We wtorek w Brukseli odbyło się spotkanie unijnych ministrów odpowiedzialnych za transport w ramach posiedzenia Rady UE.

Po posiedzeniu Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury i budownictwa, miał powiedzieć, że doszło do spotkania Grupy Wyszehradzkiej poszerzonej o inne państwa.

– W sumie 14 państw mówi dziś jednym głosem. To nie tak, że one mają wątpliwości – zaznaczył minister.

Szeroka koalicja miała zaproponować Radzie zmiany w nowelizacji dyrektywy o delegowaniu, która nowymi wymogami dla pracowników świadczących pracę w innych państwach UE może zablokować nasze firmy transportowe. W myśl tej propozycji tranzyt międzynarodowy zostałby wyłączony spod regulacji dyrektywy o delegowaniu, dotyczyłoby to operacji w transporcie międzynarodowym trwających nie dłużej niż 10 dni oraz siedem dni dla kabotażu. Nie miałaby przy tym znaczenia liczba wykonanych w tym czasie operacji przez kierowcę zatrudnionego w polskiej firmie transportowej. Dzięki temu polskie firmy transportowe, które przejęły w ostatnich latach znaczną część transportu międzynarodowego wewnątrz UE, nie musiałyby stosować w tym czasie nowych regulacji o delegowaniu pracowników, przewidujących obowiązek wypłaty wynagrodzenia porównywalnego z pensją pracowników zatrudnionych na takich stanowiskach w poszczególnych państwach UE. Stosowanie takich regulacji do transportu drogowego jest praktycznie niemożliwe ze względu na to, że kierowca jest w ciągłym ruchu.

– To bardzo dobry sygnał – komentuje Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska. – Wskazuje na to, że wśród przywódców innych państw UE doszło do refleksji, że w poczuciu opacznie pojmowanej dbałości o dobro pracowników dojdzie do rozmontowania wspólnej gospodarki i wymiany towarowej między państwami UE. Lepszym pomysłem jest rozbudowa infrastruktury, z której mogliby korzystać ci pracownicy. Cieszy też, że widać współdziałanie całego polskiego rządu. Bariery dla naszego transportu przełożą się przecież na bariery dla eksportu polskich towarów za granicę.