Jednoosobowe firmy, zwłaszcza te, które zatrudniają pracowników funkcjonują w Polsce już od ponad 20 lat. I co? I od tylu lat jest kłopot. Co robić, gdy umiera szef, organizator, czy inaczej mówiąc właściciel takiego przedsięwzięcia. Wydawałoby się, że z gospodarczego punktu widzenia w jego miejsce powinni wstępować – zgodnie z zasadami spadkobrania – członkowie rodziny. Jednak tak nie było i na razie tak nie jest. Jest już jednak coś więcej niż światełko w tunelu. Długo oczekiwana, nie tylko przez zainteresowanych (miała wejść w życie 1 stycznia tego roku, ale się nie udało), ustawa o zarządzie sukcesyjnym przedsiębiorstwem osoby fizycznej właśnie wychodzi z Sejmu i trafia do Senatu. Zgodnie z jej zapisem wszędzie w życie w trzy miesiące od jej ogłoszenia, co w praktyce oznacza, że będzie obowiązywać od wczesnej jesieni. Sprawa jest pilna, bo pionierzy gospodarki wolnorynkowej coraz częściej odchodzą z powodu wieku. To oznacza dziś Armagedon dla całej jednoosobowej firmy, która często np. zatrudnia kilkadziesiąt osób. Trzeba pamiętać, że z chwilą śmierci nestora biznesu umowy o pracę w niej z automatu się rozwiązują. Takie nagłe odejście seniora to także wygaśnięcie lub brak faktycznej możliwości wykonywania umów cywilnoprawnych związanych z działalnością firmy, brak ośrodka decyzyjnego, czyli jednej osoby uprawnionej do prowadzenia firmy, wygaśnięcie decyzji administracyjnych o koncesjach, licencjach, czy zezwoleniach. Śmierć może też powodować trudności z dostępem do rachunku bankowego przedsiębiorstwa ?i z dokonywaniem z niego wypłat. Utrudnia też posługiwanie się marką przedsiębiorstwa. Wkrótce te zagrożenia znikną. Długo trzeba było na to czekać.

W tym kontekście warto przeczytać tekst radcy prawnego Agnieszki Krysik Nowe rozdanie w firmach rodzinnych".