W takiej sytuacji firma może sobie snuć plany na ekspansję krajową czy światową, ale staje przed ścianą braku funduszy na podbój rynku. Może się oczywiście finansować kredytami czy nawet wchodzić w alianse z funduszami inwestycyjnymi. Może też po prostu sprzedać swój interes jakiemuś mocniejszemu konkurentowi, kupić za to siedem mieszkań w Warszawie, wynająć je i do końca życia być rentierem.

Ale są ambitniejsi. Tacy, którzy naprawdę chcą w biznesie coś osiągnąć z korzyścią dla siebie i całej gospodarki. Tylko że ich zachodni konkurenci mają kapitał nie tylko wypracowany przez siebie, ale i przez przodków – przez dziesiątki albo i setki lat. Bo ich ojców i dziadków nikt nie zmuszał – jak u nas – by przez 45 lat żyć w systemie wykluczającym rozwój prywatnego biznesu.

Oczywiście żaden rząd, choćby głosił hasła najlepszej zmiany, nie wytrzaśnie miliardów w gotówce na wyrównanie tych szans. Może jednak wspomagać akumulację rodzimego kapitału. Pomysły od dawna leżą na stole. Choćby zniesienie podatku dochodowego od reinwestowanych zysków. Wcześniej zgłaszano koncepcję „polskiej spółki holdingowej". Tu też chodzi o zwolnienie zysków ze sprzedaży zagranicznych spółek, gdy idą nie na konsumpcję, ale na rozwój krajowych firm. Wciąż do rozwiązania pozostają kwestie łagodnego fiskalnie dziedziczenia firm, by tworzony przez ostatnie ćwierćwiecze majątek nie wyparował. Krótko mówiąc: będzie kapitał, będzie ekspansja.

W Monitorze Wolnej Przedsiębiorczości oceniamy gospodarcze działania rządu i pokazujemy bariery utrudniające funkcjonowanie firm. Dla czytelników, którzy na adres monitor@rp.pl napiszą, co ogranicza prowadzenie ich biznesu, mamy dwutygodniowy bezpłatny dostęp do e-wydania „Rzeczpospolitej".

>Więcej rp.pl/monitor