Komedia absurdalna

„Martwe wody" to smakowity miks makabreski i kiczu. Od piątku w kinach.

Aktualizacja: 09.05.2017 20:23 Publikacja: 09.05.2017 18:29

Foto: Gutek Film

Francuski reżyser Bruno Dumont zdobył uznanie, choć głównie festiwalowej publiczności, jako twórca posępnych, metafizycznych dramatów traktujących o potrzebie wiary we współczesnym świecie („Flandria", „Hadewijch", „Poza szatanem").

Zachęcanie widza do uśmiechu to ostatnie, o co mógłby być posądzany. A jednak! Pierwszą w jego dorobku pełną absurdu i czarnego humoru komedią był telewizyjny miniserial „Mały Quinquin". Bruno Dumont pokazał w nim, że ma – co prawda wyjątkowo specyficzne –  poczucie humoru mieszające komizm z tragizmem, nieustępliwością spojrzenia i wyczuleniem na społeczne animozje.

W „Martwych wodach" poszedł na całość. Ze sprawnością prestidigitatora żongluje gatunkowymi i stylistycznymi konwencjami. Burleskę miesza ze slapstickiem, farsę z thrillerem, groteskę z parodią kryminału, romans z kanibalistycznym horrorem. A wszystko to unurzane w surrealistycznym sosie. To zabawa dla czystej zabawy, choć na siłę można też doszukać się krytyki nierówności społecznych. Wcześniej Dumont na ogół angażował aktorów mało znanych. Tym razem zaprosił tych z najwyższej półki rodzimego kina. I kazał im niemiłosiernie szarżować, grać „od kulisy do kulisy", parodiować samych siebie. I był to strzał w dziesiątkę.

Lato 1910 roku na północnym wybrzeżu Francji. Arystokratyczna rodzina Van Peteghemów jak co roku spędza tam wakacje w swej wybudowanej w pretensjonalnym egipskim stylu rezydencji. Przygarbiony, nadekspresyjny mąż (Fabrice Luchini), zasznurowana gorsetem konwenansów, nieśmiała żona (Valeria Bruni Tedeschi) i jej egzaltowana, neurotyczna siostra (Juliette Binoche) to troje zmanierowanych dziwaków, ostentacyjnie i karykaturalnie na każdym kroku manifestujących swoją wyjątkowość i społeczną wyższość.

Zblazowani i znudzeni powtarzalnością codziennych rytuałów z upodobaniem obserwują życie zamieszkującej w pobliskiej wiosce wielodzietnej, ubogiej rodziny rybaków zarabiającej na życie zbieraniem muli, a ojciec i najstarszy syn Ma Loute (to oryginalny tytuł filmu) – także przewożeniem łódką i przenoszeniem na rękach turystów. Wakacyjny spokój burzy tajemnicze zniknięcia letników. Rozwikłać tę zagadkę próbują dwaj ekscentryczni policjanci z Calais o posturach Flipa i Flapa. Zastosowane niekonwencjonalne metody śledcze to naturalna konsekwencja ich niewyobrażalnej głupoty. „Martwe wody" to prawdziwa uczta dla miłośników absurdalnego humoru.

Francuski reżyser Bruno Dumont zdobył uznanie, choć głównie festiwalowej publiczności, jako twórca posępnych, metafizycznych dramatów traktujących o potrzebie wiary we współczesnym świecie („Flandria", „Hadewijch", „Poza szatanem").

Zachęcanie widza do uśmiechu to ostatnie, o co mógłby być posądzany. A jednak! Pierwszą w jego dorobku pełną absurdu i czarnego humoru komedią był telewizyjny miniserial „Mały Quinquin". Bruno Dumont pokazał w nim, że ma – co prawda wyjątkowo specyficzne –  poczucie humoru mieszające komizm z tragizmem, nieustępliwością spojrzenia i wyczuleniem na społeczne animozje.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” i sprawa sexworkingu. Oscarowa produkcja już w Disney+
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach