Rudolf Valentino, pierwszy amant kina

Gdy pojawiał się na ekranie, kobiety mdlały, mężczyźni zaś spoglądali z mieszaniną odrazy i zazdrości. Był przystojny, czarujący i zmysłowy. Miał zaledwie 31 lat, kiedy niespodziewanie zmarł 23 sierpnia 1926 r. w nowojorskim szpitalu. Do historii kinematografii przeszedł jako Rudolf Valentino.

Aktualizacja: 21.01.2018 14:04 Publikacja: 20.01.2018 23:01

Foto: Getty Images

Aby zrozumieć fenomen popularności Valentino, musimy cofnąć się w czasie o 100 lat. Już wówczas sercem X muzy było Hollywood – wybrane nieprzypadkowo. Kalifornijska pogodna aura sprzyjała kręceniu plenerów. Słońca, a zatem dobrego oświetlenia, nie brakowało. Przede wszystkim zaś Miasto Aniołów było wystarczająco daleko od wschodniego wybrzeża USA i obowiązujących w tamtejszych stanach praw, co bardzo ułatwiało rozwój hollywoodzkiej kinematografii.

Pierwsze studio filmowe w Hollywood to Nestor Studio założone w 1911 r. przez producentów Ala Christie i Davida Horsleya. W tym samym roku pojawili się tu inni niezależni producenci. W latach 20. ub. wieku powstał system pięciu wielkich wytwórni: Fox (później 20th Century Fox), Loew's Incorporated (później Metro-Goldwyn-Mayer), Paramount Pictures, RKO (Radio-Keith-Orpheum) i Warner Bros., działających w charakterze zarówno producentów filmowych, dystrybutorów, jak i właścicieli kin. Wytwórnie zatrudniały też własne gwiazdy aktorskie, umiejętnie kreowane i promowane, które przyciągały przed ekrany tłumy widzów. Już wówczas widownia chodziła na najbardziej rozpoznawalnych aktorów i aktorki. To ich nazwiska widniały na afiszach i promowały filmy. Znaczenie trzech następnych wytwórni – Universal Studios, Columbia Pictures i United Artists – było też duże, ale nie posiadały one wtedy własnych sal i aktorów o statusie gwiazd.

W opozycji do „wielkiej piątki" pozostawało ośmiu niezależnych producentów, wśród których byli wówczas m.in.: Samuel Goldwyn, David O. Selznick, Walt Disney i Walter Wanger. Trzeba pamiętać, że aż do słynnego „Śpiewaka jazzbandu" z października 1927 r. mamy do czynienia z kinem niemym. Gwoli ścisłości – film ten również był niemy, z charakterystycznymi „tabliczkami dialogowymi", jednak na udźwiękowionej taśmie filmowej oprócz muzyki pojawiły się obszerne wstawki śpiewane, realistycznie zsynchronizowane z obrazem. Film okazał się przełomem, rewolucyjną przemianą X muzy. Wraz z nim zakończyła się era kina niemego. Rudolf Valentino nie dożył tej przemiany, nigdy więc się nie dowiemy, czy zrobiłby karierę w filmach dźwiękowych, czy jednak – podobnie jak wielu innych – poległby z powodu silnego włoskiego akcentu.

Latino lover

Dopóki na ekranie nie można było przekazywać emocji za sprawą wypowiadanych słów, a zwłaszcza barwy głosu, aktorzy zmuszeni byli do nadekspresji, teatralnych gestów i nadmiernej mimiki. Dziś ich gra może drażnić lub śmieszyć, ale u zarania kina „strzelanie oczami" stanowiło podstawę każdej dramatycznej sceny filmowej.

Ówczesne Amerykanki były już nieco znudzone zarówno białymi sztywniakami w garniturach, jak i niedomytymi kowbojami. Na ekranie łaknęły egzotyki. I wkrótce znalazły ideał – namiętnego i porywczego, a jednocześnie subtelnego, niemal zniewieściałego Valentino, którego egzotyczna uroda wywoływała szybsze bicie serca u żeńskiej części kinowej widowni. Ale zanim Rudolf zadebiutował jako aktor, przemierzył ocean w poszukiwaniu własnej drogi życiowej.

Urodził się 6 maja 1895 r. w Castellanecie, niewielkiej miejscowości na południu Włoch, w zubożałej rodzinie arystokratycznej, w roku wynalezienia kinematografu przez braci Lumiere. Był synem weterynarza Giovanniego, który zmarł na malarię, gdy Rudolf miał 11 lat. Jego matka, Maria, pochodziła z Francji – mieszanka genów zapewniła chłopcu oryginalną urodę. Miał także brata Alberta i dwie siostry, Marię i Beatrycze. Zapowiedzią iście królewskiego życia było nadanie chłopcu aż pięciu imion (zgodnie z arystokratyczną tradycją). Przyszły gwiazdor kina niemego naprawdę nazywał się Rodolfo Alfonso Raffaello Piero Filiberto Guglielmi di Valentina d'Antoguolla. Początkowo nic nie wskazywało na to, że zrobi w życiu oszałamiającą karierę. Nieszczególnie wiodło mu się w szkole, potem zaś studiował w Genui... rolnictwo. Przystojnego chłopaka ciągnęło jednak w świat. Wyruszył do Paryża, gdzie próbował swoich sił jako tancerz. Ponieważ szybko pozostał bez środków do życia, powrócił – niczym syn marnotrawny – do rodzinnego miasteczka. Ale okazało się, że tylko po to, by wyjechać znacznie dalej, do Nowego Jorku. To matka w 1913 r. kupiła mu bilet na statek – na drugą klasę. Rodolfo jednak wziął należny mu po ojcu spadek i część z pieniędzy zainwestował w bilet pierwszej klasy, dzięki czemu nawiązał przydatne znajomości, zanim jeszcze stanął na amerykańskim brzegu.

Właściwie nie znał angielskiego, przez co jego możliwości zdobycia pracy były ograniczone. Pieniądze ze spadku szybko się skończyły, musiał więc mieszkać w slumsach, zdarzało mu się spać w Central Parku. Łapał każdą okazję, żeby zarobić – pracował jako pomywacz i ogrodnik. Szczęśliwie znajomy ze statku wprowadził go do środowiska taxi-danserów, zwanych także żigolo. A ponieważ Rodolfo był nie tylko przystojny, ale też świetnie tańczył, zwłaszcza zmysłowe tango, kobiety, które nie miały z kim pójść na przyjęcia czy potańcówki, chętnie go wynajmowały (jak się można domyślać – nie tylko w charakterze tancerza). Rodolfo odgrywał przed nimi rolę zaangażowanego i namiętnego kochanka. Nabrał wprawy i pewności siebie, nawiązał nowe znajomości i dołączył do wędrownej trupy aktorskiej. Niestety, zespół szybko się rozpadł, ale przystojny Włoch postanowił szukać szczęścia w Hollywood.

Męski seksapil

Powyższe sformułowanie, zwłaszcza na początku XX w., wydawało się oksymoronem, ale właśnie na owym dualizmie Valentino zbudował swą karierę. Był zniewalająco przystojny, namiętny, a jednocześnie miał delikatne rysy twarzy i zmysłowe spojrzenie. Już w 1914 r. zadebiutował na kinowym ekranie w epizodycznej rólce tancerza („Wojna płci" w reżyserii D.W. Griffitha). Przez pierwsze lata pobytu w Fabryce Snów Valentino przegrywał jednak walkę o poważniejsze role z rodowitymi Amerykanami (jak choćby w „Głupich dziewicach" z 1916 r., gdzie musiał ustąpić miejsca nowojorczykowi Conwayowi Tearle'emu). Jedną ze swych pierwszych głównych ról zagrał w „Zamężnej dziewicy" z 1918 r., gdzie wcielił się w hrabiego Roberta di San Fracciniego – na plakacie promocyjnym pojawiło się jego nazwisko: „Rudolph Valentino".

Przez chwilę wydawało się, że nie zostanie bożyszczem wszystkich kobiet, ponieważ w 1919 r. poślubił dwa lata od siebie starszą aktorkę Jean Acker. Małżeństwo nie potrwało jednak zbyt długo (ponoć nawet nie zostało skonsumowane). I choć to Acker była lesbijką (ślub z Valentino miał być dla niej sposobem na wyrwanie się z lesbijskiego trójkąta miłosnego z Grace Darmond i Allą Nazimovą), to właśnie ona w 1921 r. wystąpiła o rozwód z powodu... oziębłości małżonka. Wtedy też pojawiły się pierwsze plotki o homoseksualizmie aktora, co Acker chętnie podsycała, twierdząc, że Valentino chętniej korzystał z jej perfum niż z jej ciała. Co ważne, po śmierci aktora pojawili się mężczyźni twierdzący, że byli kochankami Valentino. Żaden z nich jednak nie przedstawił dowodów.

W nie najlepszym tonie wypowiadała się o Valentino także jego kolejna żona – Natacha Rambova, aktorka, którą poznał na planie „Damy Kameliowej" (1921 r.). Drugie małżeństwo już w chwili zawarcia (13 maja 1922 r.) przysporzyło aktorowi kłopotów. Według obowiązującego wówczas w Kalifornii prawa musiał upłynąć rok kalendarzowy, zanim wstąpiło się w nowy związek. Valentino tej formalności nie dopełnił i został oskarżony o bigamię, co doprowadziło do czasowego uwięzienia aktora. Mimo to rok później raz jeszcze – już zgodnie z prawem – poślubił Rambovą.

I znowu srogo się rozczarował. Być może był nazbyt wrażliwy? Przyjął od Rambovej platynową bransoletę, którą chętnie nosił jako dowód ich wzajemnej miłości i przywiązania. Ale dla wielu mężczyzn była to „bransoleta niewolnika", zniewieściałego utrzymanka, którego garderoba miała być przeładowana kosmetykami. Rambova nie dementowała tych plotek i potwarzy, przeciwnie, nazywała męża „emocjonalnym chłopcem". Być może dlatego po rozwodzie z Natachą aktor zapisał jej w testamencie... jednego dolara. A przecież był już wówczas gwiazdą kina.

Bożyszcze kobiet

Potencjał w Rudolfie dostrzegła scenarzystka June Mathis, która pracowała w Metro Pictures, i to ona zażądała, by Valentino zagrał dużą rolę w „Czterech jeźdźcach Apokalipsy" (1921 r., dramat wojenny na podstawie powieści Vicente Blasco Ibánza). Początkowo jego postać miała w scenariuszu znaczenie drugorzędne, ale za sprawą Mathis oraz reżysera Rexa Ingrama sceny z udziałem Valentino okazały się kluczowe. Był to pierwszy film, który zarobił ponad milion dolarów, a ponadto zebrał świetne recenzje, zarówno wśród widzów, jak i zawodowych krytyków. Rudolf Valentino stał się objawieniem. Jak pisała Małgorzata Gajos (www.gosc.pl; „Amant wszech czasów"), „to Mathis skierowała go do Paramountu. Zaczął więcej zarabiać, a jego kariera nabrała tempa. Już na samym początku pracy dla tej wytwórni trafiła mu się świetna rola".

