Sklepy nie chcą tylu zmian w prawie, a to dopiero początek

Branża w ostatnich latach raczej narzekała na brak uwagi ze strony rządzących i lekceważenie swoich problemów. W ostatnim roku zmieniło się to bardzo gruntownie, czego efektem jest szereg projektów ważnych ustaw, takich jak podatek obrotowy i zakaz handlu w niedzielę.

Aktualizacja: 08.09.2016 21:48 Publikacja: 08.09.2016 21:36

Sklepy nie chcą tylu zmian w prawie, a to dopiero początek

Foto: ROL

Handel to wciąż niedoceniana branża, choć generuje w Polsce prawie 20 proc. PKB, a zatrudnia niemal 2 mln osób. W ostatnim czasie właśnie sieci postawiono pod pręgierzem z zarzutem choćby permanentnego unikania płacenia podatków, o czym dyskutowano na Forum Ekonomicznym w Krynicy podczas panelu „Perspektywy i bariery dla handlu w Polsce" w Salonie „Rzeczpospolitej".

Apetyt fiskusa

Największym powodem do zmartwień jest podatek obrotowy, który zaczął obowiązywać od 1 września. Zwolnione są z niego obroty do 204 mln zł rocznie, powyżej tej kwoty do kwoty 2 mld zł wynosi 0,8 proc., a ponad ten pułap wynosi 1,4 proc.

– Ustawa ma oczywiście cel fiskalny, ale nie był to jedyny powód jej wprowadzenia. Ma też urealnić konkurencję małych rodzinnych sklepów z wielkimi graczami – mówił wiceminister finansów Wiesław Janczyk. Zwrócił uwagę, że ostateczna wersja ustawy była kompromisem z branżą. Poprzednie jej wersje zaowocowały protestami pod Sejmem jej przeciwników. Głównym ustępstwem regulatora było wycofanie się z pomysłu opodatkowania grup franczyzowych, do których należy wiele polskich niewielkich przedsiębiorstw. Planowano, by podstawą ich opodatkowania były łączne przychody całej sieci. Obecnie każdy sklep franczyzowy ma podawać je oddzielnie.

Z takim rozwiązaniem nie zgadzają się duże sieci, ponieważ to głównie one poniosą ciężar nowej daniny. – Małe sklepy mogą z nami konkurować i robią to, integrując się w sieci powiązane z hurtem. Ustawa nie jest kompromisem, ponieważ naszych argumentów nie wzięto pod uwagę – mówi Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. Podkreśla, że sieci z kapitałem zagranicznym, wciąż niesłusznie podejrzewane o niepłacenie podatków, zainwestowały w Polsce dotąd 50 mld euro i stworzyły tysiące miejsc pracy.

– Na spotkaniach, również tych w Sejmie, z zespołem posła Adama Abramowicza, prezentowaliśmy sprawozdania finansowe, z których jasno wynika, że podatki są płacone – dodała Renata Juszkiewicz.

Zwróciła również uwagę, że może nie dość wysokie z perspektywy Ministerstwa Finansów wpływy to efekt ogromnej konkurencji w branży, co przekłada się na niskie ceny i w rezultacie niewielkie marże, jakie sieci generują. – Stawka 1,4 proc. podatku jest dwukrotnie wyższa od średniego poziomu marż generowanych w handlu – dodaje prezes POHiD.

– Oczywisty jest cel fiskalny tej ustawy. Wpływy od sieci mają finansować inne potrzeby budżetu, choć rentowność tego sektora jest akurat bardzo niska – mówiła Paulina Hennig-Kloska, posłanka Nowoczesnej. Zwróciła również uwagę na niedostosowanie skali podatku do realnej sytuacji w branży, co może jej zdaniem mieć fatalne skutki i przynieść efekty odwrotne do zamierzonych.

Unikanie podatku

Ciężar podatku mają bowiem ponosić duże firmy i to głównie z kapitałem zagranicznym. Obroty do 204 mln zł rocznie będą bowiem z tego obciążenia zupełnie zwolnione. Ma im to pomóc w konkurowaniu z dużymi sieciami.

– Ciężko jest próbować w jakikolwiek sposób zmieniać strukturę handlu. Zmiany wynikają z coraz to nowszych preferencji zakupowych Polaków, których nie da się uregulować – mówił Mirosław Godlewski, starszy doradca w Boston Consulting Group. Zwrócił uwagę, że nie do przewidzenia była choćby tak zmasowana i udana ekspansja sklepów dyskontowych w naszym kraju.

Minister Janczyk zwrócił uwagę, że od lipca w resorcie działa departament zajmujący się właśnie unikaniem płacenia danin publicznych. – Mamy świadomość, że firmy będą próbowały także w przypadku podatku obrotowego zastosować różne sposoby, aby jego skuteczność była niższa – mówi.

Przykłady widać już choćby na rynku sprzedaży sprzętu elektronicznego. Media Markt oraz Saturn od początku prowadzenia działalności w Polsce przyjęły specyficzny model – każdy sklep stanowi oddzielną spółkę, a udziałowcem jest kierownik placówki, który ma większy wpływ na kształtowanie oferty. Dzięki takiemu modelowi i 204 mln zł kwoty wolnej sieć może w zasadzie wcale nie zapłacić podatku obrotowego. Polscy konkurenci są tym bardzo zaskoczeni, ale nie zamierzają się poddawać i również dzielą się na spółki, aby podatku nie zapłacić. W przeciwnym razie stracą szanse na konkurowanie z tak potężnym przeciwnikiem.

Podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy wicepremier Mateusz Morawiecki powiedział, że w 2017 r. możliwe są zmiany w ustawach wprowadzających podatek obrotowy i bankowy, ale nie chciał mówić o szczegółach tej operacji.

