„Człowiek z żelaza" to Złota Palma z roku 1981. W Polsce trwał stan wojenny, w Cannes Andrzej Wajda opowiadał o wielkim zrywie narodu i tęsknocie za wolnością. Po 36 latach ten właśnie film otworzył sekcję „Cannes Classic". Na pokaz przyjechał Lech Wałęsa. Byli też wspaniali polscy artyści – od Skolimowskiego, Holland, Zanussiego i Bugajskiego, aż do najmłodszych – Wasilewskiego i Czekaja. Wszyscy po to, by razem z canneńskim światem kina złożyć hołd wielkiemu mistrzowi, którego już nie ma wśród nas. Wielka, wieczorna feta na plaży du Rado ściągnęła tłumy festiwalowych gości.
Cannes cofa się do własnej historii także we współczesnych propozycjach. Michel Hazanavicius w „Le Redoutable" – historii związku Godarda z młodziutką aktorką, a potem pisarką, Anne Wiazemsky. To próba innego spojrzenia na mistrza francuskiego kina i wiwisekcja związku autorytarnego geniusza i delikatnej dziewiętnastolatki z intelektualnej rodziny. Miało być obrazoburczo i odkrywczo, niestety wyszło coś, co Peter Bradshaw z „Guardiana" określił pastiszem bez pasji.
Zawiódł też zdobywca Oscara za „Artystę" Todd Haynes, który połączył historie dwojga głuchych dzieci szukających bliskich osób w Nowym Jorku z roku 1927 i 1977. Niestety, jego „Wonderstruck" jest toporny scenariuszowo, pretensjonalny i łopatologiczny.