Był rok 1989. Tomeu l’Amo, nauczyciel biologii, przebywał w Gironie u siostry i tam wszedł do sklepu z antykami. Jego uwagę zwrócił pewien obraz.
– Spojrzałem na kolory i coś mnie tknęło – pamięta i dodaje, ze po obejrzeniu bardzo grubej publikacji z pracami Dalego upewnił się, że to, co widzi, jest dziełem z wczesnego okresu twórczości artysty.
Kupił, nie targując się, obraz 100x70 centymetrów za 20 tysięcy pesetów i wrócił z nim do siebie na Majorkę. – Ten obraz to jedno wielkie szczęście – mówi też po latach.
Prezentuje dzieło dokładnie, pokazując zamieszczoną na nim dedykację: „dla mojego ukochanego nauczyciela w dniu urodzin, 27 września 1896”. No i podpis Dalego. Ale już data roku nie zachowała się w sposób oczywisty i jest przedmiotem sporu, bo wśród możliwych wariantów jest taki, że Dali już wtedy nie żył.
Nabywca dzieła napisał do Figueras, gdzie mieści się muzeum artysty, aby podzielić się wiedzą o swoim znalezisku. Odpowiedziano mu, że mają zbyt mało danych, by uznać obraz za autentyczny – lecz płótno widzieli jedynie na wysłanym im zdjęciu.
L’Amo odłożył sprawę na pewien czas, ale do niej powrócił. Zaczął intensywnie zagłębiać się w biografię artysty i prowadzić własne badania. Zlecił też ekspertyzę obrazu fachowcom, którzy określili pochodzenie barwników. To jednak też nie rozstrzygnęło wątpliwości.
L’Amo postanowił dotrzeć do Roberta Descharnesa, sekretarza i przyjaciela Dalego. – Przez wiele lat to on poświadczał autentyczność dzieł artysty – wyjaśnia specjalistka z Sothebys. Było o co walczyć, na rynku aukcyjnym ceny prac Dalego osiągają nawet 20 milionów dolarów.