To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego, ważnego dla praktyki budowlanej.
Kwestia ta wynikła w typowej dla przedsięwzięć budowlanych sytuacji. Spółka budowlana, która po wygraniu przetargu wykonywała dom studencki dla Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wpadła w tym czasie w tarapaty finansowe, w końcu zbankrutowała. Posługiwała się ona przy tej inwestycji kilkoma podwykonawcami, w tym firmą budowlaną Małgorzaty Z. – powódką w tej sprawie. Część należności za prace zdążyła jej wypłacić, część zapłacił już UMK – jako inwestor.
Na podstawie art. 6471 kodeksu cywilnego inwestor odpowiada solidarnie z generalnym wykonawcą za zapłatę wynagrodzenia należnego podwykonawcy z tytułu wykonanych przez niego robót budowlanych, których szczegółowy przedmiot został zgłoszony inwestorowi przez wykonawcę lub podwykonawcę przed przystąpieniem do tych robót. Warunki te zostały dochowane, więc nie było przeszkód, żeby zastosować przepisy gwarantujące podwykonawcy zapłatę wynagrodzenia.
Powódka żądała jednak nadto 144 tys. zł, a kiedy Uniwersytet odmówił, wystąpiła z pozwem przeciwko niemu.
Sąd Okręgowy w Bydgoszczy zasądził w całości żądaną kwotę, opierając się na wyliczeniu przez biegłego wartości prac. Sąd Apelacyjny w Gdańsku zmniejszył znacznie tę kwotę – do 44 tys. zł. Nie uwzględnił w szczególności żądania wynagrodzenia za wykonane parapety, gdyż Uniwersytet miał zastrzeżenie do jakości tych prac, jak też za pewne niewielkie prace dodatkowe, nieobjęte zamówieniem.