Pierwszy pokaz „Łotra 1”, tak jak w przypadku ubiegłorocznego „Przebudzenia mocy”, rządził się restrykcyjnymi regułami. Do sali mogli wejść tylko zaproszeni goście z listy zaakceptowanej przez Disney Polska. Telefony komórkowe musiały zostać zapakowane w hermetyczne folie, a na schodach stali pracownicy z latarkami uważnie pilnujący, czy przypadkiem żaden z gości nie próbuje robić filmików bądź zdjęć. Nawet gdyby ktoś próbował, to raczej nic by z tego nie wyszło, bo przecież pokaz był w 3D. Nagrania i tak byłyby niewyraźne.

„Łotr 1” w reżyserii Garetha Edwardsa (ma na koncie także nową wersję „Godzilli” z 2014 r.) spełnia oczekiwania i wydaje się być momentami nawet lepszy niż „Przebudzenie mocy” sprzed roku, za którym stał J. J. Abrams. Potwierdzają to także przychylne opinie amerykańskiej prasy.

A niepewność była olbrzymia. Po pierwsze, „Łotr 1” nie jest kolejną częścią sagi o Luke’u Skywalkerze, Darthie Vaderze, Hanie Solo i Księżniczce Lei, tylko poboczną historią sagi. Tak zwanym spin-offem. Po drugie, scenariusz był kilkukrotnie poprawiany, a także dokręcano dodatkowe sceny. Do pomocy zatrudniono Tony’ego Gilroya – człowieka, który uratował już niejeden film i ma duże zaufanie wielkich studiów produkcyjnych, jako wszechstronny filmowiec.

Perturbacji produkcyjnych na ekranie nie widać. Jest dużo akcji, humoru i świetnych dialogów. Nie brakuje licznych nawiązań i postaci z oryginalnej trylogii z Darthem Vaderem włącznie. Ben Mendelsohn znakomicie wciela się w rolę głównego czarnego charakteru: służalczego i bezwzględnego Krennica. Diego Luna w roli rebelianta kapitana Andora wnosi powiew kina przygodowego, a duet wojowników Mocy: Chirrut (Donnie Yen) i Malbus (Wen Jiang) to klasyczny kumpelski tandem oparty na sprzecznych charakterach. Następca C3-PO, czyli przeprogramowany android K-2S0 sypie sarkastycznymi uwagami jak z rękawa.
Jedyną słabością jest nieco zbyt sztampowy wstęp, oparty na relacji głównej bohaterki – Jyn Erso (Felicity Jones) z jej ojcem Galenem Erso (Mads Mikelsen). Duński gwiazdor, mimo że ma całkiem sporą drugoplanową rolę, to szczerze mówiąc nie ma co grać. Ten wątek nie przekonuje przede wszystkim w wymiarze emocjonalnym, podobnie jak postać nawróconego Szturmowca (Riz Ahmed). Pomimo tych niewielkich mielizn rozwiązania scenariuszowe są niebywale zaskakujące.

Budżety i wpływy

Produkcja poprzedniego filmu z serii „Gwiezdnych wojen" – „Przebudzenia mocy" kosztowała 200 mln dolarów, ale zwróciło się to już po kilku dniach od premiery, bo zyski wyniosły 250 mln po pierwszym weekendzie. W sumie film zarobił ponad 2 miliardy dolarów. Według szacunków „Łotr 1", który właśnie trafia do kin, kosztował także ok. 200 mln dolarów. Prognozuje się, że może zarobić podobnie jak „Przebudzenie mocy". Kluczowe okażą się pierwsze recenzje i reakcje miłośników sagi, którzy docenią film albo go zniszczą na forach i w komentarzach internetowych.