Przypomnijmy - zgodnie z ustawą kominową z 2016 r. wynagrodzenia zarządów firm kontrolowanych przez państwo musi mieścić się w widełkach zależnych od wielkości spółki. Przewidziano jednak wysokie premie dla członków zarządu (do 100 proc. rocznego wynagrodzenia) jako tzw. zmienną część ich wynagrodzenia. Są one przyznawane pod warunkiem realizacji celów zarządczych wyznaczonych przez rady nadzorcze, przyjęcia sprawozdania zarządu i sprawozdania finansowego oraz udzielenia mu absolutorium. Po spełnieniu tych warunków członkowie zarządów tych spółek powinni dostać obiecane im premie. Teraz jednak pojawiły się głosy, aby stawiać dodatkowe wymagania warunkujące przyznanie premii albo nawet w ogóle jej nie wypłacać. Źródłem zamieszania jest pismo z Kancelarii Premiera z instrukcją, w której określono te dodatkowe wymagania dotyczące wypłat. Instrukcja została odebrana jako zalecenie wstrzymania premii. Co mogą zrobić rady nadzorcze, by nie narażać się na zarzut łamania prawa?

- Z pewnością muszą wypełnić zobowiązania wynikające z ustawy i umów z członkami zarządu, czyli ocenić członka zarządu. Milczenie rady nadzorczej nie jest tu dobrą strategią, bo w sytuacji, gdy cele zarządcze zostały zrealizowane, członkowie zarządów mogą dochodzić roszczeń z tytułu zapisanego w kontraktach wynagrodzenia. Jeśli spółka przegra sprawę w sądzie, poniesie szkodę, a wtedy rada nadzorcza naraża się na zarzut niepodjęcia uchwały. Dlatego jedynym wyjściem jest próba dogadania się z menedżerem, by zrezygnował z premii. Nie zmienia się reguł w trakcie gry  chyba, że obie strony się na to godzą. Poza tym menedżer nie musi od razu iść z pozwem o premię do sądu. Ma na to dwa lata, więc może ten czas przeczekać i zobaczyć co dalej – odpowiada Katarzyna Sarek-Sadurska.

Katarzyna Sarek-Sadurska  w #RZECZoPRAWIE: