Powieść Thomasa P. Cullinana już w 1971 r. przeniósł na ekran Don Siegel, powierzając główną rolę Clintowi Eastwoodowi. Sofia Coppola, która zawsze odżegnywała się od robienia remake’ów, przyznała, że chciała tę historię opowiedzieć z punktu widzenia kobiet. I opowiedziała. Dostała nawet za to nagrodę za reżyserię w Cannes, bo rzeczywiście film jest stylistycznie bezbłędny. Tyle że elegancka inscenizacja i piękne, wysmakowane zdjęcia nie były w stanie ukryć schematyzmu i pustki.
A więc wojna secesyjna, amerykańskie Południe. W pensji dla dziewcząt zostało pięć uczennic i dwie nauczycielki. Jedna z panienek znajduje rannego jankeskiego żołnierza. W szkole kapral będzie dochodził do zdrowia. Jednak pojawienie się mężczyzny zmienia życie siedmiu kobiet. Mieszkanki pensji inaczej się zachowują, wyraźnie rywalizując między sobą o względy faceta. I tak będzie do chwili, gdy zawiedzione postanowią się na swoim przypadkowym gościu zemścić.
Rozumiem, że Coppola chciała pokazać, jak bardzo inny staje się świat kobiet, gdy zjawia się w nim mężczyzna. Rodzi się pożądanie, rywalizacja. W uczennicach z pensji budzi się kobiecość, w nauczycielkach – wyparte już uczucia i tęsknota za wyrwaniem się z uwierającej jak gorset rzeczywistości, nadzieja na pełniejsze, lepsze życie, na przyznanie sobie prawa do miłości, seksu, może macierzyństwa. Do opuszczenia murów szkoły, która kazała im się stać wzorem skromności i cnoty, uśpić w sobie marzenia, spontaniczność, ciekawość świata.
I ten początek filmu jest przekonujący. Ale potem jest coraz gorzej, aż wreszcie ogląda się „Na pokuszenie” jak stary sztych, udający, że dotyka prawd uniwersalnych. Nie ma tu nawet ostrego spojrzenia na przeszłość. Zniknęło z ekranu to, co ciekawe było w powieści Cullinana i filmie Siegela: polityczno-społeczne tło wojny secesyjnej, problemy rasizmu i niewolnictwa.
Coppola wycięła z tej opowieści nawet czarnoskórą służącą. Zostały panie i panienki prężące się przed przystojnym, ale nieciekawym facetem i uchylające mu drzwi do swoich pokojów. Feminizm sprowadzony do tego, że kobiety walczą o kogoś, kto bez skrupułów korzysta z sytuacji? A potem się mszczą, gdy „Na pokuszenie” z kina psychologicznego przekształca się w krwawy thriller.
Wszystko razem zostaje w tyle za klasą oryginału. Nie dorównuje też najlepszym filmom samej Coppoli. W „Między słowami” czy „Somewhere. Między miejscami” potrafiła subtelnie opowiadać o samotności, o delikatnych, głęboko skrywanych uczuciach i tęsknotach. W „Na pokuszenie” wali widza obuchem w łeb. Z każdą minutą filmu bardziej prymitywnie.