"Frantz" - nowy film François Ozona

Czarno-biały, surowy „Frantz" François Ozona to skromny film, z którego trudno się otrząsnąć.

Aktualizacja: 03.08.2017 17:51 Publikacja: 03.08.2017 17:39

Pierre Niney jako Adrien Rivoire i Paula Beer w roli Anny, narzeczonej Frantza. Film od piątku na ek

Pierre Niney jako Adrien Rivoire i Paula Beer w roli Anny, narzeczonej Frantza. Film od piątku na ekranach.

Foto: Aurora Films

– W czasach, w których wciąż szafuje się słowami „prawda" i „transparentność", postanowiłem zrobić film o kłamstwie – mówi François Ozon.

Ale jego „Frantz" jest czymś więcej. To również opowieść o złudzeniach, o próbie życia wśród iluzji, o niechęci do poznania prawdy, która może nas bardzo głęboko zranić.

Ozon cofa się o wiek. Jest rok 1919. Do małego niemieckiego miasta Quedlinburg przyjeżdża młody Francuz. 24-latek z zamożnej arystokratycznej familii. Idzie na miejscowy cmentarz, składa kwiaty na grobie Frantza Hoffmeistera, który zginął podczas I wojny światowej.

Wkrótce trafia do rodziny młodego Niemca. Jego ojciec, stary lekarz, nie chce go widzieć: „Każdy Francuz jest mordercą mojego syna" – mówi. Ale Adrien przełamuje jego opór. Podaje się za przyjaciela Frantza, opowiada o czasie spędzonym wspólnie w Paryżu, o lekcjach gry na skrzypcach i wyprawach do Luwru. Dla rodziców Frantza staje się łącznikiem z nieżyjącym synem. Może mają nadzieję, że im go zastąpi?

Narzeczona wie

Tylko Anna, narzeczona Frantza, wie, że Adrien naprawdę przyjechał po wybaczenie, dręczony wyrzutami sumienia. Dlaczego? „Proszę, nie wyjawiajcie sekretu Adriena publiczności" – prosił Ozon krytyków po francuskiej premierze. Ale ważniejsze jest to, że w filmie Anna nie wyjawi prawdy rodzicom Frantza.

Sztukę Maurice'a Rostanda przeniósł już na ekran Ernst Lubitsch w filmie z 1932 roku „Broken Lullaby". On jednak powojenną rzeczywistość pokazał z punktu widzenia Francuza, Ozon spojrzał oczami niemieckiej dziewczyny opłakującej ukochanego i próbującej znów uwierzyć w życie. To bardzo niestereotypowa perspektywa. Jesteśmy przyzwyczajeni do opłakiwania ofiar. Tymczasem Frantz był Niemcem, przedstawicielem narodu, który był agresorem. Ozon przypomniał, że na wojnach ludzie giną po obu stronach barykady. I ich najbliżsi tak samo cierpią, tak samo ich opłakują.

„Frantz" jest filmem bardzo ciekawym. Delikatnym. Odbijają się w nim niepokoje, które zawsze François Ozona dręczyły. Uciekał od nich czasem w zabawę kinem, robiąc filmy w stylu „8 kobiet", ale zawsze potem wracał. Jakby chciał się rozliczyć z własnym bólem. Oglądając „Frantza", czuje się, że za kamerą stanął już nie zbuntowany chłopak, lecz pięćdziesięciolatek, który zdążył niejedno w życiu przemyśleć. Zaakceptować złożoność świata i międzyludzkich relacji. Nie ma tu więc zadziorności, są smutek, niepewność, przeświadczenie, że nie wszystko w życiu jest proste.

François Ozon intrygował od pierwszych filmów. Wychowany w mieszczańskiej, a jednocześnie inteligenckiej rodzinie, od początku mierzył się ze swoją innością. Rodzice z trudem akceptowali jego homoseksualizm i artystyczną duszę. Rozliczał się z tym w sztuce. Już jako nastolatek zrealizował kilkuminutową etiudę, w której układał na kanapie swoich zamordowanych bliskich. „Rodzice zgodzili się zagrać w tej wprawce, bo uważali, że lepiej, żebym zabił ich na ekranie niż w rzeczywistości" – śmiał się potem, już jako dorosły człowiek, ze swego młodzieńczego buntu. Ale dziesięć lat później, w 1998 roku – już w fabularnym „Sitcomie" – znów mordował ojca. To był jego protest przeciwko patriarchatowi, nietolerancji i brudnym sekretom skrywanym skrzętnie przed oczami świata.

Motywy reżysera

Dziś Ozon jest jednym z najważniejszych autorów francuskiego kina. W jego filmach wciąż powracają podobne motywy: rodzina, inność, dylematy tworzenia, życie na pogranicze prawdy i kłamstwa, rzeczywistości i fikcji.

Długo męczył się z relacjami rodzinnymi. Ale przecież w ogromnie poruszającym „Czasie, który pozostał" umierający na nieuleczalną odmianę raka gej tylko babce, też zbliżającej się do kresu swoich dni, jest w stanie wyznać, że umiera. W „U niej w domu" Ozon wyraźnie już godzi się z rodziną, która w sytuacji zagrożenia konsoliduje się i staje się dla swoich członków opoką.

– Widać się zestarzałem – śmieje się reżyser. – Ale tak to już jest. Stosunek do rodziny w ciągu życia ewoluuje. Dzieci marzą o bezpiecznym, spokojnym domu. Później człowiek zaczyna rozumieć, że rodzina, obok szkoły i kościoła, jest jedną z tych instytucji, które go najbardziej ograniczają. Ale gdy już dojrzeje, zahartuje się, nauczy niezależności – znów może docenić wartość rodzinnego domu. Może dlatego, że ma już tarczę broniącą go przed nietolerancją.

We „Frantzu" rodzina jest obolała. Starzy Hoffmaisterowie mieszkają z narzeczoną, niedoszłą żoną syna. Ich pogrążony w żałobie świat się zatrzymał. Przybysz podający się za przyjaciela ich syna niesie nie tylko wspomnienia. Także jakiś rodzaj nadziei, że ten zastygły w żalu uniwers może znów ruszyć.

A sekret? Tajemnica Adriena? Kłamstwo? Raz jeszcze tu się czuje, że Ozon się postarzał. Bo zdaje się pytać: Czy to źle, że Anna nie wyjawi teściom prawdy, którą sama pozna? Nawet ksiądz, strażnik moralności, powie: „Komu potrzebna jest prawda?".

„Frantz" zbiera różne motywy twórczości Ozona. Bo przecież rodzi się tu w tle pytanie o homoseksualizm: czy Adrien i Frantz byli kochankami? Są też pytania o granice poznania, o wartość fikcji. Tyle że już nie w życiu pisarzy, jak choćby w „Basenie" czy „U niej w domu", lecz u zwyczajnych mieszczan. Ozon pokazuje skłonność ludzi do kreowania sztucznego obrazu świata, w którym żyje się lepiej.

Wrogość w Europie

Ale też pojawia się tu coś nowego: portret Europy. Podzielonej, z trudem pokonującej wrogość, wypierającej z pamięci tragedie.

Nie należy jednak po obejrzeniu „Frantza" wyciągać zbyt pochopnych wniosków. To prawda, sądząc po tym filmie, Ozon jest bardziej spokojny. Ale iskra buntownika w nim została. Za niespełna miesiąc na polskie ekrany wejdzie jego następny film – „Podwójny kochanek". Absolutne szaleństwo. Surrealizm, rozdwojona osobowość, erotyka. Przystojny Francuz wciąż potrafi zaskakiwać i tak naprawdę wcale nie chce się zestarzeć.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: b.hollender@rp.pl

– W czasach, w których wciąż szafuje się słowami „prawda" i „transparentność", postanowiłem zrobić film o kłamstwie – mówi François Ozon.

Ale jego „Frantz" jest czymś więcej. To również opowieść o złudzeniach, o próbie życia wśród iluzji, o niechęci do poznania prawdy, która może nas bardzo głęboko zranić.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach