— Jako młoda dziewczyna podświadomie szukałam takiego konserwatywnego i szacownego miejsca — twierdziła — Ojciec był człowiekiem starej daty, miał nadzieję, że — jak przystało na przyzwoitą kobietę — skończę studia, zostanę nauczycielką i jakiemuś dobrze ustawionemu, spokojnemu człowiekowi urodzę trójkę dzieci. Dzisiaj myślę, że ta Comedie Francaise była dla niego. Ale Comedie Francaise jest ogromnie wymagająca, pochłania aktora bez reszty. A mnie ciągnęło kino i zupełnie inne życie.
Kiedy zaproponowano jej długoletni kontrakt i bardzo poważne role, przestraszyła się. Rzuciła teatr, zwłaszcza, że zjawił się wtedy w jej życiu Louis Malle i zaproponował jej główną rolę w filmie „Windą na szafot”. Malle był wówczas zupełnie nieznany, ale Moreau zakochała się w jego scenariuszu. Tak zaczęła się ich współpraca, która wkrótce przyniosła jej też rolę w „Kochankach”. Moreau stała się jedną z ulubionych aktorek twórców Nowej Fali. Świetne kreacje stworzyła w filmach Francois Truffauta „Jil i Jim” oraz „Panna młoda w żałobie”. Ale pracowała też z innymi: Michelangelo Antonionim („Noc”), Louisem Bunuelem („Dziennik panny służącej”), Josephem Loseyem („Eva”), Tony’m Richardsonem („Mademoiselle”, „Marynarz z Gibraltaru”), Orsonem Wellesem („Proces”, „Falstaff”, „Nieśmiertelna historia”). Ten ostatni nazwał ją „największą aktorką świata”.
— Był wielkim kłamcą, ale jakże piękne historie potrafił opowiadać. A Jean Coctaeu mawiał, że piękne kłamstwo może stać się prawdą. Orson pracował jak tytan, myślał o filmie nieustannie, potrafił rano zmieniać i dopisywać sceny. Dużo mu zawdzięczam — opowiadała o swoich reżyserach Moreau.
Moreau uchodziła za kobietę piękną, inteligentną i ogromnie niezależną. Miała trzech mężów i bardzo wiele romansów. Słynęła z tego, że zakochiwała się reżyserach. Była związania m.in. z Louisem Malle’m, Williamem Friedkinem i Tony’m Richardsonem, ale też z Pierre’m Cardinem, Lee Marvinem, Thoe Roumbanisem, Jean-Louis Richardem. Z tym ostatnim miała syna, który został malarzem.
— Los zetknął mnie z takimi wspaniałymi mężczyznami... Trudno się było nie zakochać— powiedziała mi śmiejąc się — Przyciągałam ich do siebie, bo byłam wystarczająco inteligentna, by z nimi rozmawiać i wystarczająco wolna i w tej wolności wyzywająca, by ich intrygować. Ze wszystkimi się potem przyjaźniłam. Nie rozumiem ludzi, którzy rozstają się w nienawiści, nie chcąc na siebie patrzeć. Dla mnie mężczyźni, których kochałam są prawdziwym skarbem. Kiedy miłość się kończyła, stawali się dla mnie jak bracia.
Wierna była sztuce. Kinu, które pokochała miłością największą. Grała niemal do ostatnich dni. Szukała różnych wyzwań. Wystąpiła w izraelskim filmie Amosa Gitaia „Pewnego dnia zrozumiesz”, w „Estonce w Paryżu” Ilmara Raga zagrała tytułową starszą panią, która przed latu wyemigrowała z własnego kraju i osiadła w Paryżu. W 2012 roku wystąpiła w ostatnim pełnometrażowym filmie stareńkiego Manoela de Oliveiry „Gebo et l’ombre”. A jeszcze dwa lata temu zagrała babcię głównego bohatera filmu „Les talent des mes amis” Alexa Luxa. Nie stroniła też od seriali.