"Downsizing": W świecie maleńkich ludzi

„Downsizing", wybrany na inaugurację festiwalu w Wenecji, to kino popularne, ale atrakcyjnie zapowiada cały festiwal.

Aktualizacja: 30.08.2017 23:56 Publikacja: 30.08.2017 18:54

Matt Damon (w środku), odtwórca głównej roli w filmie „Downsizing”.

Matt Damon (w środku), odtwórca głównej roli w filmie „Downsizing”.

Foto: VENICE FILM FESTIVAL

Otworzyć festiwal wenecki to dzisiaj zaszczyt. Powód? Włosi mają dobre oko. Tytuły, którymi w ostatnich latach inaugurowali tę imprezę – „Gravity", „Birdman" czy „La La Land" – zbierały potem wiele Oscarów. Laureat statuetki z roku 2017 – „Spotlight" – wprawdzie nie inaugurował festiwalu, ale też miał premierę na Lido.

Tym razem jako pierwszy z reżyserów zaprezentował się tu Alexander Payne. Scenariusz „Downsizing" napisał z Jimem Taylorem w 2004 roku, zaraz po swoich debiutanckich „Bezdrożach". Jednak projekt czekał na zielone światło ponad dziesięć lat. W tym czasie Payne zrobił „Spadkobierców" i znakomitą, czarno-białą „Nebraskę". Dopiero niedawno zebrał pieniądze na obraz, który wymagał pewnego rozmachu i efektów specjalnych.

„Downsizing" oznacza zmniejszanie wymiarów. I już w pierwszej scenie filmu w sterylnym, norweskim laboratorium naukowiec dr Jorgen AsbJornsen prowadzi doświadczenia na szczurach. Pięć lat później na konferencji naukowej ogłasza, że powiodły się próby zmniejszenia człowieka. Na następnej sesji już sam ukazuje się zebranym jako miniaturka.

Ziemia staje się przeludniona, nasila się emisja gazów, planeta z trudem jest w stanie dać bezpieczne schronienie i wyżywić miliardy ludzi. Naukowcy mają nadzieję, że w ciągu trzystu lat uda się skurczyć ludzki gatunek. „Zmniejszają ludzi, a nie są w stanie poradzić sobie z moją fibromialgią" – narzeka przed telewizorem stara Amerykanka, którą bolą stawy i mięśnie.

Mały świat

Po kilku latach jej syn z żoną postanawiają poddać się eksperymentowi. Wcale nie po to, żeby ratować planetę. To dla nich szansa na lepsze życie, za pieniądze ze sprzedaży lichego mieszkania można dostać wspaniały dom i wieść szczęśliwe życie w mieście „maluchów". Tyle że Audrey w ostatniej chwili się wycofuje i Paul Safranek musi iść przez mały świat sam.

– Nigdy przedtem nie miałem do czynienia z science fiction. I myślę, że w „Downsizing" jest wiele elementów, które można znaleźć w moich poprzednich filmach – mówi reżyser.

Wykorzystuje więc efekty specjalne, zwłaszcza w scenach kontaktu dwóch rzeczywistości. Ale tak naprawdę „Downsizing" jest gorzką refleksją o współczesnym świecie i naturze człowieka. W tym „lepszym" świecie – wbrew oficjalnej propagandzie – są takie same nierówności i podziały. Cwaniacy tak samo robią niezbyt czyste interesy. Tak samo dziecko urodzone w tym „małym" świecie, po podrośnięciu, uprawiając seks z kim się da, może się zarazić syfilisem. Tak samo powstaje zagrożenie terroryzmem, ideologie zamieniają się w sekciarskie myślenie, a przywódcy chcą „rządzić duszami".

Majstersztykiem jest sekwencja zmniejszania ludzi traktowanych jak produkt. Dobrze wypadają aktorzy. Matt Damon gra „zwykłego człowieka", faceta naiwnego, zagubionego, niespełnionego. Jako żona partneruje mu Kristen Wiig, ale show kradnie Christoph Waltz w roli sąsiada, który robi kasę, sprowadzając nielegalnie do zmniejszonego świata luksusowe dobra.

 

Grzeczna prowokacja

– To z pewnością nie jest film dla każdego, ale mam nadzieję, że będą widzowie, którym się on spodoba – twierdzi Payne. I już zbiera dobre recenzje w „The Hollywood Reporter", „Variety", „Guardianie". Dla mnie to jest jednak popularne kino dla dorosłych. Trochę prowokacyjne, ale wciąż dość grzeczne. Wzdycham do skromniejszej i mniej oczywistej „Nebraski" tego reżysera.

Czy Payne przedłuży oscarową linię Wenecji? Zobaczymy. Na razie ciekawie otworzył najstarszy festiwal filmowy świata, który musi dziś konkurować z imprezą w Toronto. Zaczyna się ona za kilka dni i zbiera całą produkcję amerykańską. Atrakcyjności dodają jej akcje promocyjne wielkich studiów i tabuny hollywoodzkich gwiazd. Z kolei producenci z innych kontynentów traktują kanadyjski przegląd jako bramę na rynek w USA.

Wenecja jednak się nie daje. Walczy i to ze świetnym skutkiem. Ma dobry konkurs, tworzy znakomitą sekcję Orizzonti, ambitne Venice Days. No i rozwija się. W tym roku wzbogaciła się o sekcję dokumentalną i całkowitą nowość – Virtual Reality, zapraszające widzów do przeżyć w trójwymiarze.

Ameryka i reszta świata w Wenecji

Podczas każdego festiwalu filmowego najwięcej emocji wzbudza zawsze konkurs główny. A ten jest w tym roku w Wenecji ciekawy. Dyrektor festiwalu Alberto Barbera na konferencji prasowej powiedział, że udało mu się zdobyć 97 procent filmów, o które się starał. Uważnie dobrał produkcję amerykańską. Poza wybranym na inaugurację filmem „Downsizing" reprezentują ją obrazy George'a Clooneya („Suburbicon"), Darrena Aronofsky'ego („Matka!"), Guillermo del Toro („The Shape of Water"), Paula Schradera („First Reformed"). Będą nowe filmy Brytyjczyków Martina Donagha („Three Billboards outside Ebbing, Missouri") czy Andrew Haigha („Lean on Pete"). To absolutna śmietanka kina angielskojęzycznego.

Festiwal sięgnął też po kultowe nazwiska z „reszty świata". Udało się zaprosić do Wenecji m.in. wybitnego chińskiego artystę i dysydenta Ai Weiweia i jego dokument o uchodźcach „Human Flow". Samuel Maoz, zdobywca Złotego Lwa 2009 za „Liban", przywiezie „Foxtrot" – historię rodziny, którą wysłannik z wojska zawiadamia o śmierci syna. Wenecja „podkupiła" też festiwalowi canneńskiemu ostatnie tytuły zdobywcy Złotej Palmy Abdellatifa Kechiche'a („Mektoub, My Love") i Kore-edy Hirokazu („The Third Murder").

Mocną reprezentację ma Europa. Poza angielskimi są filmy włoskie i francuskie, a wśród nich m.in. poprzedzony bardzo dobrymi opiniami debiut Xaviera Legranda o przemocy domowej „Custody".

Żal, że o Złotego Lwa nie walczy w tym roku żaden film z Europy Środkowo-Wschodniej. Problemy, z jakimi się borykamy, wniosłyby ciekawy rys do krajobrazu świata pokazanego na ekranie.   ­

Otworzyć festiwal wenecki to dzisiaj zaszczyt. Powód? Włosi mają dobre oko. Tytuły, którymi w ostatnich latach inaugurowali tę imprezę – „Gravity", „Birdman" czy „La La Land" – zbierały potem wiele Oscarów. Laureat statuetki z roku 2017 – „Spotlight" – wprawdzie nie inaugurował festiwalu, ale też miał premierę na Lido.

Tym razem jako pierwszy z reżyserów zaprezentował się tu Alexander Payne. Scenariusz „Downsizing" napisał z Jimem Taylorem w 2004 roku, zaraz po swoich debiutanckich „Bezdrożach". Jednak projekt czekał na zielone światło ponad dziesięć lat. W tym czasie Payne zrobił „Spadkobierców" i znakomitą, czarno-białą „Nebraskę". Dopiero niedawno zebrał pieniądze na obraz, który wymagał pewnego rozmachu i efektów specjalnych.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach