W środę na warszawskim parkiecie zadebiutowała spółka Dino Polska. Przez cały dzień akcje właściciela sieci marketów świeciły soczysta zielenią. Wartość oferty sięgnęła 1,65 mld zł. Tym samym była to największa oferta na warszawskim parkiecie od końca 2013 r., gdy na rynku pojawiła się Energa. Według większości brokerów pierwsza połowa tego roku obrodzi w ciekawe oferty pierwotne. Obecnie w KNF złożonych jest dziewięć prospektów emisyjnych.
Popyt z zagranicy
Dla inwestorów obserwujących przebieg oferty Dino udana debiutancka sesja nie powinna być zaskoczeniem. Ogromne zainteresowanie wskazywało na to, że w pierwszym dniu notowań inwestorzy będą wyrywali sobie z rąk akcje handlowego detalisty. Ostateczna cena walorów w transzy instytucjonalnej była wyższa o złotówkę od maksymalnej ceny w prospekcie, która sięgała 33,5 zł. Taniej akcje kupili inwestorzy indywidualni. Średnia stopa redukcji zapisów w tej transzy wyniosła 75 proc.
Sprzedano 48 mln akcji, czyli 49 proc. kapitału. Warto podkreślić, że wartość wszystkich IPO w ubiegłym roku sięgnęła około 1,1 mld zł, zaś rok wcześniej 1,9 mld zł. W ofercie wzięły udział instytucje finansowe z blisko 20 krajów.
– Do końca 2020 r. chcemy mieć przynajmniej 1200 marketów Dino. Wychodzi więc, że średnio na rok będziemy otwierali 140–145 marketów. Trzy lata temu otworzyliśmy 80 sklepów, dwa lata temu 100, a w zeszłym roku 120. Udawało nam się z roku na rok uruchamiać coraz więcej punktów i będziemy dążyć do tego, by podtrzymać ten trend. Co roku poprawiamy też rentowność. Widzimy potencjał do jej dalszej poprawy – mówi Szymon Piduch, prezes zarządu Dino Polska.
Najwięcej marketów Dino posiada w zachodniej części Polski. – Stopniowo przesuwamy się w kierunku wschodnim. Monitorujemy rynek pod kątem akwizycji. Wiemy, co się na nim dzieje. Aktualnie nie prowadzimy jednak żadnego procesu. Przewidujemy wzrost organiczny – zapewnia prezes.