Ale ponieważ ostrożności nigdy nie za wiele, to warto uważać, gdy chce się dodać sobie energii, uzupełnić niedobór glikonu, magnezu czy potasu w organizmie. Jednak oczywiście nie chodzi nam o medyczne aspekty spożywania suszonych daktyli, choć i te są interesujące. Do refleksji pobudza daleko idąca wyrozumiałość sądu i łatwość, z jaką przyjął do wiadomości i uznał za udowodniony fakt złamania konsumenckiego zęba na pestce tkwiącej w suszonym daktylku. Sprawa musiała być trudna dowodowa, ale sąd stanął na wysokości zadania i rozstrzygnął ją na niekorzyść przedsiębiorcy zajmującego się handlem a poniekąd i produkcją konfekcjonowanych daktyli. Sąd stwierdził, że kodeks postępowania cywilnego nie ustanawia żadnej hierarchii dowodów, ani nie pozwala przyjąć, że istnieją dowody „niezbite". Dodał, że trudno sobie wyobrazić, jaki dowód miałby zostać za taki właśnie uznany i przekonałby pozwanego, że w jego produkcie znalazła się pestka i poszkodowana spożywając owoc suszony z pestką doznała uszkodzenia protezy zęba.

Za złamany ząb, który stanowił część mostka, przedsiębiorca będzie musiał zapłacić ponad 6 tys. złotych. Dość sporo. Dlatego casus z daktylem powinien być ostrzeżeniem dla rodzimych menedżerów i szefów firm, zwłaszcza spożywczych, że orzecznictwo sądowe jest coraz bardziej łaskawe dla klientów, którzy doznali szkody na zdrowiu po spożyciu jakiegoś feralnego produktu. Rosną też chyba odszkodowania.

Jest jednak w tej sytuacji rada dla polskich i obcych producentów i handlowców. Lepiej nie zachwalać swoich produktów, że są bez pestek, kości, ości i orzechów. No chyba że jest to czekolada z laskowymi orzechami. W tym przypadku to reklamy ze słowami orzechy raczej nie uda się ominąć. Tak więc w opisywanej sprawie wina zobowiązanego do zapłacenia odszkodowania jest bezsporna. Po co było stwierdzać na etykiecie i w reklamie, że szuszone daktyle są bez pestek? Nie wystarczyłyby tylko dwa pierwsze słowa?

Więcej o sprawie w tekście obok Doroty Gajos-Kaniewskiej „Kosztowna pestka w daktylach... bez pestek".