Niedziele bez zakupów

Zmiany pejzażu rynku handlowego wywołane podatkiem obrotowym to nie wszystko, co niepokoi teraz przedstawicieli branży. W Sejmie jest już obywatelski projekt ustawy w zasadzie zakazującej handlu w niedzielę – nieliczne wyjątki to kilka niedziel w roku, w które sklepy będą mogły być otwarte w sezonie zakupów świątecznych czy wyprzedaży.

– Projekt wymaga szczegółowej analizy, ustawa będzie miała duże koszty finansowe i społeczne – mówi wiceminister Wiesław Janczyk.

Szef resortu finansów Paweł Szałamacha powiedział kilka dni temu, że można rozważyć wariant stopniowego wprowadzenia zakazu, np. od jednej niedzieli w miesiącu, by np. po dwóch latach ocenić skutki tej decyzji na branżę

Klub Nowoczesna jest przeciwny takiemu rozwiązaniu. – Politycy nie powinni się zajmować wychowywaniem obywateli – dodała poseł Hennig-Kloska. Szczególną uwagę zwróciła na przewidzianą w ustawie karę za łamanie zakazu pracy w ten dzień, którą są aż dwa lata więzienia. – To chyba pierwszy przypadek, że rząd chce karać za pracę. Sytuacja jest po prostu absurdalna i szkodliwa, ponieważ podobną sankcją jest zagrożone rozpowszechnianie pornografii dziecięcej, a to przecież zupełnie inna skala szkodliwości społecznej – mówi posłanka Nowoczesnej.

Ustawa w obecnym kształcie największe skutki wywrze na centra handlowe. – To nie tylko kwestia zwolnień, wiele osób, np. studenci, z oczywistych względów woli pracować właśnie w ten dzień – mówi Radosław Knap, dyrektor generalny Polskiej Rady Centrów Handlowych. – W weekendy odbywa się szereg działań społecznych centrów, np. pikniki rodzinne czy zbiórki krwi. Zakaz handlu sprawi, że takich akcji będzie znacznie mniej – dodał.

Co na to obywatele?

Innym skutkiem zamknięcia centrów będzie też znacznie mniejsze zużycie energii elektrycznej czy wody. – To oznacza mniejsze wpływy z VAT, ale również niższą sprzedaż spółek Skarbu Państwa, które dostarczają nam energię i wodę – dodał dyrektor Knap.

Ustawa dopuszcza otwarcie sklepu w niedzielę tylko dla małych, rodzinnych firm – tego dnia za kasą musiałby stanąć właściciel, a nie jego pracownicy. Takie rozróżnienie w przypadku centrów handlowych nie będzie miało większego znaczenia.

– Cóż z tego, że wielu najemców w centrach to małe, polskie firmy. Nawet jeśli chcieliby w niedzielę pracować, to trudno oczekiwać, aby właściciele centrów je otwierali, skoro główni najemcy, czyli duże marki polskie i międzynarodowe, tego dnia pracować nie mogą – mówił Radosław Knap.

Dodał, że nie można centrów sprowadzać wyłącznie do funkcji handlowej, ponieważ nie mniej ważny dla klientów jest ich aspekt rozrywkowy, np. kina czy centra zabaw dla dzieci, a także rosnące znaczenie usług gastronomicznych.

Branża handlowa szacuje, że ustawa w takim kształcie oznaczać będzie konieczność zwolnienia nawet 40–50 tys. pracowników. Jednocześnie pomysłodawcy ustawy z NSZZ „Solidarność" na czele twierdzą, że w handlu pracowników brakuje; zatrudniani są masowo już również Ukraińcy, ponieważ chętnych do takiej pracy za wielu nie ma.

– Stracimy jeden dzień pracy, zatem gdy skurczą się obroty, spadną wpływy z VAT oraz podatków, w efekcie mniej osób będzie do pracy potrzebnych – mówi Renata Juszkiewicz.

– To bardzo ryzykowna próba zmieniania zwyczajów konsumenckich. W Europie dominuje dzisiaj raczej trend liberalizowania prawa dotyczącego zakupów w niedzielę. Od zakazu odchodzą kolejne kraje – dodał Mirosław Godlewski.

Podejście Polaków jest dość ostrożne, na razie 52 proc. popiera zakaz – wynika z badania firmy ARC Rynek i Opinia. Więcej przeciwników zakaz ma w dużych miastach. – Zamiast zabraniać handlu, lepiej usiąść do stołu i porozmawiać z sieciami o dodatkowej stawce za pracę w niedzielę. Wiele osób chętnie skorzystałoby z takiej opcji dodatkowego zarobku – wyjaśnia poseł Paulina Hennig-Kloska.

Ustawa jest już w Sejmie, który zajmie się nią w ciągu trzech miesięcy. – Nie trafi do niszczarki – zapewnia minister Wiesław Janczyk.

Handel to wciąż niedoceniana branża, choć generuje w Polsce prawie 20 proc. PKB, a zatrudnia niemal 2 mln osób. W ostatnim czasie właśnie sieci postawiono pod pręgierzem z zarzutem choćby permanentnego unikania płacenia podatków, o czym dyskutowano na Forum Ekonomicznym w Krynicy podczas panelu „Perspektywy i bariery dla handlu w Polsce" w Salonie „Rzeczpospolitej".

Apetyt fiskusa

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Smart city to również elektromobilność
ROZMOWA
Ponichtera: Innowacje w centrach danych dla zrównoważonego rozwoju
Interview
Ponichtera: Innovation in data centres for sustainable development
Studio „Rzeczpospolitej”
Białkowski: Zdrowa Firma to wsparcie dla pracodawców w pozyskaniu i utrzymaniu najlepszych pracowników
ROZMOWA
Jamiołkowski: Szczególny moment transformacji branży tytoniowej