, która rozlała się na rynkach azjatyckich sprawiła, że również Warszawa zaczęła notowania od spadków. O ile na początku były jeszcze one stosunkowo niewielkie, tak już po godzinie od rozpoczęcia handlu WIG20 zaczął tracić nawet ponad 1,5 proc. Wszyscy ci, którzy liczyli, że po kilku dniach przeceny nasz rynek w końcu złapie oddech mogli czuć się zawiedzeni. Indeks największych spółek, który jeszcze kilka dni temu walczył o to, aby wyjść powyżej 2400 pkt, w czwartek zszedł poniżej 2300 pkt. Jakby tego było mało od początku dnia kolor czerwony świecił też na innych parkietach, co oczywiście nie napawało optymizmem.

Ucieczka inwestorów od akcji to w głównej mierze efekt kolejnych doniesień ze Stanów Zjednoczonych, gdzie coraz głośniej mówi się o możliwym usunięciu ze stanowiska prezydenta Donalda Trumpa. Ma to być pokłosie doniesień w sprawie wpływu Rosjan na wybory prezydenta USA i usunięcia szefa FBI, który uparcie chciał wyjaśnienia niejasnych powiązań Trumpa i jego ludzi z rosyjskimi służbami.

Biorąc pod uwagę takie otoczenie, a także fakt, że kalendarz makroekonomiczny nie rozpieszczał inwestorów wydawało się, że czwartkową sesję trzeba będzie spisać na straty. Jak się jednak okazało strach ma wielkie oczy. Ratunek przyszedł ze Stanów Zjednoczonych. Tam, przynajmniej na chwilę, inwestorzy zapomnieli o doniesieniach na temat Trumpa, czego najlepszym dowodem były wzrosty indeksu po otwarciu rynku kasowego.

Europa postanowiła wykorzystać ten pretekst do tego, aby zacząć odrabiać straty. WIG20 z głębokiej przeceny, wspiął się blisko poziomu zamknięcia notowań z środy. Podobny ruch wykonały inne europejskie rynki z niemieckim wskaźnikiem DAX na czele. Ostatecznie jednak naszemu indeksowy nie udało się wyjść na plus, jednak patrząc na przebieg notowań spadek rzędu 0,3 proc. i tak można uznać za sukces.