Absolutny szał na punkcie przystojnego Włocha rozpoczął się wraz z wejściem na ekrany filmu „Szejk" (1921 r.). W tekście Agnieszki Bukowczan-Rzeszut „Żigolak czy homoseksualista. Prawdziwa twarz Rudolfa Valentino", zamieszczonym na stronie www.ciekawostkihistoryczne.pl, czytamy: „włoski amant zagrał arabskiego wodza Ahmeda uprowadzającego Angielkę – Dianę Mayo. Widzowie mogli sycić oko nie tylko namiętnymi spojrzeniami i intensywnymi uściskami śniadego szejka, ale również wahaniami nastrojów między kochankami. W dodatku pod koniec filmu dowiedzieli się, że ów Arab był tak naprawdę szkockim lordem, odnalezionym w dzieciństwie na pustyni. Za to w kilka miesięcy po premierze komicy naigrywali się z gładko przylizanych włosów szejka – Stan Laurel sparodiował go rolą Rhubarba Vaselino w filmie »W błocie i w piasku«. (...) Dick Dorgan zaś pisał o Valentino: »Mężczyźni założyli tajne stowarzyszenie, na którego przewodniczącego i pierwszego z katów kandyduję. W swoim statucie tajny zakon postanowił brzydzić się, nienawidzić i pogardzać nim [Valentino – przyp. AN] z oczywistych względów. Co?! Ja – zazdrosny? Och, nie. Ja go po prostu nienawidzę«". To właśnie z powodu Valentino Amerykanki „nie chciały już milczącego kowboja. Chciały południowego kochanka – jednocześnie tajemniczego i groźnego, a tak naprawdę troskliwego i delikatnego. Szejk w wykonaniu Valentino był tak naprawdę pierwszym bohaterem romantycznym kina" (za: Małgorzata Gajos, op. cit.). Status gwiazdy Valentino utrzymał dzięki kolejnym filmom (m.in. „Młody Radża" z 1922 r. czy „Święty diabeł" z 1924 r.).

Ważnym filmem w jego karierze był także „Orzeł" (1925 r.), gdzie wcielił się w postać Vladimira Dubrovsky'ego, porucznika rosyjskiej armii, który zwraca na siebie uwagę carycy Katarzyny II (Louise Dresser); on jednak odrzuca zaloty władczyni i ucieka. W efekcie wzgardzona caryca wydaje nakaz pojmania Dubrovsky'ego – żywego lub martwego. W tym czasie Vladimir dowiaduje się o śmierci ojca i o zagarnięciu jego ziem przez Kyrillę Troekouroffa (James A. Marcus). Zakłada więc czarną maskę i staje się wyjętym spod prawa Czarnym Orłem. Dostaje się do domu wroga, udając nauczyciela francuskiego Maschy (Vilma Bánky), córki Kyrilly. Szukając zemsty, Vladimir na koniec znajduje prawdziwą miłość (opis fabuły za: Filmweb.pl). Tą rolą Rudolf Valentino umocnił swą pozycję egzotycznego kochanka.

Pisząc o przebiegu jego kariery, warto jeszcze nadmienić, o czym mało kto wie, że w roku 1923 aktor nagrał dwie piosenki dla wytwórni Brunswick Records: „Kashmiri Love Song" i „El Relicario" (do wysłuchania na YouTubie – no, śpiewać to on nie umiał), a także wydał tomik poezji zatytułowany „Day Dreams".

Narodziny legendy

W 1926 r. był u szczytu sławy. Kobiety mdlały, widząc go na kinowym ekranie czy choćby jego zdjęcie na afiszu. Każda z nich marzyła, by zająć miejsce u jego boku. By zastąpić np. Polę Negri. Tak, ówczesna gwiazda kina z polskim rodowodem (naprawdę nazywała się Apolonia Chałupiec), była ostatnią miłością Rudolfa Valentino. Po rozwodzie z Rambovą aktor związał się z Polą Negri – ponoć para planowała wspólną przyszłość. 9 lipca 1926 r. na ekrany kin wszedł „Syn szejka", czyli film uważany za najlepszy w karierze Valentino. Aktor wystąpił w podwójnej roli: zagrał zarówno Ahmeda, syna wpływowego szejka, jak i samego władcę. O czym opowiadał film? Oto Ahmed zakochuje się w córce przestępcy, pięknej tancerce Yasmin. Pewnego dnia młodzieniec zostaje uprowadzony dla okupu przez bandę, której przewodzi ojciec dziewczyny. Wkrótce udaje mu się uciec. Przekonany, że Yasmin go zdradziła, w akcie zemsty porywa ją. Zachowanie Ahmeda zdecydowanie potępia jego ojciec. Chłopak ma ogromne poczucie winy, które wzrasta, gdy dowiaduje się, że niesłusznie oskarżał tancerkę...

