Kiedy do analizy zjawiska zabiera się tak wnikliwy dokumentalista jak Erik Gandini („Wideokracja", „Nadprodukcja. Terror konsumpcji", „GITMO – nowe prawa wojny"), można być pewnym, że zaproponuje filmowy esej zmuszający widza do bolesnych, lecz potrzebnych refleksji o współczesnym świecie. I tak jest.
Wspaniałe szwedzkie życie, czyli wolność jednostki ponad wszystko, zadeklarowano w 1972 roku, kiedy politycy w manifeście „Rodzina przyszłości" uznali tradycyjną rodzinę za przestarzałą instytucję. W ślad za tym nastąpiło uwolnienie obywatela od wszelkich obowiązków wobec innych – także rodziców i dzieci. Te zobowiązania wzięło na siebie zamożne, świetnie zorganizowane państwo. Dokument przedstawia sytuację 40 lat po ogłoszeniu manifestu, kiedy widać już jego owoce.
Dziś w Szwecji niemal połowa obywateli żyje w pojedynkę, co jest najwyższym wskaźnikiem na świecie. Co czwarty Szwed umiera w samotności, a jego śmierć bywa odkrywana po wielu tygodniach, gdy sąsiedzi zaczynają się skarżyć na przykry zapach dobywający się z mieszkania. Jedną z takich historii przedstawia w swym filmie Gandini, pokazując pracowników potężnej instytucji zajmującej się poszukiwaniem krewnych ludzi, którzy odeszli niezauważeni.
Mimo to Szwedki, które chcą mieć dzieci, ale bez bycia w związku z mężczyzną, są największą grupą klientek gigantycznego duńskiego banku spermy. Podobno najchętniej poszukują nasienia kogoś podobnego do siebie, składają zamówienie, a na końcu wybierają datę i adres dostawy zamówionego towaru, podają numer swojej karty kredytowej. A dział sprzedaży realizuje zamówienie – co widzowie zobaczą – higienicznie, sterylnie. I bez uśmiechu.
Nie wszyscy jednak – jak dowodzi autor filmu – odnajdują się w tym bezproblemowym raju niezależności. Przyjmowani do szwedzkiej ziemi obiecanej uchodźcy potrzebują aż siedmiu lat, by przystosować się do realiów i znaleźć pracę, co – jak mówią statystyki – jest czasem najdłuższym w Europie.