Jedna z większych firm ochroniarskich zażądała właśnie od ochroniarzy zatrudnionych u siebie na zlecenie podpisanie porozumień, w których zobowiązują się oni do „udostępnienia swojego potencjału osobowego" w związku z toczącym się przetargiem na ochronę jednostki wojskowej na południu Polski. Porozumienie zastrzega, że w razie przegranej w zbliżającym się przetargu ochroniarze, którzy pilnowali dotychczas tej jednostki wojskowej, nie mogą przejść do konkurencji, jeśli przejmie ona pilnowanie na tym obiekcie. Za złamanie porozumienia grozi im 3 tys. zł kary.

Powszechna praktyka

– Wszystko bierze się z tego, że na rynku jest ograniczona liczba ochroniarzy z tzw. książeczką, którzy mają prawo do noszenia broni, a zatrudnienie takich osób to warunek niezbędny przy ochronie jednostek wojskowych czy placówek sądów – tłumaczy Aleksander Fit z Ogólnopolskiego Związku Pracowników Ochrony.

Ta lojalka ma związać ochroniarzy z jedną firmą tylko po to, by inna, która wygra przetarg, musiała zrezygnować z wykonywania tego zamówienia z powodu braku odpowiednich pracowników.

Nieuczciwa konkurencja

Okazuje się, że lojalki to odpowiedź przedsiębiorców na zupełnie nowe zjawisko, które pojawiło się ostatnio na rynku zamówień publicznych.

Do przetargów coraz częściej stają firmy bez zaplecza, które oferują niższą cenę tylko po to, by przejąć dane zamówienie. Niestety, takie przejęcie odbywa się kosztem pracowników. Przedsiębiorca, który dzięki niższej cenie wygra przetarg, odbija to sobie później na wynagrodzeniach ochroniarzy. Wychodzi więc na to, że lojalki przedstawiane ochroniarzom do podpisania wbrew pozorom mogą być dla nich korzystne. Po pierwsze, przedsiębiorca zobowiązuje się w nich do dalszego zatrudniania ochroniarzy przy wykonaniu danego zamówienia. Po drugie, powinni oni także zachować dzięki temu wynagrodzenie na dotychczasowym poziomie.