Fabuła nie była więc niczym nowym czy odkrywczym, ale Valentino ponownie rozkochał w sobie żeńską część publiczności. Partnerzy owych wielbicielek ruszyli więc do kontrataku, by ośmieszyć aktora. „18 lipca 1926 r. anonimowy dziennikarz »Chicago Tribune« doniósł, że podczas wizyty w nowej sali balowej w zachodnim Chicago w męskiej toalecie odnalazł automat z pudrem. Był tak zszokowany, że upatrywał w tym upadku amerykańskiej cywilizacji, za co – nie przebierając w słowach – obwiniał oczywiście Rudolfa Valentino. Aktor wściekł się i chciał zemsty. (...) Środowisko dziennikarskie zjednoczyło się przeciwko Valentino, drwiąc z jego patetyczności. Radzono mu, aby przestał »całować przyjezdne panny w rączki« [to zapewne przytyk do jego związku z Polką Polą Negri – przyp. AN] i odgrywać melodramaty, a wtedy być może zdoła ocalić karierę. Aktor nie zdążył ripostować – zasłabł w nowojorskim hotelu" (za: Agnieszka Bukowczan-Rzeszut „Żigolak..." op. cit.). Był 21 sierpnia.

Valentino trafił do szpitala, uskarżając się na dotkliwy ból brzucha. Lekarze zdiagnozowali wrzód żołądka, ale rutynowa operacja niespodziewanie zakończyła się tragedią: aktor po zabiegu zachorował na sepsę. Miał zaledwie 31 lat, ale jego nazwisko, twarz i hipnotyzujące spojrzenie znane było milionom. Wiadomość o ciężkim stanie aktora przedostała się do opinii publicznej – pod szpitalem tłumy fanek modliły się o zdrowie pięknego Rudolfa. Niestety, aktor zmarł 23 sierpnia.

Pogrzeb Rudolfa Valentino stał się największym ówczesnym medialnym wydarzeniem, pogrzebem wszech czasów, kombinacją masowej histerii oraz szoku z powodu przedwczesnej śmierci gwiazdy filmowej i nieprzewidywalności losu. Blisko 100 tys. osób przyszło na pogrzeb, ponoć zdarzały się samobójstwa wśród zrozpaczonych fanek. Gdy kondukt dotarł na cmentarz, na składane do grobu prochy Valentino rzuciła się Pola Negri. Złośliwi utrzymywali jednak, że uczyniła tak nie tyle z rozpaczy, ile dla rozgłosu. Jakkolwiek było, jej sen o wspólnej przyszłości z Rudolfem uleciał w niebyt. Na pogrzebie z nieba posypały się płatki róż rozrzucone przez przelatujący samolot. Władca wyobraźni milionów, Rudolf Valentino, żegnany był po królewsku.

Oczywiście, natychmiast pojawiły się spekulacje o otruciu lub postrzeleniu gwiazdora przez któregoś z zazdrosnych mężów. Jedno jest pewne – wraz ze śmiercią Rudolfa Valentino narodziła się jego legenda. Jeszcze nasze babki zbierały pocztówki z jego podobizną i jako młode dziewczęta wzdychały po nocach i marzyły o włoskim kochanku. Bez wątpienia zasłużył na miano pierwszego kinowego amanta, który rozpalał wyobraźnię kobiet. Utorował też drogę do kariery znacznie późniejszym bożyszczom kina włoskiego pochodzenia. Wystarczy wspomnieć Ala Pacino czy Roberta De Niro. Ale to już zupełnie inna historia.

Historia
Nie tylko Barents. Słynni holenderscy żeglarze i ich odkrycia
Historia
Jezus – największa zagadka Biblii
Historia
„A więc Bóg nie istnieje”. Dlaczego Kazimierz Łyszczyński został skazany na śmierć
Historia
Tadeusz Sendzimir: polski Edison metalurgii
Historia
Szańce konfederacji barskiej. Jak polska szlachta wystąpiła przeciw Rosji